piątek, 25 listopada 2016

Rozdział 74: Gwendolyn?


Elajza usiadła po turecku na łóżku w swoim pokoju. Przed nią leżał laptop. Co rusz wpisywała i kasowała tekst. Szukała w Internecie jakichś domowych sposobów leczenia.
-Co robisz Elajzo? - Legroid wskoczył na kołdrę.
-Szukam... - zamilkła na moment uważnie wpatrując się w ekran. Kiedy jednak zorientowała się że nie jest to to czego szuka wyszła z przeglądarki. - Miałam nadzieję że w Internecie znajdę jakieś przepisy na domowej roboty maści, leki.
-Grozi nam zagłada, a ty zamierzasz bawić się w znachorkę? - głos bakugana ciemności przepełniony był gniewem, ale i nieukrywanym zdziwieniem.
-Potrzebuję czegoś żeby wyleczyć rany Miry i Ace'a. Wiesz...czegoś co przyśpieszy gojenie się tych ran. Te maści kupione w aptece dają mało zadowalający efekt. Pomyślałam wiec że może Internet mi jakoś pomoże. Naturalne sposoby leczenia są lepsze. Nie uwarzę nowego eliksiru który mógłby ich wyleczyć bo nie wiem jak vestaliański organizm mógłby na niego zareagować.
Ponownie najechała kursorem na logo przeglądarki kiedy...ekran zrobił się czarny.
-Co jest? Coś się zepsuło? - zaskoczona Elajza zaczęła dokładnie oglądać urządzenie w poszukiwaniu jakiejś usterki. - Powiedz Legroidzie, wcisnąłeś coś?
-Nie. - odparł sucho bakugan. - Od jak dawna przeglądasz ten Internet?
-Hmmm...wydaje mi się że...od trzech godzin.
-Laptop był w pełni naładowany kiedy zaczęłaś z nim pracę?
Dziewczyna zamaszyście pokręciła przecząco głową.
-Czyli bateria się rozładowała.
-Mam nadzieję że Marucho nie ma w planach używać na razie tego laptopa. - zastanawiała się na głos. To właśnie od Marukury pożyczyła sprzęt. - No nic. Podłączę go do ładowarki i poczekam aż się naładuje.
-Jest już noc. Nie powinnaś teraz być u Miry i Ace'a? Może się już obudzili? Powiedziałaś że do nich zajrzysz.
-Racja, racja.
Czarownica wstała z łóżka. Zachwiała się.
-O rany. Nie czuję nóg. - powiedziała przytrzymując się rzeźbionej kolumny baldachimu.
-To tym bardziej powinnaś się przejść do Miry i Ace'a. - postanowił Legroid. - Potem poszukasz tych swoich ziółek.
Żeby się rozruszać Elajza wybiegła z pokoju. Z początku sprawiało jej to trudność. W łydkach poczuła to nieprzyjemne mrowiące uczucie.
Ostatnie kilkanaście stopni w dół pokonała w szybkim tempie.
Kiedy już była niedaleko drzwi, zwolniła, tym samym zmieniając szybki bieg na trucht.
Otworzyła powoli drzwi i weszła do pokoju. Światło księżyca wpadające do pokoju pozwoliło jej dokonać szybkiej oceny sytuacji. Mira i Ace wciąż leżeli nieprzytomni, a Spectra spał. Siedział na krześle z założonymi rękami na klatce piersiowej z lekko pochyloną głową do przodu. Poczuła lekki zawód. Myślała że gracz Darkus'a i wojowniczka Subterry się już obudzili.
Podeszła do Ace i nachyliła się nad jego łóżkiem. Oddychał spokojnie i równo. Tak samo postąpiła wobec Miry. Jej oddech też był stabilny. Nie zaświeciła światła, bo nie chciała obudzić Spectry.
Phantom drgną. Elajza myślała że się obudził, ale nie. Odwróciła się na pięcie. Nie wykonała nawet jednego kroku kiedy usłyszała głos Spectry.
-Gwendolyn... - wymamrotał przez sen.
Karo odwróciła się w miejscu i popatrzyła na niego wzrokiem pełnym zdumienia. Gwendolyn?
Co za Gwendolyn?
Wojowniczka Legroid'a pokręciła głową i wyszła.
-Legroidzie słyszałeś to co powiedział Spectra przez sen?
-Tak. Ciekawe kto to jest ta Gwendolyn.
-Nie wiem. Może to ktoś z rodziny? Może to ich...matka?
-Wątpię. Gdyby to była ich matka to Spectra nie zwracałby się do niej po imieniu. Co jak co, ale żeby przejść na "ty" z własnym rodzicem...
-Więc może to jakaś ich znajoma?
-Dlaczego mówisz "ich"? Nie masz przecież pewności że ta cała Gwendolyn jest też w jakiś sposób powiązana z Mirą.
Elajza nic nie powiedziała, tylko pokiwała głową ze zrozumieniem.
Kimkolwiek jest ta Gwendolyn, ma jakiś związek ze Spectrą jest to fakt niezaprzeczalny. Tylko teraz pojawia się pytanie: Kim ona jest, i co ma wspólnego z Keith'em?
Czarownica ponownie pokręciła głową. Przystanęła na moment. Już wysnuwa teorie, już zadaje pytania, a nawet nie wie co to za dziewczyna.
-Jeśli już skończyłaś dumać, to proponuję wrócić do pokoju i na powrót zacząć przeszukiwać Internet. - rzucił podirytowany bakugan.
Usłyszawszy to Elajza otrząsnęła się i ruszyła dalej w drogę powrotną do pokoju.

***
muzyka

 
Dana obudziła wibracja telefonu. Chwilę błądził oczyma w ciemności próbując przypomnieć sobie gdzie się znajduje. Leżał na czymś miękkim. Na łóżku? Chyba tak. To jego łóżko, w jego pokoju. A Drago...Kuso odruchowo sięgną do kieszeni kurki. Nie było tam jednak jego bakugana. Sięgną do kieszeni spodni. Tu też pudło. Więc gdzie jest...Ah no tak. Zabrali go Vexosi. Szatyn westchną zrezygnowany i spojrzał w bok. Na jego ramieniu spoczywała głowa Runo. Sama niebiesko-włosa zaś spała, wtulona w swojego chłopaka. Chłopak sięgną dłonią do kieszeni w której był jego telefon.

Do: Dan
ELZ: Jesteś zajęty?

Chłopak popatrzył na Runo. Nie obudziła się. Nadal spokojnie spała w jego ramionach.
Szybko odpisał Wojowniczce Darkus'a.

Do: Elz
DAN: Nie, a co?

Równie szybko dostał też odpowiedź.

Do: Dan
ELZ: Herbata z cytryną czy bez?

Kuso uśmiechną się delikatnie. Wiedział że to jest swego rodzaju zaproszenie na spotkanie.

Do: Elz
DAN: Z. Gdzie i za ile?

Do: Dan
ELZ: W altance w ogrodzie za pięć minut.

Do: Elz
DAN: Ok.

Chłopak starając się nie obudzić Runo wstał z łóżka i wziął koc który leżał na krześle przy biurku. Okrył nim zielonooką i wyszedł po cichu z pokoju.
Kiedy już znalazł się w ogrodzie stwierdził że jest dość ciepło, nie licząc lekkiego wiatru który od czasu do czasu przepędzał to ciepło.
Białowłosa dziewczyna siedziała w altance którą oświetlało chłodne światło księżyca, przy stole. Kiedy usłyszała odgłos kroków chłopaka przestała wpatrywać się w swój kubek.
-Cześć. - przywitał ją Dan.
-Hej.
-Masz? - spytał z uśmiechem.
-Mam. - odwzajemniła uśmiech i podała mu kubek z herbatą.
Usiadł na krześle.
-I jak tam? - zapytał.
-Tak sobie, a u ciebie?
-Też.
Zapadła cisza, którą po jakimś czasie wypełnił śmiech dziewczyny.
-Co? - Dan popatrzył na nią.
Ta nadal się śmiejąc nachyliła się w jego kierunku tak jak gdyby chciała mu coś powiedzieć.
-Ty to...słyszałeś? - zapytała nadal się śmiejąc.
-Co niby?
-Tę...naszą... - przerwała, próbując się uspokoić. Kiedy jednak jej się to nie udało kontynuowała: -...rozmowę. Gadamy jak tacy znajomi co nie widzieli się przez długi czas, a i tak nie mają o czym rozmawiać.
Gracz roześmiał się słysząc to.
-Faktycznie. Jenyyyyyy. - zaniósł się śmiechem. - Nie no my to jesteśmy udani Elz.
Dziewczyna nadal histerycznie się śmiejąc pokiwała głową potakująco.
-Ja nie mogę. - powiedziała w końcu Elz kiedy zaczęła się już uspokajać. - Tego mi było trzeba.
-Wiesz że mi też? Nie dziwię się czemu mówią że śmiech to zdrowie.
-Ty słuchaj. - Elz położyła mu dłoń na ramieniu i ponownie zaczęła się śmiać. - Od teraz jak będę chora i lekarz mi będzie przepisywał leki to mu będę mówić: " Panie doktorze niech mi pan nic nie przepisuje ja mam taki sprawdzony lek na wszystko. Nazywa się Dan Kuso. "
Kuso wybuchną śmiechem i włączył w telefonie piosenkę Room To Breathe You Me At Six.
Zawiał wiatr.
-Mam nadzieję że jutro zimno nie będzie. - Dan poprawił kurtkę i uniósł swój kubek do góry tym samym wznosząc toast. - Za przyjaźń.
-I za Bakugan. - dodała Elz również robiąc to co Dan.
Stuknęli się kubkami.

"I feel a little lost in this world
I try a little noise and choke
I've honestly never felt this alone
Oh, I just need someone."


-Więc co robimy z... - Kuso nie dokończył swojego pytania. Nagle oboje przestali się śmiać.
-Nie gadajmy o tym. Przynajmniej na razie. - westchnęła Elz mieszając łyżką swoja herbatę. Wiedziała że Danowi chodzi o ich bakugany.
-Jak dorwę Mylene i Hydrona to tak ich załatwię że już nigdy nie stoczą żadnej bitwy. - Dan zagryzł zęby i zacisną obie dłonie na kolanach.
Elz była tak samo wkurzona jak on chociaż tego nie okazała. Milczała wpatrując się w Dana.
"Przyjaciół się tak nie traktuje Hydron. Tak się po prostu nie robi bo to nie fair." - pomyślała.
-Dan. - powiedziała z naciskiem.
-Wybacz. Mieliśmy o tym nie rozmawiać, ale...
-Wiem że jesteś zły. Ja też, tylko że nie mam puki co nastroju na takie rozmowy. Porozmawiajmy o czymś innym. Co dzisiaj robiłeś?
-Siedziałem w pokoju i nic nie robiłem. Dopiero jak przyszła Runo to wstałem z parapetu.
-Przyszła do ciebie Runo?
-Tak. Nadal śpi u mnie w pokoju.
Na usta Elz wkroczył uśmiech.
-Powiadasz że ona śpi u ciebie w pokoju?
Dan spojrzał na nią z politowaniem.
-A ty zboczeńcu co robiłaś dzisiaj? Hm?
Elizabeth zaśmiała się słysząc to pytanie.
-No ja dzisiaj też siedziałam w pokoju i nic nie robiłam. Do ciebie przyszła Runo, za to do mnie Elajza. - powiedziała.
-Pewnie obie się zmówiły.
-Pewnie tak. - powiedziała patrząc na Dana. - Słuchaj one wymyśliły taki plan: "Ja pójdę do niego ty pójdziesz do niej, a potem robimy zamianę." Tyle że do zamiany nie doszło bo Runo się u ciebie ekhm...trochę zasiedziała.
-Przestań już. Podteksty odłóżmy na kiedy indziej.
-No dobra.
Dan świetnie zdawał sobie sprawę z nieprzyjemnej i ciężkiej atmosfery. Dlatego też nie dziwił się że Elz próbuje ją jakoś rozluźnić żartami. Sam miał ochotę gadać o wszystkim byle nie o Vexosach, ale nie wypadało pozostawić tej sprawy przemilczanej.
-Ja nie mogę. Brother za niedługo szkoła. - westchnęła fiołkowo-oka i napiła się herbaty z cytryną.
-A weź mi nawet nie przypominaj. Jak nie załatwimy Zenoheld'a przed rozpoczęciem roku szkolnego to...
-...to będzie dupa. - dokończyła za niego.
-Dokładnie.

"I need a little room to breathe
You're making this harder for me
When all I need is to be set free
I need a little time to think
And if you ever really loved me
Then all I need is a little room to breathe."

Piosenka się skończyła. Dan włączył ją ponownie i położył telefon na stolik.
-Ja się nie tylko Zenoheld'em martwię. Te Damy nie dadzą mi żyć.
-Mówisz o "Damach strojnych w elegancję"? To był w ogóle na tym świecie ktoś komu one dały żyć?
Elz roześmiała się.
-Nie.
-Musisz walczyć o swoje Elz. Nie możesz im dawać sobą pomiatać.
-I nie daję, ale sam ich widok mnie wkurza.
-Nie dziwię się.
-A właśnie. Ty będziesz chodził od tego roku do szkoły do BayView?
-Mhm. Razem z Julie. - powiedział poprawiając but u lewej nogi.
-Fajnie masz. Ej może ja się do was przepiszę. Powiem ciotkom że to świetne rozwiązanie i będzie super.
-A opłaca ci się teraz przepisywać? To ostatni rok. - powiedział, a po chwili się ożywił. - Ej wiem. Pójdź do liceum do BayView. Gimnazjum skończymy tam gdzie skończymy, a do liceum pójdziemy całą trójką. Może Marucho da się też namówić. Swoją drogą ciekawe gdzie Shun idzie. Zapytam się go kiedyś.
-To by było ekstra. -powiedziała przykładając obie dłonie do gorącego naczynia z napojem.
-No. Pogadaj z ciotkami, na bank się zgodzą. - Kuso upił parę łyków swojej herbaty.
Znowu zapadło milczenie. Jedynie grająca piosenka You Me At Six wskazywała na obecność kogokolwiek w ogrodzie.

"I've been through and seen a lot
Lived at the bottom and the top
We're on borrowed time,
But time isn't enough
I'm just trying to be, the best me I can be
Oh, when I fall down
It's just me and the ground
I am no king, I have no throne."

-Dobra. - odezwała się Elz. - Ciągle mówię żeby odłożyć ten temat na potem, a przecież to właśnie z jego powodu chciałam się spotkać. Jak odzyskamy nasze bakugany?
-Nie mam pojęcia.
-No ja właśnie też nie. Jesteśmy do niczego. Elajza i Myrna miały rację.
-I Runo. Chwileczkę...rozmawiałaś z Myrną? Jak?
-Tajemnica. - puściła do niego oko.
-Sister gadaj, a nie mi tu pieprzysz.
-Dostałam od Elajzy takie lusterko w którym może się pojawiać Myrna. Dodatkowo to lusterko umożliwia mi rozmowę z nią, nawet jeśli nie mam go przy sobie.
-Aaaaaaaa.
Wsłuchując się w utwór jednego z ulubionych zespołów, oboje zastanawiali się co mogą zrobić. Bo do tej pory nie zrobili nic. NIC.
W pewnej chwili Dan zerwał się na równe nogi.
-Co jest? - zapytała go Brettley.
-Wymyśliłem coś. I albo ten plan jest genialny, albo ja jestem głupi. - powiedział uważnie spoglądając na dziewczynę.
-Dawaj.
-Wykradniemy ich po prostu z pałacu Vexosów. - przeszedł do rzeczy mając na myśli oczywiście ich bakugany.
-Dan. - zaczęła poważnie dziewczyna kładąc mu dłoń na ramieniu. - Ty nie jesteś głupi. Ty jesteś popierdolony. - nieznacznie uniosła głos przy ostatnim słowie.
-Ja nie żartuję Elz.
-Ja też nie. Nie możemy włamać się do ich pałacu. Takie spontaniczne plany zazwyczaj kończą się fiaskiem.
-Właśnie. ZAZWYCZAJ. Moje plany może i są spontaniczne, ale działają...zazwyczaj.
-I o tym właśnie mówię.
-Elz, ty też tak jak ja chcesz odzyskać swojego bakugana. Nie możemy czekać.
Dziewczyna w milczeniu przyglądała się Danielowi rozważając jego słowa.
-Ech...no dobra. - wypaliła przez zaciśnięte zęby. Była zrezygnowana i jednocześnie trochę zła że tak łatwo odpuściła. - A zabierzemy kogoś w ogóle ze sobą do tego pałacu?
-Nie. Nie chcę nikogo narażać. Powiemy im tylko o tym planie, ale nic więcej.
-Okej.

"I need a little room to breathe
You're making this harder for me
When all I need is to be set free
I need a little time to think
And if you ever really loved me
Then all I need is a little room to breathe."

-Więc chodźmy.
-Moment, ale że teraz? Już tak od razu? Nie musimy się przypadkiem jakoś przygotować? Nie szarżujmy tak. Ja wiem że chodzi o życie naszych bakuganów, ale nie zapominaj że jeżeli my zginiemy to nikt im już nie pomoże. Poza tym, naprawdę chcesz wszystkich pobudzić?
-Nie obchodzi cię los Centuriona?! Mówisz tak jakbyś miała go daleko gdzieś! - zwołał wściekły. W jednej chwili ze spokojnego, zamienił się w rozłoszczonego Dana.
-Ja też jestem zła, ale musimy działać rozsądnie! - krzyknęłam. - I wiesz co ci powiem?! To ty masz w dupie Drago skoro wymyślasz takie nieprowadzące do niczego pomysły!
-Przynajmniej staram się coś wymyślić! A ty nic nie wymyśliłaś!
-Bo chcę obmyślić plan na SPOKOJNIE, a nie na SPONTANA.
-Jasne, jasne.
-Sugerujesz że kłamię?
-A nie?
I tutaj Dan uraził dziewczynę.
-Wiesz... - zaczęła powoli i spokojnie. - Ja nigdy nie posądziłam cię o kłamstwo w tak ważnej sprawie.
-Elz...ja...przepraszam. - powiedział.
-A ja przepraszam za to że powiedziałam że masz w dupie Drago. Wiem że się o niego martwisz.
-Tak jak ty o Centurion'a.
-Tak. Hm...Gdyby byli tutaj to na pewno powiedzieliby żebyśmy się nie kłócili.
-Zaczęliby mówić że przyjaciele nie powinni się ze sobą kłócić...
-W konsekwencji pewnie zostaliby włączeni do tej kłótni. - powiedziała Elz. Po jej ustach błąkał się uśmiech.
-Miałaś rację. Z tym że nie powinniśmy teraz mówić reszcie o naszym planie.
-Ohoho. Nie, nie. Mnie w to nie mieszaj. To twój plan. - powiedziała wskazując na niego i unosząc znacząco brwi.
Dan usiadł z powrotem, chwycił telefon i włączył inną piosenkę. Oryginalną wersję The Sound Of Silence z 1964 roku.

"Hello darkness, my old friend,
I've come to talk with you again,
Because a vision softly creeping,
Left its seeds while I was sleeping,
And the vision that was planted in my brain
Still remains
Within the sound of silence."

I tak siedzieli wsłuchując się w utwór, patrząc w niebo na gwiazdy i księżyc i pijąc herbatę z cytryną.


"Still remains
Within the sound of silence."  



~Mrokiem łzy przesiąknięte,
już Śmierci słychać śpiew,
siedem istnień przepadało,
i Kryształowe Milenium też...
Nie masz czasami wrażenia
 że ktoś obserwuje Cię, że czyjeś
oczy wodzą za tobą i czyhają
na twą śmierć?
Widzi jak w szkarłacie toniesz,
i wie że wygrał, choć tego nie chcesz.
To właśnie Zło to sprawiło,
ono jest wszystkiemu winne.~



Oto rozdział 74 ^^
Ten jak i poprzedni rozdział
wyszedł mi dość długi, coś mnie
chyba wzięło na pisanie takich długich.
Ale 75, 76, prawdopodobnie 77
są krótsze...trochę.
Zbliżają się święta i jestem z
tego powodu zadowolona, i w sumie
nie ja jedyna. :D
Dan: Ha, ha. Mina ci zrzednie
jak tylko zobaczysz swoje
oceny na półrocze. <.<
Na twoim miejscu
skupiłabym się na własnych ocenach. >.>
O moje nie musisz się martwić,
ale mi miło :3
A skoro jesteśmy już przy temacie świąt...
Shadow: Last Christmas I gave you my heart
but the very next day you gave it away...
Dan: Nie drzyj się. -,-
Shadow: LAST CHRISMASSSSSSS!!!
No cóż. Wracając. Mam w planach napisać
świąteczny one-shot. Jednak to na razie
jest tylko plan. Wszystko będzie zależało
od nauki, i tych zaliczeń na koniec
semestru. Jeśli jednak uda mi się tak
zagospodarować swój czas
żeby napisać tego shot'a to mogę
zapewnić że będzie tam Electra.
Dan: Będzie cmok, cmokkkkk...
Shadow:*zakrywa mu usta dłonią*
Dan:...pod jemiołą.
To podsumowanie wyszło mi
dzisiaj wyjątkowo długie.
Tak więc pozdrawiam moi drodzy :))
PS. Dodałam postaci do kolejnych
części opowiadania, puki co są tylko zdjęcia,
ale już zaczęłam robić ich opisy(taaaaaa
miało się we wtorek i środę wolne bo
maturzyści próbne matury pisali^^")


 

piątek, 18 listopada 2016

Rozdział 73: You would be able to kill just to repeat this day? You'd do it for the Perfect Core?


Runo stała pod drzwiami do pokoju swojego chłopaka. Tkwiła już tam dobre pięć minut. Na początku myślała że po prostu wejdzie i z nim porozmawia, ale najwyraźniej było to trudniejsze niż się wydawało. Swój wzrok przeniosła z klamki na drzwi. Nie wiedziała jaki widok może za nimi zastać. Śpiącego Dana, czy może zdruzgotanego. Zbliżyła dłoń do klamki, ale jej nie nacisnęła. Nawet jej nie dotknęła. Tigrerra widziała smutek i niepewność które malowały się na twarzy jej Wojowniczki.
-Runo...
Błękitno-włosa cofnęła nieco dłoń, ale nadal wpatrywała się w klamkę. Zacisnęła dłoń w pięść.
Stała tak chwilę ze spuszczoną głową.
Usłyszała odgłos otwieranych drzwi i już chwilę potem stała twarzą w twarz z Danem.
-Dan... - tylko tyle była w stanie powiedzieć.
Nie mówili nic dłuższą chwilę tylko patrzyli na siebie.
"Powiedz coś w końcu idioto. Chce usłyszeć twój głos. No powiedz...proszę...Dan..."
Runo jednak nie miała zamiaru wypowiadać tego na głos. Nie wiedziała co ma powiedzieć, o co spytać, co poradzić, jak pocieszyć...więc po prostu przytuliła się do niego. Kuso objął ją i wtulił się w jej szyję. Dziewczyna czuła jego oddech i słyszała równo bijące serce.
Dan puścił zielonooką i wszedł do pokoju. Wojowniczka Haos'a weszła za nim i zamknęła za sobą drzwi.
-Nie było cię na śniadaniu. I na obiedzie. Nie jesteś głodny?
-Nie. - wyszeptał.
-Dan, wszyscy dobrze wiemy że tęsknisz za Drago, ale nie martw się my...
-Co? Uratujecie go? - spytał oschle po czym wybuchł szyderczym śmiechem. Runo mimowolnie się wzdrygnęła.
Uznała że nie warto się na niego drzeć. Nie tym razem.
-Wiesz, my przynajmniej coś robimy. - odrzekła równie oschłym tonem.
-Tak? - tym razem w głosie szatyna nie było, ani grama szyderstwa.
-Tak. Nie siedzimy i nie użalamy się nad sobą. Elajza pilnuje Miry i Ace'a. Nawet nie zapytałeś się co u nich. Myślisz że jak będziesz tu siedział i rozpaczał to pomożesz Drago? Nie. Nam wszystkim go brakuje. Tak samo jak Centurion'a. Bez nich to wszystko wygląda na niekompletne. W końcu nie tylko my należymy do Młodych Wojowników Bakugan. Należą do nich także nasze bakugany. Też są częścią drużyny.
-Wiem o tym, ale powiedz mi co ja mam zrobić? Nie mam bakugana, więc nie mam też jak stanąć z Vexos'ami do walki. Elz ma podobnie. Ja nie chcę narażać nikogo z was więc...
-My sobie świetnie zdajemy z tego sprawę Dan. - nastolatka podeszła do niego. - I zawsze, czegokolwiek nie wymyślisz, będziemy cię wspierać. - wyszeptała.
Patrzyli sobie w oczy dłuższą chwilę. W końcu Wojownik Dragonoid'a złapał swoją dziewczynę w tali, przyciągną ją do siebie i...pocałował.
Zaskoczenie które wpłynęło na twarz Runo, szybko zniknęło tym samym sprawiając że błękitno-włosa zarzuciła Danowi ręce na szyję.
-Czyli co będziesz walczył o Drago? - zapytała Runo kiedy już się od siebie oderwali.
Szatyn z westchnieniem zawodu powiedział:
-No będę. - oświadczył ze smutnym wyrazem twarzy i westchną.
Runo wzięła się pod boki i spojrzała na niego z uniesioną brwią i uśmiechem typu: "Mhm, tak, tak."
Kuso na ten widok roześmiał się. Przyciągną dziewczynę do siebie tak że stykali się czołami.
-Obiecuję. - szepną, splatając przy tym ich dłonie.


***
Zrobiło się już ciemno. Księżyc powoli wschodził i coraz więcej gwiazd pojawiało się na niebie.
Elz nadal tkwiła na parapecie. Patrzyła w księżyc.
-Kiedyś też była taka ładna noc. Wtedy kiedy leciałam z Centurionem nad Warnington. I wtedy kiedy...z nieba zaczęły spadać karty do Bakugana. - szepnęła do siebie podciągając kolana pod brodę i ukrywając w nich twarz.
"A chociażby po to żeby poinformować nas o ich śmierci."
-Mylisz się Legroidzie. Oni żyją, przekonasz się o tym. Tylko że...Elajza ma rację. Nie można się tak smucić. Trzeba działać. - dziewczyna przymknęła oczy. Wspomnieniami wróciła do pewnego dnia. Do dnia który odmienił nie tylko jej życie, ale wszystkich dzieciaków z całego świata.
"Była wiosna kiedy delikatny wiatr przemierzał ulice miasta, podrywając do tańca liście, kwiaty i korony drzew.
Białowłosa dziewczyna biegnąc przemierzała ulice. Zmierzała w stronę jednego z wielu wzgórz które znajdowały się blisko miasta. Kiedy budynki zaczynały coraz rzadziej występować, a więcej było drzew i delikatnych wzniesień terenu, dziewczyna zyskała pewność że jest już blisko lasu. Oczywiście nie miała zamiaru przez niego iść. Niewątpliwie droga wiodąca przez las był krótsza, ale w tych ciemnościach raczej niewiele by zobaczyła, a rozładowany telefon na nic by się jej nie zdał. Postanowiła obejść las. Na jego skraju znajdowała się mała ścieżka. Zdecydowała się nią iść.
Od czasu do czasu spoglądała z obawą w oczach, na krzaki i drzewa po swojej lewej stronie. Nie obawiała się ciemności, ale tego co mogło się w niej czaić. W jej szkole bowiem krążyły plotki iż w tutejszych lasach mogą być wilki. Niewiele osób w to wierzyło, ponieważ warningtońskie lasy nie były aż tak duże, tym samym nie mogłyby stanowić schronienia dla takiego zwierzęcia jak wilk. Jednakże byli też i tacy którzy dawali wiarę tym plotkom, a nawet przywoływali w rozmowach przykłady osób które widziały wilki w tutejszych lasach. Jakby jednak na to nie spojrzeć były to wciąż plotki rozpowiadane przez uczniów.
"Plotki plotkami, ale i tak się cykam." - pomyślała ze wstydem dziewczyna.
Na całe szczęście w końcu minęła las i weszła na szczyt wzgórza. Spojrzała w niebo które całe zasypane było gwiazdami.
"Tej nocy lśnią pięknej niż zwykle."
I rzeczywiście gwiazdy świeciły tej nocy o wiele jaśniej i piękniej niż zwykle. A przynajmniej takie wrażenie mogłaby odnieść osoba patrząca na nie, nie tylko Elz, ale każdy inny mieszkaniec Warnington. W tym momencie gwiazdy były zjawiskowe. Migotały radośnie, tak jakby na coś czekały. Jakby chciały ogłosić uśpionemu miastu że oto tej nocy wydarzy się coś niezwykłego.
Spuściła głowę.
"Szkoda że ja nie jestem jak jedna z tych gwiazd. Zazdroszczę im tego że mogą był wysoko i widzieć wszystko, że mogą całymi nocami, tańczyć z księżycem po atramentowym niebie. One nie muszą chodzić do szkoły i uczyć się ciężkich przedmiotów. One nie piszą kartkówek i sprawdzianów, nie jest im zimno w zimie, i nie jest im gorąco w lecie."
Elizabeth roześmiała się na tę myśl. Bawiło ją to jak czasami głupie i nierealne ma myśli.
Nagle jakiś przedmiot musnął jej nagie ramię. Odwróciła się chcąc zobaczyć co to. Na trawie pośród ciemności leżała karta. Dziewczyna przekrzywiła lekko głowę i zmarszczyła brwi. Zaraz obok przeleciała druga karta świecąca zieloną poświatą. Jednak straciła swój blask gdy tylko zetknęła się z podłożem. Brettley uniosła twarz w stronę nieboskłonu. To co zobaczyła wyparło jej powietrze z płuc. Z nieba spadały karty. Najprawdziwsze karty. I każdą z nich otaczała zielona poświata. Istny deszcz kart - tak można by nazwać to co rozgrywało się przed oczami dziewczyny. Niepewnie wystawiła przed siebie otwartą dłoń. Karta która na nią spadła przestała świecić się gdy tylko dotknęła jej skóry. Białowłosa zacisnęła na niej palce. Deszcz kart się nie kończył. Spadały i spadały. I wyglądały tak jakby nigdy nie miały już przestać.
Trzynastolatka założyła bluzę, zaciągnęła kaptur na głowę i czym prędzej zbiegła ze wzgórza. Pędem ruszyła chodnikiem w stronę domu. Wszędzie znajdowały się te dziwne karty. Kiedy znalazła się na obrzeżach miasta zauważyła że i tutaj ich nie brakuje. Porozrzucane niczym śmieci na trawnikach, chodnikach, dachach, po prostu wszędzie. I nadal ich przybywało. Przyciskając jedną z nich kurczowo do klatki piersiowej, dziewczyna biegła w dobrze sobie znanym kierunku. Do domu. Kiedy poczuła pod podeszwami swoich czarnych trampek znajomy żwir, zaprzestała biegu. Podeszła do drzwi domu i otworzyła je. Schowała kartę do kieszeni długiej czerwonej bluzy i weszła do środka. Czuła zapach naleśników wydobywający się z kuchni i słyszała gwizd czajnika oznajmujący że woda już się zagotowała. Weszła do jasno oświetlonej kuchni. Nikogo nie było. Z kuchni poszła do salonu. Ciotka Melinda siedziała na kanapie z kubkiem parującej herbaty. Nie usłyszała siostrzenicy przez grający telewizor.
Elz rzuciła szybkie spojrzenie w stronę urządzenia. Reporter wiadomości właśnie opowiadał o jakimś wypadku na lotnisku.
-Co robisz ciociu?
-Oglądam wiadomości. Czekam na prognozę pogody. - Melinda uśmiechnęła się do dziewczyny.- Mam nadzieję że będzie jutro słońce.
Elizabeth podeszła do okna i odsunęła delikatnie jasno żółtą zasłonę.
"Cóż na razie puki co jest deszcz." - pomyślała dziewczyna patrząc na karty spadające na ulicę.
-Chyba zrobię sobie herbaty. - oznajmiła Elz od niechcenia. Poszła do kuchni. Wyjęła kubek i torebeczkę herbaty. Wlała gorącą wodę i wsypała cukier po czym złapała za ucho kubka i ostrożnie poszła na schody.
-Powiedz cioci Clarze żeby nie prasowała obrusów bo ja to potem zrobię! - zawołała jeszcze Melinda.
-Okej.
Stawiając powoli kroki Elz w końcu dotarła na górę.
-Ciociu! - zapukała do drzwi sypialni cioci Clary. - Ciocia Melinda kazała przekazać żebyś nie prasowała obrusów bo ona to później zrobi.
-Dobrze! - odpowiedziała zza drzwi kobieta.
Udało jej się dostarczyć kubek do pokoju w całości. Zapaliła światło i odstawiła naczynie z napojem  na biurko. Podeszła do okna. Deszcz kart jakby przybrał na sile.
"Jak tak dalej pójdzie to utoniemy w tych kartach."
Sięgnęła do kieszeni i wyjęła znalezisko.
Karta był czarna z szarym okręgiem, pośrodku. Linie tworzące "pęknięcia" na karcie wpadały prosto do tego dziwnego okręgu w którym również znajdowały się różne zygzaki. Odwróciła ją na drugą stronę. Tu także znajdowały się okręgi. Wzdłuż nich biegły jakieś przedziwne symbole, coś jakby litery, w każdym razie tajemnicze znaki jej nic nie mówiły. Sześć kolorowych symboli natomiast przykuło jej uwagę. Były one ułożone tak że tworzyły okrąg. W środku tego okręgu były linie które przecinały się ze sobą i łączyły poszczególne symbole ze sobą. Przejechała palcem od niebieskiego symbolu do brązowego. Potem od zielonego do żółtego i na końcu od czarownego do czarnego. Przyjrzała się temu ostatniemu. Dziwny symbol jak i sam jego kolor kojarzyły jej się z ciemnością, z nocą, mrokiem. Odwróciła wzrok od karty na okno. Wyjrzała na ulicę i zauważyła że kart spada coraz mniej. Jeszcze raz spojrzała na tą którą trzymała.
"Ciekawe...czym ona jest. I dlaczego spadło ich tak wiele?" - spytała siebie w myślach ponownie spoglądając przez okno na karty walające się po jezdni i innych rzeczach.
Przysiadła do biurka i włączyła laptop.
Weszła na Fcebook'a. Od razu zasypały ją posty związane z tymi kartami. Użytkownicy portalu umieszczali w postach zdjęcia tych kart, zdjęcia ulic, domów zasypanych nimi oraz pytania typu: "Co to za karty? Kto jeszcze taką znalazł? Wie ktoś co to jest i skąd się to wzięło? "
Wiele osób udzielało odpowiedzi na tego typu pytania. Każdy post liczył przynajmniej sto komentarzy.
"Ok-ej. Może odpuszczę sobie to źródło informacji."
Zaczęła przeszukiwać Internet w poszukiwaniu jakichś pomocnych informacji. Żadnych nie znalazła.
"I czemu ja się dziwię? Przecież te karty zaczęły spadać z nieba jakiś kwadrans temu."
Następnego ranka do uszu Brettley dotarły wołania cioci Melindy.
-Elz wstawaj! Spóźnisz się do szkoły!
-Mmm...jest jeszcze wcześnie. - wymruczała ziewając. Lekko uchyliła powieki. Od razu rzucił jej się w oczy budzik wskazujący godzinę 7:42.
-Co?! - podniosła gwałtownie głowę. Spostrzegła że zasnęła przy biurku. Omiotła wzrokiem otwarty laptop, kartę i niedopitą herbatę. Wczoraj do pierwszej w nocy przekopywała Internet. - O matulu za osiemnaście minut mam lekcje!
Szybko wstała i migiem zaczęła biegać po pokoju w poszukiwaniu mundurka.
-Ja nie mogę, ja nie mogę, ja nie mogę! - panikowała.
Starała się jak najszybciej ubrać, a gdy już jej się to udało zgarnęła torbę i zbiegła na dół.
-A śniadanie? - spytała ją ciocia Sophie z kuchni.
Elz w tym czasie siedziała w przedpokoju i ubierała buty.
-Nie zjem dzisiaj. Za chwilę się spóźnię.
-To co takiego robiłaś w nocy że światło paliło się u ciebie do pierwszej? - ciotka Melinda oparła się o futrynę drzwi i ze skrzyżowanymi rękami na piersiach patrzyła na swoją podopieczną. Nie była zła na Elz, choć jej mina mogła mówić coś innego.
-Em...ja...robiłam...no...może powiem wam potem, teraz muszę lecieć. - rzuciła na pożegnanie i wybiegła. Przebierała nogami najszybciej jak mogła. Kiedy w oddali zamajaczyły jej przed oczami mury szkoły uśmiechnęła się. Przyśpieszyła.
-Z drogi, sorry, dajcie przejść, przepraszam! - wołała wymijając uczniów. Pokonała stopnie schodów i wpadła jak burza do budynku.
"Gdzie ja teraz mam? Aaaaaa sala numer 154."
Wbiegła na schody.
-Jezu, dziewczyno kto cię tak załatwił? - spytała przyjaciółkę Lidia.
Elz spojrzała na nią nic nie rozumiejąc. Dyszała ciężko po długim i wyczerpującym biegu i właśnie opierała ręce o kolana.
Lidia wyjęła telefon z kieszeni. Elizabeth przyjrzała się swojemu odbiciu w nim. Włosy miała w totalnym nieładzie, krawat mocno obluzowany, jeden rękaw marynarki podwinięty, a skarpetki były założone na lewą stronę.
-Zaspałam i...ten no...wiesz...
-Dzwoniłam do ciebie.
-Rozładował mi się telefon.
-Spoko. Doprowadź się teraz czym prędzej do ładu zanim Jej Wysokość i jej damy dworu się tutaj zjawią. - powiedziała robiąc palcami cudzysłów przy "Jej Wysokości" i "damach dworu".
Młoda Brettley dobrze wiedziała o kim mówi jej przyjaciółka. "Damy strojne w elegancję".
-Nie wiem co za pojeb wymyślił tę nazwę, ale z pewnością nie był trzeźwy kiedy wpadła mu ona do głowy. - odezwał się ich kolega z klasy William.
Był typowym cwaniakiem z bezczelnym uśmiechem wiecznie przyczepionym do ust.
-Mówisz o Damach? - spytała Elz.
-A o kimże innym miałbym mówić? Coś dzisiaj nie myślisz Elz.
-Odczep się. Ja wciąż śpię.
-Właśnie widzę.
-Elz ty też wczoraj widziałaś ten deszcz kart? - zapytała Lidia.
-Wszyscy o tym mówią. To nocne zdarzenie jest tematem rozmów dzieciaków z całego świata. - powiedział William.
Elz rozejrzała się. Wszyscy uczniowie mówili podekscytowanymi głosami, ale szeptali. Jedno było pewne: wydarzenie wczorajszej nocy nie mogło przejść bez szumu.
-Tak.
-To było niesamowite. - stwierdziła Lidia ze szczerym uśmiechem.
-No, ale właściwie to co to za karty? Przekopałam wczoraj chyba cały Internet i nic szczególnego nie znalazłam.
William i brunetka wzruszyli ramionami.
-Każdy się nad tym zastanawia. Ponoć po necie krąży już sporo plotek na ten temat, ale coś nie chce mi się w to wierzyć. Wszyscy są mega zaaferowani tą sytuacją. 
-Najdziwniejsze jest jednak to że te karty spadała prosto z NIEBA. - wyszeptała Lidia.
-Na chwilę obecną chyba nikt nie może nam pomóc. Nikt nam nie powie co to za karty, ani też skąd się tutaj wzięły...a przynajmniej na razie. - powiedziała białowłosa.
-Hej! - do trójki znajomych podeszły trzy dziewczyny i trzej chłopcy. - Obstawiam że rozmawiacie o tym o czym myślę że rozmawiacie.
-Jeśli mówisz o tych kartach to tak. - Lidia odgarnęła niesforny lok brązowych włosów za ucho.

-Każdy o tym mówi. KAŻDY. - powiedziała Lucy. 
-Nikt nie wie co to jest, skąd to jest, ani do czego to jest. - odezwał się chłopak o brązowych włosach - Oliver.
-To niech lepiej ktoś się dowie, bo zaczynam się bać. - mruknęła Lidia.
-A właśnie na jaki kolor świeciły się wasze karty gdy tylko ich dotknęliście? - spytała dziewczyna o krótkich, kręconych, rudych włosach.
-Co? Nie rozumiem. - Elz spojrzała na nią pytająco.
-No bo kiedy ja dotknęłam swojej karty - tu wyjęła ją z kieszeni marynarki. - to zaświeciła się na niebiesko, a potem wyłoniła się z niej jakaś niebieska kulka. Na początku nie wiedziałam o co chodzi, przyglądałam się tej kulce, a kiedy jej dotknęłam...ta się otworzyła. - ponownie sięgnęła do kieszeni i wyjęła ów przedmiot.
-Ymmm...zamknęłaś ją z powrotem? - spytał Ethan z przekąsem patrząc na niebieską kulkę.
-Coś ty. Kiedy tylko się otworzyła, tak się wystraszyłam że aż ją upuściłam. Potem jednak podniosłam ją z powrotem i położyłam na stoliku. Jak rano zbierałam się do szkoły to ona była zamknięta.
-Czyli co? Sama się zamknęła? - zapytał William.
-Nie mam pojęcia.
-W sumie to...mnie też się to przydarzyło. - powiedziała Lucy. - Karta zaświeciła się na zielono, ale nic z niej nie wyszło.
-Może wyjdzie potem? - podsunęła Ella.
-Moja się zaświeciła, i o losie wyłoniła się z niej ta sama kulka co u ciebie Ella. - Lidia zwróciła się do rudowłosej. - Tylko że ta moja jest białożółta. 
-A mówiliście o tym w ogóle rodzicom? - spytała blondynka imieniem Kimberly. - Bo ja swoim nic o tym nie wspomniałam.
Całe towarzystwo pokręciło głowami na "nie".
-Dobra, chodźmy na lekcję. Bo jeszcze nam spóźnienia powpisują. - Lidia zaczęła iść do sali.
-Serio z twojej karty się coś wyłoniło? - Elizabeth złapała przyjaciółkę za ramię.
-Tak, ale nie otworzyło się.
-Mi nic takiego się nie przytrafiło. - wyznała Elz.
-Naprawdę?
Białowłosa potwierdziła skinięciem głowy.
-Brettley, Bernard wchodzicie czy nie? - z sali dobiegł je głos nauczycielki.
-Oczywiście że wchodzą. One aż gonią. Nareszcie matematyka. Nie mogłem się jej doczekać. - William zarzucił obu dziewczynom ramiona na szyje i wszedł z nimi do klasy.
Nauczycielka popatrzyła z uśmiechem rozbawienia na chłopaka.
-Rusz się Olsen. - zaśmiała się Kimberly i popchnęła chłopaka.
-No dobra już skończcie. William, Lidia, Elz, Kimberly wchodźcie już.
Elz wróciwszy po zajęciach do domu, rzuciła się na łóżko w swoim pokoju. 
-Ahhh...i na reszcie w domu. Leżała tak chwilę. Kiedy jednak kolana zaczęły ją boleć podniosła się i podeszła do biurka. Podniosła kartę. Ponownie przyjrzała się jej uważnie. Jednym szybkim ruchem obróciła ją na drugą stronę i wtedy karta zaświeciła na fioletowo. Jednak najdziwniejsze było to że zaświeciła tylko z jednej strony. Elz wystraszyła się i cisnęła kartę w kąt. Obróciła się na pięcie z zamiarem oddalenia się gdy usłyszała dźwięk przedmiotu uderzającego o podłogę oraz jakiś dziwny świst. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt że odgłos ten był zbyt głośny jak na kartę rzuconą o ziemię. Świst na pewno wywołała karta, ale ten drugi dźwięk? Ten drugi na pewno nie wywołała karta. Dziewczyna odwróciła się. W kącie pokoju tuż przy szafie leżały dwa przedmioty: karta którą przed chwilą rzuciła i mała czarnofioletowa kulka.
Elizabeth podeszła szybko do przedmiotów i zgarnęła je z ziemi. Szczególnie zainteresowała się kulką.
-Hmmm...to pewnie to o czym mówiła Ella. - dziewczyna uważnie przyglądała się przedmiotowi swoimi fioletowymi oczami. Postukała palcem wskazującym w czarnofioletowe znalezisko i wtedy kulka się otworzyła. Elz upuściła ją zaskoczona. Przedmiot poturlał się po ziemi.
-To wygląda...jak...żółw. - stwierdziła kiedy znów chwyciła kulistą rzecz do ręki."

Żółwoid był moim pierwszym bakuganem. - wyszeptała. - Miałam ich trochę. Do puki nie spotkałam Maskarada. Zabrał mi je, ale Centuriona mi nie odebrał.
Pociągnęła nosem i przyłożyła głowę do chłodnej szyby.
-Weź się w garść dziewczyno! - zawołała Myrna.
-Jak? Chcę mu pomóc, ale nie wiem jak mam to zrobić.
-Porozmawiaj z Kuso. Wymyślcie coś.
-A nie możesz nam pomóc?
-Nie będę cię we wszystkim wyręczać, ale musicie szybko działać. Zenoheld nie może ich dostać. Żeby jego plan zadziałał musi mieć oba Rdzenie. Na nic mu się nie zda tylko jeden z nich.
-Naprawdę?
-Tak. Rdzeń Nieskończoności jest kulą pozytywnej energii potrafiącej naprawić szkody. Potrafi przywrócić do życia, uleczyć. Jest zupełnym przeciwieństwem swojego siostrzanego Rdzenia. Nieskończoność może tworzyć najprawdziwsze cuda, a Cisza nie. Rdzeń Ciszy jest za to rdzeniem który tylko niszczy. Żeby w świecie bakuganów panowała ogólna harmonia i ład te dwa skupiska energii muszą się łączyć. Razem tworzą Perfekcyjny Rdzeń.
Białowłosa Wojowniczka Darkus'a pokiwała głową ze zrozumieniem.
-Rzeczywiście, zapomniałam o tym. A Centurion tyle mi o tym mówił.
-No więc? Ogarniesz się czy może moje słowa tak samo jak Elajzy pójdą w zapomnienie?
-Obie mi bardzo pomogłyście...i obie macie rację. Muszę pogadać z Danem.
Chwyciła za telefon.


No to w takim razie
rozdział 73 możemy sobie odhaczyć.
Jestem szczerze zdumiona jego długością.
Wydaje mi się że jest on jak do tej pory
najdłuższym rozdziałem opublikowanym na
tym blogu, aczkolwiek mogę się mylić.
Wyszedł prawie tak jak chciałam(jest w nim drobne
niedociągnięcie, ale i tak jestem z niego
dumna^^).
Dan: A z jakiego rozdziału
ty nie jesteś dumna? >.>
Yyyyy...nie wiem.
Rozdział 74 opublikuję w przyszłym tygodniu
gdzieś tak na dniach powszednich.
Shadow: Nooo jakbym ja sobie labę zrobił to
też bym sobie mógł pozwolić na takie
szastanie rozdziałami na lewo i prawo <.<
Nie robię sobie laby jasne?
Powód jest zupełnie inny.
Shadow: Jasne, jasne.
Tak więc mam nadzieję że rozdział
choć trochę wam się podobał i pozdrawiam ^^


 

czwartek, 10 listopada 2016

Rozdział 72: Ego ad te inveniet amicum.*


Słońce powoli znikało za horyzontem kiedy Wojownicy siedzieli w salonie. Rzecz jasna nie wszyscy.
W pomieszczeniu panowała trudna do zniesienia cisza.
-A może... - zaczęła niepewnie Runo. - Polecimy do Vexosów i odzyskamy Drago i Centurion'a? W końcu trzeba ich uratować, nie?
-Runo czy ty sama siebie słyszysz? - zapytała dziewczynę Tigrerra.
-Wiem że to głupi plan, ale po prostu... - w tym momencie dziewczyna zawiesiła się i spuściła głowę. - Nie lubię jak jest taki smutny. - dokończyła szeptem.
-Jak dla mnie Runo ma rację. Musimy im pomóc. Jaką my mamy pewność że Drago i Centurion...jeszcze żyją? Żadną. - powiedział Gorem.
-Ale przecież Vexosi nie zabrali ich po to żeby ich zabić tylko po to żeby zabrać im Rdzenie. - powiedziała Elajza nieco nieprzytomnym głosem.
-Tak, ale jak już zabiorą im je to na pewno ich nie wypuszczą, tylko zabiją. - wyjaśniła jej Julie.
-Rzeczywiście... - Elajza przetarła sobie ręką oczy. - zapomniałam o tym.
-Poza tym gdyby oni już nie żyli to zjawiliby się tu Starożytni co nie? - podsunął Preyas.
-Mam tylko nadzieję że uda nam się uratować Centuriona i Drago zanim Vexosi...odbiorą im Rdzenie. W ogóle to jestem ciekawa co takiego tym razem wymyślił profesor Clay że aż potrzebny mu Rdzeń Vestroi. - zastanawiała się Julie.
-Warto też dodać że Rdzeń Ciszy będzie miał w podwójnej dawce. - dorzuciła Tigrerra.
Drzwi do salonu otworzyły się i do środka weszli Alice i Marucho.
-Słuchajcie mam dobre wieści. - zaczęła Alice. - Mój dziadek za niedługo skończy pracę nad swoim projektem i przyjedzie tu do nas żeby pomóc przy naprawie JetKor'a.
-Naprawdę? - Elajza wstała z kanapy.
-Nic nam z JetKor'a jeśli nie będzie miał go kto używać. - mruknęła Runo.
-A i bez Spectry Zestaw Bojowy Drago się nie naprawi. - zauważyła Elajza. - W końcu to on go stworzył i on najlepiej wie jak go naprawić.
-Puki Mira się nie obudzi, nie mamy co na niego liczyć. - burkną Legroid.
-Przestań Legroidzie. - Karo zmarszczyła brwi.
-Właśnie, a co z Mirą i Ace'em? - zapytał Marucho.
-Wszystko dobrze. Jeszcze się nie obudzili, ale na to po prostu trzeba poczekać. Właściwie to...chyba powinnam do nich zajrzeć. Nie odwiedziłam ich rano bo Spectra zasną w sali i nie chciałam go budzić. A może powinnam zobaczyć co u Elz?
-Lepiej nie. Nie wiadomo czy oni...no wiesz...choć trochę ochłonęli. - zwróciła się do dziewczyny Gehabich.
-A moim zdaniem, powinno się w końcu do nich zajrzeć. Najwyraźniej twoja ostatnia przemowa Elajzo im nie pomogła. Więc trzeba im dać jasno do zrozumienia że... - Runo skrzyżowała ręce na piersiach i podeszła do drzwi.
-Więc pójdę z tobą.
Misaki i Karo wyszły.


***

Dziewczyny szły korytarzem nic nie mówiąc.
-Trzeba ich w końcu ogarnąć. - burknęła Runo.
Elajza dobrze wiedziała że Wojowniczka tak tylko gada, a w rzeczywistości strasznie martwi się o przyjaciół.
-Ja pójdę do Elz, a ty do Dana. - zaproponowała czarownica.
-Dobra.
-Tylko jeszcze zajrzę do Miry i Ace'a.
-To do zobaczenia potem. - zielonooka weszła na schody.
-Do zobaczenia.
I tutaj się rozdzieliły.
Elajza przyśpieszyła kroku. Ostatnie dwa metry drogi do pokoju który robił za salę szpitalną przebiegła.
Otworzyła drzwi.
Zaskoczył ją fakt że nie ma w pomieszczeniu Spectry. Zamknęła za sobą drzwi i podeszła szybkim krokiem do łóżka Miry. Na szafeczce nocnej zobaczyła Helios'a.
-Ym...Helios...gdzie jest Spectra?
-Poszedł wziąć prysznic. Powiedział żebym tu został i czuwał przy Mirze.
-A oni? - wskazała na dwójkę nieprzytomnych graczy. - Ani razu nie odzyskali przytomności?
-Nie.
-A miałam nadzieję... - wojowniczka Legroid'a wpatrywała się na zmianę to w Ace'a to w Mirę.
W pewnej chwili dostrzegła jak Ace delikatnie ruszył dłonią. Tak jakby chciał ją zacisnąć.
-Mira...-wymamrotał chłopak.
Karo podeszła do niego licząc że powie coś więcej, a może nawet się obudzi.
Ten jednak zamilkł.
Dziewczyna westchnęła.
-A Percival i Wilda? Odezwali się może?
-Nie.
-Ani razu?
-Ani razu.
-To ja przyjdę tu jeszcze potem. - masując sobie skronie, Elajza podeszła do drzwi i wyszła przez nie.
Idąc do pokoju Brettley dziewczyna zastanawiała się co białowłosa robi.
Zapukała dwa razy, jednak nie otrzymała odpowiedzi. Weszła do pokoju. Zobaczyła Elz siedzącą na parapecie i wpatrującą się w okno.
-Cześć. - przywitała się.
-Hej. - mruknęła Elizabeth.
-Zgaduję że nie wychodziłaś dziś z pokoju, co nie?
W odpowiedzi Elz powoli pokiwała twierdząco głową.
-Oj Elz. Powinnaś gdzieś wyjść. Musicie się oboje z Danem wziąć w garść. Bo bez was to my nie uratujemy Drago i Centurion'a.
-Nie...-wymamrotała w odpowiedzi.
-W tej chwili powinnam wymyślić jakąś motywującą przemowę, ale nie. Już jedną wygłosiłam. W dodatku nie podziałała.
Fiołkowo-oka obróciła głowę w stronę koleżanki. Była blada, oczy miała napuchnięte i czerwone od płaczu, a na ustach malował jej się grymas bezradności.
-Skąd masz pewność że oni...żyją?
-A objawił ci się Apollonir? - rzucił poirytowany Legroid.
-Zamkniesz się w końcu? - zapytała go Elajza. Nie krzyczała, ale dało się czuć złość w jej głosie.
-Nie. - odpowiedziała Elz na pytanie Legroid'a.
-No to widzisz. Puki nie odwiedzą nas Apollonir wraz z resztą możemy mieć pewność że oni żyją.
-A...po co Apollonir, Lars Lion, Oberon, Clayf, Frosch i Exedra mieliby nas odwiedzać? - biało-włosa Wypowiadała słowa powoli tak jakby się bardzo nudziła.
-A chociażby po to żeby poinformować nas o ich śmierci.
Oczy Brettley zaszkliły się. Dziewczyna energicznie pokręciła głową w celu pochamowania łez.
-Czyli...nie chcesz nigdzie wyjść?
-Nie. - Wojowniczka Darkusa pociagnęła kolana pod brodę.
-Dobra. Jak chcesz, ale siedząc tutaj nie pomożesz Centurionowi.
Elajza bez słowa wyszła z pokoju dziewczyny.

***

-Uratuję cię Centurionie. Zobaczysz.
Siedząc tutaj nie pomożesz Centurionowi.
-Pomogę...pomogę. - szepnęła. - Znajdę sposób żeby cię odzyskać przyjacielu.
Patrzyła przez okno na ostatnie tego dnia promienie słońca.

 
* - tłumacząc z języka łacińskiego
na język polski: "Znajdę sposób żeby cię odzyskać
przyjacielu."

No i mamy 72. :)
Wow, zostało jeszcze osiem rozdziałów
będzie osiemdziesiąty.
Dan: Przypominam ci że jeszcze
nawet nie opublikowałaś tych pozostałych
ośmiu.
Szczegół Dan.
Dan: No czy ja wiem czy takie szczegół <.<
Szczegół.
Dan: -,-  





Rozdział 71: Skazany na wieczną tułaczę. Książę sędzią, Vexos winnym.


Hydron zaczął przeglądać swoje karty rozpaczliwie szukając super mocy która pomogłaby mu wyjść z tej trudnej sytuacji.
-Grrrr.-warkną.-Synteza super mocy aktywacja! Podwójny miecz!
Dryoid przystąpił do ofensywy.
-Synteza super mocy aktywacja! Geki Bariera Pyłu!
Spadek poziomu mocy Boriates'a o 300 punktów. Wzrost poziomu mocy Dryoid'a o 300 punktów.
-Twoje ataki nic ci nie dają. Marnujesz tylko kolejne karty i nic więcej. Super moc aktywacja! Strzał Boltu!
Spadek poziomu mocy Dryoid'a o 200 punktów.
Atak Boriates'a sprawił że Dryoid przeleciał dość dużą odległość i z trzaskiem uderzył o betonową ścianę.
-Dryoid wstawaj!-krzykną Hydron w stronę swojego bakugana. Ten usłuchał rozkazu i podniósł się.
-Synteza super mocy aktywacja! Mega Poskramiacz!
Spadek poziomu mocy Dryoid'a o 200 punktów. Wzrost poziomu mocy Boriates'a o 200 punktów.
-
Super moc aktywacja! Miecz Transu!
Ta super moc sprawiła że Boriates nie był w stanie zaatakować bakugana przeciwnika. Jego ruchy były tak powolne jak w zwolnionym tempie, za to ruchy Dryoid'a wręcz przeciwnie. Jego ataki były szybkie i niezwykle precyzyjne. Wydawać by się mogło że los tej rundy był już przesądzony kiedy nagle Volt aktywował super moc.
-Tarcza Odyna!
Anulowanie super mocy Dryoid'a.
-
Szlag!-warkną pod nosem Hydron.-Nie mogę go teraz atakować!
-Super moc aktywacja! Mistrz Lancy!
Spadek poziomu mocy Dryoid'a o 200 punktów.
Dryoid wrócił do swojego wojownika.
Wskaźnik życia Hydron'a - 20%.
-
Twój los jest już przesądzony Hydron.
-Zatkaj się.-wysyczał książę.
Volt ze stoickim spokojem wyrzucił przed siebie kartę, a potem bakugana.
Blondyn również nie czekał długo. Zaraz za Volt'em włączył do gry swojego Dryoid'a.
Poziom mocy Boriates'a - 700. Poziom mocy Dryoid'a - 700.
Luster ponownie zmienił ustawienia swojego bakugana.
-Super moc aktywacja! Ostrze Murasame!
Wzrost poziomu mocy Dryoid'a o 300 punktów.
-Super moc aktywacja! Armata Prometeusza!
Spadek poziomu mocy Dryoid'a o 300 punktów. Wzrost poziomu mocy Boriates'a o 300 punktów.
Dryoid unikną ciosu Boriates'a i wyskoczył wysoko w powietrze przymierzając się do ataku.
-Synteza super mocy aktywacja! Płochliwa Ważka!
Spadek poziomu mocy Boriates'a o 200 punktów. Bakugan Subterry zacisną dłoń na rękojeści miecza. Już miał zaatakować, jednak ubiegł go Boriates.
-Super moc aktywacja! Armata Olimpu!
Podwojenie poziomu mocy. -CO?!- Hydron z niedowierzaniem wpatrywał się w swój gantlet. - Tysiąc sześćset punktów mocy?! Nie mój Dryoid!
Rozbłysło jasne światło, a po chwili Dryoid jako kulka leciał już w stronę Hydron'a. Syn Zenoheld'a zacisną palce na małej brązowej kuleczce.
Wskaźnik życia Hydron'a - 0%.
Książe ze zdziwieniem spostrzegł że jego bakugan wrócił do niego, ale Boriates...nie wrócił do Volt'a.
-Dlaczego po bitwie on się nie zmienił...w formę kulistą? - fiołkowo-oki wpatrywał się z nie małym zdziwieniem w bakugana Luster'a.
-Musisz się jeszcze dużo nauczyć Hydron. Zmieniłem ustawienia Boriates'a podczas walki.
Nastolatek mocniej zacisną dłoń na Dryoidzie.
-Przeczuwałem że coś jest nie tak.
-Kiedy mój program jest aktywny, automatycznie odbiera moc przeciwnikowi i nawet po skończonej bitwie mój bakugan nie wraca do formy kulistej.
-TO NIE FAIR!
-Powiedział ten który zawsze gra uczciwie.-rzucił spokojnie Volt.
Boriates zamachną się pięścią na księcia. Kiedy Hydron już myślał że zaraz zginie, Boriates uderzył pięścią w miejsce tuż obok księcia. Potężny tuman kurzu wzbił się w powietrze, a serce podeszło niedoszłemu dziedzicowi tronu do gardła. Bakugan Haosu wrócił do formy małej kulki. Gracz domeny ziemi wpatrywał się z nieukrywanym strachem w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się pięść Boriates'a.
-Wynoś się stąd. Nie chce cię już nigdy w życiu widzieć na oczy.- to powiedziawszy Luster odwrócił się na pięcie i zaczął odchodzić.
Fioletowo-oki trzymał dłoń tam gdzie powinno znajdować się serce i oddychał ciężko. Jednak z czasem jego oddech zaczął zwalniać, wracać do normalnego tempa, a strach przerodził się w złość. Sięgną do kieszeni i wyją z niej kulę którą dostał od profesora Clay'a jakiś czas temu. Rzucił nią w stronę Vexos'a Haosu. Ta gdy tylko zatrzymała się u stóp niebiesko-okiego rozbłysła błękitnym światłem. Volt odskoczył do tyłu. Potężny fioletowo czarny wir rósł z każdą chwilą.
-O NIE!-krzykną Volt.
-O tak.-Hydron uśmiechną się z zadowoleniem.
Wir z Kuli Pułapki wciągał Volt'a jak ruchome piaski.
-Jednak te zabaweczki profesora czasami się na coś przydają.-książę zaczął bawić się kosmykiem włosów.- Kula Pułapka - genialny wynalazek. Skazuje cię na wieczną tułaczkę Volt. Po najdalszych zakątkach naszego wymiaru.
-I kto tu jest niby tchórzem co?! Nie daruję ci. Trafisz tam razem ze mną!- chłopak złapał blondyna za kostkę. - I jak co ty na to Hydron?!
Teraz i książę był wchłaniany przez Kulę.
-Puść mnie! To rozkaz! Masz mnie puścić!
Kopnięciami Hydron próbował się uwolnić, jednak Vexos trzymał go mocno. W końcu jednak chłopak wymierzył jednego celnego kopniaka Volt'owi co poskutkowało rozluźnieniem uścisku, a następny kopniak spowodował że Luster puścił jego kostkę.
Były władca Nowej Vestroi czym prędzej odsuną się tak by być jak najdalej od tego przeklętego wiru.
-To jeszcze nie koniec Hydron. Obiecuję że pewnego dnia zapłacisz za wszystko co zrobiłeś niewinnym ludziom ze wszystkich wymiarów.
-Cisza!
-A i jeszcze jedno: nie staraj się nawet. Ona nigdy nie będzie twoja Hydron.
-ZAMKNIJ SIĘ!
Po tych słowach Volt został już całkowicie pochłonięty przez Kulę Pułapkę.

***

W Nowej Vestroi słoneczna i piękna pogoda trwała w najlepsze. Bakugany chętnie korzystały z chłodnych kąpieli i cienia rzucanego przez drzewa w lesie.
Verias i Kotwicozaur leżeli na trawie rozkoszując się pięknem dnia.
-A jemu co? - zagadną Verias Kotwicozaur'a i wskazał na Brontes'a.
Ich kumpel stał w pewnej odległości od nich i spoglądał w niebo.
-Nie wiem przyjacielu. Zapytajmy go.
Dwa bakugany podniosły się i podeszły do bakugana Haos'u.
-Brontes co jest? - Verias szturchną Brontes'a w ramię.
-Wszystko w porządku? - Kotwicozaur również zagadał bakugana.
Jednak Brontes im nie odpowiedział. Wciąż wpatrywał się w niebo. Jego przyjaciele czuli że coś jest nie tak. Że coś się stało.
-Volt...-odezwał się cicho Brontes.
Bakugan Subterry i bakugan Haos'u spojrzeli na niego.
Już wszystko wiedzieli.
Volt Luster - ten Vexos którego Brontes był strażniczym bakuganem. To o niego chodziło. To z jego powodu Brontes tak milczał. Coś musiało mu się stać. I to na pewno nie było nic dobrego.


Tak, wiem że obiecałam że
nie będzie już nigdy dwóch (lub więcej)
rozdziałów na dzień. Stwierdziłam jednak że
pewnie macie już dość czytania o Volcie ^^".
Więc postanowiłam unieważnić tamtą obietnicę.
Tak, wiem jak to o mnie świadczy, i wiem że
stawia mnie to w złym świetle, ale jak
raz coś takiego zrobię to nic się nie stanie, prawda?
Dan: Stanie. <.<
Nie słucham cię Dan.
Dan: -.- 

 Ogólnie to mam puki co wenę i chęci (i kilka
rozdziałów napisanych do przodu), wiec sądzę
że przez jakiś czas będę publikować po dwa
rozdziały. ^^
Dan:...
72 będzie już o Wojownikach...na całe szczęście.
Wiem że trochę dużo było tego Volt'a, ale...
Dan: Trochę dużo?! Dziewczyno, ty
potrzebowałaś aż czterech rozdziałów, powtarzam
CZTERECH ROZDZIAŁÓW, żeby go uśmiercić.
Cicho Dan.
Także ten...pozdrawiam kochani ^^


niedziela, 30 października 2016

One-shot #6: "Szczęśliwy dzień Ace'a."


-Wygrałem! - Ace z uśmiechem złapał Percival'a.
-No nieeeeee... - zajęczała Elz podnosząc z ziemi swojego bakugana.
-Czekaj...które to już moje zwycięstwo dzisiaj? Piąte? Chyba tak. - Ace podszedł do białowłosej i oboje uścisnęli sobie dłonie.
-Następnym razem nie wygrasz bo użyję takiej super mocy że padniesz już w pierwszej rundzie!
-Jasne, jasne.
Mira, Julie i Elajza przyglądały się sprzeczce Wojowników z pobłażliwymi uśmiechami na twarzach.
-Eh...dzień bez kłótni, dniem straconym. - powiedziała Julie ze śmiechem.
-Muszę przyznać - zaczęła Elajza z uśmiechem. - że Ace ma dziś naprawdę dobrą passę. Wygrał już pięć bitew. Warto dodać że nie byli to byle jacy przeciwnicy, ale sami następcy Starożytnych.
- To fakt. - przyznała Mira również się uśmiechając. Patrzyła na Ace i przypominała sobie poprzednie jego starcia. Walczył z Runo, Julie, Marucho, Elajzą, a teraz z Elz. Fakt faktem Tigrerra i Gorem może nie mieli tyle punktów mocy co Percival, ale i tak liczyło się to zwycięstwo. Jakby nie patrzeć oni kiedyś byli najpotężniejszymi bakuganami ze swoich domen.
-To kto następny? - spytał Ace.
-Ty tak nie szarżuj z tymi bitwami nasz Wojowniku bo ci żyłka pęknie. - zaśmiała się Elajza.
-Może Kazami zechce stanąć do bitwy. - zastanawiał się Ace.
-Może lepiej nie.
-A to niby czemu? - zapytał Ace, Brettley.
-Bo wiesz...Shun ma większe doświadczenie w bitwach bakuganów, był w końcu kiedyś numerem jeden i...
-I chcesz powiedzieć że nie dam sobie z nim rady?
-Nie to miałam namyśli. Chodzi o to że skoro Shun jest tak dobry to...możesz się poważnie zawieść na tej bitwie. Wiemy że masz nadzieję go pokonać i że myślisz że ci się to uda, ale...z Shunem nie jest tak łatwo wygrać. Wiem co mówię. Kiedyś ja, Runo i Marucho stanęliśmy do bitwy w trójkę przeciwko niemu jednemu i przegraliśmy.
-Naprawdę Shun pokonał całą waszą trójkę? - zapytała Mira ze zdziwieniem. Wiedziała że Kazami jest dobry, ale nie wiedziała że aż tak.
-Yhym. - przytaknęła fiołkowo-oka.
-No bez przesady. Na pewno aż tak dobry nie jest. Musiał go ktoś kiedyś pokonać. - powiedział Ace.
-No...był taki jeden... - odparła Elz z wahaniem.
-Kto?
-Maskarad.
Ace załamał ręce. Miał nadzieję że Elz wypowie imię jakiegoś innego Wojownika. Co prawda nie znał Maskarada i nie stoczył z nim ani jednej bitwy, ale z tego co o nim słyszał mógł śmiało wywnioskować że koleś był naprawdę dobry. Ba! Dobry to mało powiedziane.
-A ktoś inny z nim wygrał?
-Chyba Dan...przynajmniej tak mi się wydaje. Wiesz oni mieli tyle spin ze sobą że licho wie. - powiedziała Julie.
-I tak stanę z nim do walki.
I jak Ace powiedział, tak też zrobił. Wyszli z BakuPrzestrzeni i całą piątką zaczęli szukać ninji.
Nie mogli go jednak nigdzie znaleźć.
-I gdzie on jest? - Grit się coraz bardziej niecierpliwił.
-Spokojnie Ace. - Percival próbował załagodzić złość swojego partnera. 
-Hej co jest? - Dan zjawił się na korytarzu na którym obecnie stał Ace i dziewczyny. - Czemu jesteś taki zły?
-Ace chce znaleźć Shun'a żeby stanąć z nim do walki. - wyjaśniła Elz.
Dan zareagował na to śmiechem.
-A myślałem że już ci przeszło. Ta akcja w Alfie to już przeszłość stary. Poza tym...z tego co słyszałem to miałeś dziś dobrą passę jeśli chodzi o bitwy...
-I? - szarooki spojrzał na szatyna.
-I nie szkoda ci tego przerywać?
Ace otworzył szeroko oczy. Wiedział dobrze co Dan chciał przez to powiedzieć. Kuso chodziło o to że Grit najzwyczajniej w świecie mógłby przegrać starcie z Shun'em tym samym "przerywając swoją dobrą passę".
-O rany! Przecież ten koleś nie jest niepokonany! - zwołał miętowo-włosy.
-Owszem nie jest, ale na pewno jest jednym z najmocniejszych graczy jakich znam. - powiedziała Elizabeth.
-To prawda. - zgodził się Dan. - Nie wiesz nawet jak trudno było mi z nim wygrać. Dużo bitew z nim rozegrałem więc wiem co mówię. 
-Niejednokrotnie Dan przegrał z Shun'em. - dopowiedziała Julie.
-Ale on też nie miał ze mną łatwo. - rzucił Wojownik Pyrusa.
-Też prawda. - przyznała Julie.
Grit zacisną dłoń w pięść.
-Mówcie sobie co chcecie. Ja i tak z nim wygram. - oświadczył i ruszył przed siebie zostawiając Wojowników samych na korytarzu.

***

-Ochłoń. - Percival zwrócił się do swojego gracza. - Przecież nikt ci nie każe walczyć z Shun'em jeszcze dzisiaj.
-Wiem. - warkną przez zaciśnięte zęby.
-Czemu aż tak bardzo chcesz wygrać z Shun'em? Złość na niego ci jeszcze nie przeszła?
-Trochę przeszła, ale po tym co dzisiaj mi powiedzieli...wiesz Elz, Dan i dziewczyny...no wkurzyłem się i muszę z nim stoczyć bitwę żeby odreagować i się uspokoić.
Chłopak zaprzestał jednak dalszych poszukiwań Kazami'ego w domu. Wyszedł na zewnątrz mając nadzieję że natknie się gdzieś na Wojownika Ventus'a.
Kiedy słońce powoli zachodziło postanowił poszukać chłopaka na mieście chodź wiedział że to głupie bo Shun'a na sto procent tam nie ma. Chodził tak bez celu kilkanaście minut. W końcu postanowił wejść do jakiegoś baru. Panował w nim mały ruch. W środku znajdowało się jedynie kilku klientów. Radio stojące za ławą barową na szafce pełnej butelek z alkoholem grało właśnie utwór Donny Summer Hot Stuff. Szarooki gracz Darkus'a usiadł przy barze. Stojąca za barowym blatem barmanka czyściła kieliszki i spoglądała na niego z ciekawością.
-Co podać? - spytała przesuwając się w jego kierunku.
-A co proponujesz?
-Coś bezalkoholowego. - zaśmiała się. Była ubrana w koszulę w granatowo-białą kratę i zwykłe dżinsowe rurki. - Nie widziałam cię tutaj nigdy wcześniej. - powiedziała przecierając szklankę szmatką.
-No to teraz już mnie widzisz. - chłopak odwzajemnił uśmiech dziewczyny.
-Polecam colę, albo sok wiśniowo-jabłkowy.
Ace sięgną do kieszeni spodni w nadziei że znajdzie w niej portfel. Jednak go tam nie było. No super! Jak już raz wiedział jak posługiwać się ziemskimi pieniędzmi i miał okazję żeby ich użyć to nie wziął portfela!
-Wiesz co...może innym razem. Zapomniałem kasy.
Jakiś mężczyzna podszedł do lady. Widać było że był już po kilku mocnych drinkach.
-Hej laleczko! Jeszcze dwa razy to samo poproszę. - wybełkotał i postawił dwa kieliszki na blacie.
Dziewczyna przewróciła oczami i zabrała kieliszki. Kiedy facet odszedł Ace spojrzał na nią zaskoczony.
-Pozwalasz im się tak nazywać? Nie przeszkadza ci to?
-Przeszkadza, ale co poradzę na to że koleś jest nieźle najebany?
-No w sumie nic. Jak masz na imię?
-Harper. A ty?
-Ace.
-Miło poznać. - dziewczyna wyciągnęła do chłopaka dłoń. Ten uścisną ją.
Harper zabrała się za robienie drinków. Kiedy już skończyła, zagwizdała. Koleś który złożył zamówienie chwiejnym krokiem podszedł do baru i zabrał kieliszki.
-Dzięki skarbie. - już miał odejść kiedy Ace złapał go za ramię. Mężczyzna mało co nie wylał swojego zamówienia.
-Ej koleś...coś ci nie pasuje? - zapytał napity gość.
-Tak. Nie pasuje mi to jak zwracasz się do tej dziewczyny. Może okazałbyś jej trochę szacunku? Zważywszy że dziewczyna stoi sama za barem.
-Ace zostaw go. Nie pierwszy raz mi się coś takiego zdarza.
Grit puścił pijaka który odszedł do swojego stolika przy którym siedzieli jego kumple.
-Nowym znajomym trzeba pomagać, wiesz? - zapytał dziewczynę.
Ta w odpowiedzi postawiła przed nim szklankę coli i talerzyk z szarlotką z lodami.
-Wiem. - puściła do niego oko. - Na koszt firmy.
Chłopak uśmiechną się. Kto by pomyślał że nowa znajoma poprawi mu humor.
-A tak w ogóle to co cię tu sprowadza o tak późnej porze? - zapytała wróciwszy do czyszczenia szklanek.
Gracz zdziwił się nieco. Późna pora? Wyjrzał przez okno. Rzeczywiście. Na zewnątrz było już ciemno.
Piosenka Donny Summer się skończyła i zaczęła grać następna. Tym razem Glorii Gaynor I will survive. -Lubię tę piosenkę. - powiedziała barmanka.
-Gustujesz w starszych piosenkach?
-Tak. Bardzo je lubię. - powiedziała odgarniając z twarzy długie brązowe włosy. W pewnym momencie kichnęła i włosy znowu znalazły się na jej twarzy. Ace na ten widok roześmiał się.
-I co cię tak bawi co? - zaśmiała się dziewczyna.
-Twoja mina. - Ace powoli zaczął się uspokajać.
-A wracając do mojego pytania. Co tutaj robisz o takiej godzinie?
-Spędzam miło czas w towarzystwie nowej znajomej.
Tym razem to Harper się zaśmiała.
-A tak na serio?
Mina Ace'a nagle się zmieniła. Kąciki ust opadły a z oczu zniknęły iskierki radości.
-Hej co jest? - zapytała dziewczyna i szturchnęła go łokciem mając nadzieje że chłopak się roześmieje.
-Grałaś kiedyś...w Bakugana? - spytał. Cała jego radość zniknęła.
-Tak, ale to było kiedyś.
-A miałaś tak że...-upił łyk coli. - chciałaś z kim zawalczyć, ale nie mogłaś bo ten ktoś znikną ci z oczu?
-Nie. Nigdy.
-A ja tak właśnie mam. Chce zawalczyć z jednym gościem. Wszyscy twierdzą że jest mega dobry, ale ja chcę pokazać że jest inaczej.
-A co to za "gość" jeśli mogę wiedzieć?
-Shun Kazami. - Grit ponownie napił się coli.
-Żartujesz?
-Słyszałaś o nim?
-Czy słyszałam? Człowieku on był kiedyś najlepszym graczem na świecie, puki z tego miejsca...
-Nie wykopał go Maskarad. - dokończył za nią Ace i znowu się napił. - Ile ty w ogóle masz lat? Sorry że tak pytam, ale z tego co słyszałem to o Bakuganie wiedziały kiedyś tylko dzieciaki.
-Teraz? Mam osiemnaście.
-Nie wyglądasz na tyle.
-Serio?
-Mhm. Dałbym ci szesnaście.
-Dlatego że sam masz tyle?
-Skąd wiesz?
-Nie wyglądasz na osiemnaście. - puściła do niego oko.
Wojownik Percival'a roześmiał się głośno. Brunetka po krótkiej chwili dołączyła do niego.
-A więc w czym rzecz się ma? Kazami odmówił ci pojedynku czy po prostu nie wie że chcesz go na niego wyzwać?
-No właśnie nie wie że chcę z nim walczyć. Szukałem go, ale nigdzie nie znalazłem.
-Wiesz, siedzisz tu już długo więc...może teraz go znajdziesz?
-Aż taki jestem nieznośny, że chcesz się mnie pozbyć?
-Nie coś ty. Spoko koleś z ciebie, serio.
-Hmm...Może rzeczywiście już wrócił, gdziekolwiek był...Dobra. Dzięki. Na razie.
Członek Ruchu wstał z krzesła i podszedł do drzwi.
-Na razie. Wpadaj kiedy chcesz. - dziewczyna uśmiechnęła się do niego na pożegnanie.
Ace pomachał jej na "do widzenia" i opuścił lokal.
Teraz pora znaleźć ninje.

***
 
Wszyscy Wojownicy zgromadzeni w BakuPrzestrzeni z niedowierzaniem patrzyli na arenę.
Ace odniósł swoje szóste tego dnia zwycięstwo.
Pokonał Shun'a Kazami'ego.
Młodzi Wojownicy zbiegli na pole bitwy żeby pogratulować obydwóm graczom.
-No, Ace zaszalałeś dzisiaj. - przyznała Elajza.
-I to ostro. - zawtórowała jej Elz.
-Dzięki.
-Ale przyznaj że łatwo niebyło. - powiedział Dan.
-No niebyło. - odparł Ace patrząc na Shun'a. Gracz Ventus'a uśmiechał się lekko i wyglądał tak jakby się tą porażką wcale nie przejął. Uśmiech ten jednak nie był wcale wredny, tylko taki szczery i radosny.
-Nieźle ci poszło. - przyznał Shun. - Ale nie licz, że następnym razem dam ci wygrać.
-CO? Więc ty mi celowo dałeś wygrać?
-Może.
-No nie!
-Ogarnij się. Wygrałeś uczciwie. - ninja położył dłoń na ramieniu Grit'a.
-Dzięki.
***

Vestalianin o miętowych włosach stał na balkonie i wpatrywał się w nocne niebo. Nadal nie mógł w to uwierzyć. Tyle wygranych bitew. Aż sześć. Jednego dnia. To naprawdę niesamowite. Uśmiechną się do siebie. Niesamowite.
-Nie śpisz? - chłopak odwrócił się na dźwięk głosu Miry.
-Nie. Wciąż przeżywam ostatnie walki. - uśmiechną się do dziewczyny.
-Wcale się nie dziwię. - odwzajemniła uśmiech.
-Ciekaw jestem kogo następnym razem pokonam. Może Dana? Albo Spectrę? - mrugną porozumiewawczo do rudowłosej vestalianki.
-Zapomnij, Keith'a nigdy nie pokonasz.
-No, ale serio. Kto jest lepszy w Bakugana? Ja czy on?
-Obydwaj. - zaśmiała się.
-A ja sądzę że to ja jestem ten lepszy. - odrzekł figlarnie chłopak.
Mira zaśmiała się, ale wcale nie złośliwie. Grit również się roześmiał.
- Wiesz...w sumie to ja...nie pogratulowałam ci tych dzisiejszych zwycięstw. - rzekła Mira, po czym nachyliła się w stronę chłopaka.
Wojownik wiedząc co się zaraz stanie, objął ją w tali. Ich usta złączyły się w słodkim pocałunku.
-Takie gratulacje mógłbym przyjmować codziennie. - wyszeptał kiedy już oderwali się od siebie.
Clay słysząc te słowa zaśmiała się.



One-shot ten został napisany
z okazji wczorajszych urodzin
drogiej Joanne Isbell ;)
Kochana, chciałabym Ci złożyć
serdeczne życzenia(w końcu to nie byle
jakie urodziny^^). Przede wszystkim dużo, dużo,
dużo zdrowia, bo zbliża się zima i o chorobę nie
trudno w czasie tej pory roku. Szczęścia i
radości bo trzeba czymś przeganiać smutne,
i złe chwile :).
Jak najlepszych ocen i już teraz chciałabym
Ci życzyć powodzenia na egzaminie
zawodowym i maturze ;)).
Spełnienia najskrytszych marzeń i
bardzo, bardzo dużo uśmiechu :D.
Na koniec jeszcze kartka urodzinowa(przepraszam
za słabą jakość^^"):


Jeszcze raz Wszystkiego Najlepszego!!! 💖💖💖
Ps. Na pozostałe komentarze pod rozdziałem 70
odpowiem w najbliższym czasie i postaram
się też nadrobić zaległe notki na waszych blogach ;) 
Tak w ogóle to jeszcze chciałabym wam
życzyć kochani szczęśliwego Halloween. ^^

 

sobota, 22 października 2016

Rozdział 70: Ziemia przeciwko światłu.

Volt szedł przed siebie nieśpiesznym krokiem. Rozglądał się dookoła.
"Nic się tu nie zmieniło. Nic a nic."-pomyślał.
Od czasu do czasu dostrzegł między budynkami dzieciaki biegające za piłką. A niekiedy też i dorosłych wracających do domu na obiad po ciężkim dniu pracy.
Myślał nad tym co się wydarzyło przez ostatnie pięć lat. Nie musiał się długo zastanawiać nad odpowiedzią. No cóż...dużo się wydarzyło.
"Ta sława, te przyjemności...to wszystko przysłoniło mi oczy. Zaślepiło mnie i zamąciło w głowie. Jak mogłem być taki głupi? Jak? Powinienem już dawno temu odejść. Ba! Ja w ogóle nie powinienem przyjmować propozycji Hydrona. Nigdy."
Jednak Volt musiał przyznać że ta popularność byłą miła. Ku własnemu zdziwieniu lekko uśmiechną się wspominając te wszystkie chwile sławy. Po inwazji na Nową Vestroię Vexosi rozpoczęli swoje działania. Rzecz jasna musieli robić wszystko by lud Vestali nigdy nie zorientował się po co tak naprawdę Vexosi zostali stworzeni. W tym celu członkowie Vexos musieli "brać czynny udział w życiu ludu" jak to nieraz mówił Zenoheld. Vexosów chętnie zapraszano na różnego rodzaju przyjęcia.
Sami też chodzili do klubów na imprezy. Czasami chodzili bo chcieli, a czasami bo "tak należało".
Shadow'a nie trzeba było dwa razy prosić. On chyba jako jedyny z Vexosów był wielkim fanem imprez. Chodził na każdą, żadnej okazji do zabawy nie przepuszczał. U Lync'a to było różnie. Raz chciał a raz nie chciał. Wszystko zależało od tego o której odbywała się takowa impreza, ile alkoholu na niej było i kto miał robić za jego niańkę. Jednak trzeba było przyznać że dzieciak miał głowę na karku. Jak proponowano mu alkohol to odmawiał. Shadow wtedy zawsze śmiał się z niego i mówił: "Nie bądź głupi, jak dają to bierz." Jednak on nigdy nie brał. Mylene na początku chodziła tylko na niektóre imprezy. Twierdziła że z Shadow'em nie idzie się nigdzie pokazać. Potem jednak musiała chodzić na każdą zabawę. Jeśli chodzi o Spectrę to...cóż Spectra chodził bo musiał. Nie interesowały go zbytnio imprezy ani też dziewczyny które niejednokrotnie zalecały się do niego. Phantom'owi w głowie były jedynie bitwy. Zwykle wypijał jedną szklankę alkoholu i na tym impreza się kończyła.  A Volt? Czy jemu podobały się te imprezy w klubach, oraz bankiety dla snobów jak to nieraz Shadow określał przyjęcia dla dorosłych ze wspaniałymi tańcami, dojrzałą rozrywką i stosownym żartem. Cóż...Luster nie przeczył że miło jest się czasami zabawić, ale wszystko ma swoje granice. I nawet Vexosi musieli czasami odpocząć od swoich fanów i tych wszystkich przyjemności. Jednak niezaprzeczalny był fakt że bycie Vexosem miało też czasami swoje plusy. Te wszystkie rozrywki...ta sława...ten przepych panujący w pałacu...Vexosi wiedli życie o jakim niektórzy mogli tylko pomarzyć. Piastowali najwyższe pozycje w rankingach graczy, mieli wszystko czego chcieli, mogli spokojnie trenować i nie martwić się o to że ktoś sprzątnie im tytuły mistrzów sprzed nosa. Vexosi - królowie wśród królów Bakugana, dzielni obrońcy Vestali - jedna wielka bzdura. Zenoheld chciał aby integrowali się ze swoimi fanami. To po to była ta cała sława. Te wszystkie zabawy, i inne miłe rzeczy. W ten sposób król budował wielki mur oddzielający vestaliański lud od prawdy.
Luster przysiadł na jednym z rozbitych samochodów.
"Nigdy więcej nie popełnię już takiego błędu. Nidy więcej."
Jakiś przedmiot zatrzymał się przy stopach chłopaka. Volt podniósł go. Była to piłka. Gracz Haos'a usłyszał odgłos stup uderzających o betonową nawierzchnię. Podniósł wzrok znad piłki.
Mały chłopiec o niesfornej czuprynie zatrzymał się przed nim.
-To twoje?-zapytał malca Vexos.
-Tak moje.
Volt rzucił mu piłkę.
-Czy pan nie jest jednym z Vexosów? Volt prawda?
-Poznajesz mnie?
-Oczywiście. Mało kto uchowany w slumsach osiąga taki poziom jak ty. Jesteś najlepszym ze wszystkich Vexosów!
-A masz w ogóle pojęcie czym się zajmujemy?
-A kogo to obchodzi? I tak jesteś najlepszy!
Słowa chłopca wprawiły Volt'a w niemałe zdziwienie.
-Wróciłeś do domu prawda? Masz zamiar zostać tu dłużej?
-No jasne.
-To super. Nauczyłbyś mnie grać?
-W Bakugana?
-Tak. Gdy dorosnę chcę być tak dobry jak ty. Pomożesz mi w tym?
-Jasne, dlaczego nie.
-Mówisz serio? Obiecujesz?
-Tak, obiecuję, ale teraz wracaj lepiej do domu. Twoja mama na pewno zastanawia się gdzie jesteś.-chłopak dostrzegł ruch między stertą złomu, a potem lok blond włosów migną mu przed oczami.
-Dobrze.
Chłopiec pobiegł w swoją stronę. Czerwono-włosy usłyszał jeszcze jak dzieciak woła do swoich kolegów: "Volt powiedział że nauczy mnie grać w Bakugana! Słyszycie chłopaki? Volt nauczy mnie grać!"
Kiedy były Vexos miał już pewność że malec wraz kolegami oddalili się, spojrzał jeszcze raz na stertę złomu i powiedział:
-Możesz już stamtąd wyjść Hydron.
Rozległo się klaskanie, a po chwili z cienia wyłonił się wspomniany blondyn.
-Piękne, piękne. Odegrałeś na tej scenie wzruszające przedstawienie. Szkoda że ten dzieciak nie wie jakim tchórzem jest jego idol.
-Nie jestem tchórzem.
-Uciekłeś.
-Bo nie chciałem brać udziału w tym chorym planie Zenohelda. Hydron czy ty tego nie widzisz? Ten pomysł upadł jeszcze zanim powstała koncepcja stworzenia go. Jego plan jest jednym wielkim gwoździem do trumny. Dlaczego niby inni mają przez niego cierpieć?
-Jesteś głupszy niż myślałem Volt.
Książe wyczekiwał jakiejś reakcji ze strony "kolegi" z drużyny.
-Nie powinieneś mówić przez sen.
-Hm?-księcia zaskoczyła ta nagła zmiana tematu.
Volt nie zareagował. Wciąż wpatrywał się w Hydrona.
"To pewnie jakaś sztuczka. Chce zmienić temat żeby uciec od prawdy. Od prawdy która mówi jasno że jest tchórzem."-nie wiedzieć czemu ta myśl zdenerwowała Hydron'a.
-O co ci chodzi?! - krzykną w stronę Luster'a.
-O nic.
-Rozkazuję ci w tej chwili odpowiedzieć na moje pytanie.-Hydron mówił wolno i spokojnie, choć było wyraźnie widać że jest wściekły.-Radzę ci dobrze, nie pogrywaj sobie ze mną.
-Twoje groźby mnie nie ruszają Hydron. Do ciebie naprawdę nie dociera to w jakiej sytuacji my się znajdujemy. Twój ojciec chce...
-STARCZY JUŻ TEGO!-blondyn założył gantlet.
-Naprawdę chcesz ze mną walczyć? Dobra, niech będzie, ale gwarantuję ci że pożałujesz tej decyzji.
Gantlet aktywacja.
-
GANTLET WYSTRZAŁ MOCY!
-Karta otwarcia start!-Hydron wyrzucił kartę.-Bakugan bitwa! Bakugan start! Subterra Dryoid!
-Bakugan bitwa! Bakugan start! Haos Boriates!
Poziom mocy Dryoid'a - 700. Poziom mocy Boriates'a - 700.
-Super moc aktywacja! Armata Prometeusza!
 Spadek poziomu mocy Dryoid'a o 300 punktów. Wzrost poziomu mocy Boriates'a o 300 punktów.
-
Ha! I tylko tyle? -Hydron nic sobie nie zrobił z ataku Volt'a.- Super moc aktywacja! Ostrze Murasame!
Wzrost poziomu mocy Dryoid'a o 300 punktów.
Dryoid zwinnie i z gracją odpierał mieczem każdy strzał z Armaty Prometeusza.
Na ten widok Hydron uśmiechną się z zadowoleniem i zaczął nawijać na palec kosmyk włosów.
-Synteza super mocy aktywacja! Płochliwa ważka!
Spadek poziomu mocy Boriates'a o 200 punktów. Wzrost poziomu mocy Dryoid'a o 200 punktów.
Ostrze Murasame zmieniło kolor na błękitny i wydłużyło się.
Boriates'owi udało się jednak zablokować ruch Dryoid'a.
-Nieźle.-ocenił Hydron.- Ale to i tak ci nic nie da. Synteza super mocy aktywacja! Podwójny miecz!
Wzrost poziomu mocy Dryoid'a o 600 punktów.
Dryoid jednym celnym cięciem miecza przywrócił bakugana Volta do formy kulistej.
Wskaźnik życia Volt'a - 60%.
-I co ty na to Volt?
-Jeszcze nie wygrałeś. Ta bitwa trwa nadal i nie pozwolę ci jej wygrać. To że zwyciężyłeś w jednej rundzie wcale nie...
-Oj zamknij się już i walcz.-Hydron przerwał Volt'owi. Zaczął ponownie bawić się włosami. Nudziła go ta bitwa. Bardzo.
Czerwono-włosy zmarszczył brwi.
-Karta otwarcia start! Bakugan bitwa! Bakugan start! Naprzód Haos Boriates!
-Bakugan bitwa! Bakugan start! Dryoid! Super moc aktywacja! Ostrze Płomienia!
Wzrost poziomu mocy Dryoid'a o 200 punktów.
-Takimi słabymi atakami nigdy nie wygrasz tej bitwy.
-Coś ty powiedział?!-Hydron mocno się już wściekł.-Synteza super mocy aktywacja! Światło Wściekłości!
Wzrost poziomu mocy Dryoid'a o 400 punktów.
-To i tak za mało.-Volt nadal stał opanowany i mierzył Hydron'a wzrokiem.-Super moc aktywacja. Tarcza Odyna!
Anulowanie super mocy Dryoid'a.
-CO JEST DO CHOLERY?! - wykrzyczał Hydron widząc jak Tarcza Odyna odpycha Dryoid'a. Bakugan Subterry wylądował parę metrów od pola bitwy i zrobił dość duże wgłębienie w ziemi.
-Zapomniałeś Hydron że nie jestem już tym samym dzieciakiem którego zabrałeś stąd wiele lat temu.
Hydron jeszcze przez chwilę wpatrywał się w swojego strażniczego bakugana po czym przeniósł wzrok na Volt'a.
-Fakt. Przyznaję że przez te pięć lat nieźle podszlifowałeś swoje umiejętności. Jednak...ty także zapomniałeś o jednej ważnej rzeczy Volt...
Dryoid podniósł się z ziemi gotów do wykonania kolejnego ataku.
-Ym? - oczy Volt'a rozszerzyły się w lekkim zdumieniu.
-Zapomniałeś że ja tak łatwo nie odpuszczam!-Hydron dokończył swoją wypowiedź i aktywował następną super moc.-Super moc aktywacja! Strzała Murasame!
Spadek poziomu mocy Boriates'a o 300 punktów.
Volt uśmiechną się.
-Nic z tego. Super moc aktywacja! Gun Durance!
Spadek poziomu mocy Dryoid'a o 650 punktów.
-
O nie! Dryoid ma teraz tylko sześćset pięćdziesiąt punktów mocy.
-Super moc aktywacja! Topór Ognia!
Spadek poziomu mocy Dryoid'a o 300 punktów. Wzrost poziomu mocy Boriates'a o 300 punktów.
-
Hydron zrozum w końcu że twój ojciec i tak przegra. Pójdzie na dno a ty razem z nim. No chyba że się opamiętasz. Nie toczmy już dłużej tej walki.
-Nie chcesz walczyć, a co właśnie robisz? - Hydron rozejrzał się dookoła. - Wreszcie wróciłeś do domu. Cieszysz się prawda? Wiesz co mnie dziwi? To jak okazujesz lojalność Volt. To ja cię stąd zabrałem, a ty tak mi się odpłacasz?
-Jestem wdzięczny za wszystko co dla mnie zrobiłeś, ale nie oznacza to że będę tobie bezgranicznie oddany. Poza tym to ty pierwszy zacząłeś tę bitwę.
Boriates pokonał Dryoid'a który wylądował u stóp księcia.
Wskaźnik życia Hydron'a - 40%.
Hydron westchną.
-Naprawdę nudzi mnie już ta bitwa. Karta otwarcia start! Bakugan bitwa! Bakugan start! Super moc aktywacja! Ostrze Murasame!
Wzrost poziomu mocy Dryoid'a o 300 punktów.
Volt zaczął klikać coś na swoim gantlecie.
Wprowadzono zmiany w standardowym trybie walki.
Wzrost poziomu mocy Boriates'a o 300 punktów.
Ostrze Murasame zderzyło się z twardą mechaniczną ręką Boriates'a, ale nic poza tym. Dryoid nic nie zrobił Boriates'owi. Jego atak na niego nie zadziałał...
-Co jest grane?!-zawołał zdziwiony Hydron.
Volt uśmiechną się z zadowoleniem.

Siedemdziesiąty już jest.
Ten rozdział miał być ostatnim z
udziałem Volt'a. ;-;
No właśnie. Miał. Ale najwyraźniej nie będzie.
Przepraszam was za to.
Ja naprawdę nie przypuszczałam
że to mi wyjdzie aż tak długie.
Serio.
Jak zobaczyłam na podglądzie jaki ten
rozdział długi to aż się przeraziłam.
Zazwyczaj wstawiam rozdziały
których długość jest w sam raz(przynajmniej
według mnie), a tu taki
długi wyszedł że aż musiałam podzielić go na pół.
Ja wam obiecuję że to ostatni raz kiedy
wstawiam aż tyle rozdziałów naraz.
Naprawdę.
Nie bijcie proszę ;-;






Rozdział 69: "Ostatni raz."

"Jasne światło rozbłysło na arenie. Wszyscy zostali przez nie oślepieni. Kiedy blask znikną wszyscy ujrzeli zwycięzcę. Był nim Volt Luster.
-Proszę państwa to niewiarygodne! Volt Luster wygrywa kolejną bitwę! Ten chłopak wspina się coraz wyżej! Czy właśnie na naszych oczach rodzi się kolejna legenda Bakugana?!-zawołał rozemocjonowany komentator.
Volt patrzył jak jego przeciwnik osuwa się na kolana. Opuścił arenę. Zdjął gantlet po czym go schował. Był już zmęczony. Tymi ciągłymi walkami...Mimo wszystko musiał przyznać że one się opłaciły. Figuruje na trzecim miejscu w vestalskim rankingu. Zaczął iść korytarzem kiedy zobaczył dwóch członków królewskiej straży. W dodatku uzbrojonych.
-Volt Luster?-zapytał jeden z nich.
-Tak.-odpowiedział ze spokojem chłopak.
-Proszę z nami.
-A...o co chodzi jeśli mogę wiedzieć?-zapytał.
-Książę Hydron chce pana widzieć.
To jedno zdanie wywołało u Volta nie lada zdziwienie. Czego mógł od niego chcieć syn króla Vestali?
Chłopak westchną cicho. Zaraz się dowie. Nie ma po co zadawać sobie teraz pytania, bo i tak puki co nie dostanie na nie odpowiedzi.
Straż zaprowadziła go do jakiegoś pomieszczenia. Okazało się że była to ta loża z której książę zawsze obserwował wszystkie walki podczas zawodów. W środku znajdowało się jeszcze dwóch innych strażników którzy także byli uzbrojeni.
-Witaj Volt.-książę Hydron odwrócił się w stronę nowo przybyłego.
-Wasza Wysokość.-Luster uklękną przed księciem. Ten nakazał graczowi Haos'a żeby wstał.
-Zapewne zastanawiasz się po cię tutaj wezwałem.-powiedział książę przechadzając się po pomieszczeniu z uśmiechem pełnym zadowolenia.
-Yyy...tak.
-Obserwowałem twoje walki podczas tegorocznych zawodów. Jesteś naprawdę dobry Volt. Trzecia pozycja w rankingu? Nieźle.
-Dziękuję Wasza Wysokość.
-Z tego co mi wiadomo pochodzisz z biednej rodziny. Mieszkasz w vestaliańskich slumsach czyż nie?
-Tak.
-Zadziwiające jak ktoś z takiego rynsztoku mógł wznieść się tak wysoko.
Volt nie podniósł wzroku na księcia. Cały czas wpatrywał się w podłogę. Wiedział że książę się uśmiecha. Nie wiedzieć czemu, Volt miał nieodparte wrażenie że książę wypowiedział to zdanie...z kpiną w głosie? Zacisną zęby. To było wredne. To że nie wychowuje się w pałacu tak jak Hydron nie oznacza że jest gorszy. Czerwonowłosy postanowił się nieco rozluźnić. Nie chciał żeby książę zobaczył jego zdenerwowanie. Jeszcze zapytał by o powód tej złości, a tego Luster nie chciał. Milczał, czekając aż książę ponownie zabierze głos.
-Chciałbym coś ci zaproponować.
Te słowa sprawiły że wojownik spojrzał na blondyna.
-Mój ojciec szuka najpotężniejszych graczy Bakugana do organizacji o nazwie Vexos. Jeśli byłbyś zainteresowany zapraszam do pałacu królewskiego, jutro na godzinę dwudziestą pierwszą.
-Więc ja miałbym...
-Dołączyć do Vexosów?-zapytał książę i upił łyk jakiegoś napoju który znajdował się w srebrnym kielichu który właśnie trzymał w prawej dłoni.-Tak. Wypadało by w końcu jakoś nagrodzić najlepszych graczy.-na jego usta wkroczył tajemniczy uśmiech.
-Jestem zaszczycony taką propozycją.
-Należy ci się to. Zasłużyłeś. Wolno ci się oczywiście zastanowić. Masz do tego prawo zanim podejmiesz decyzję. Jednak jeśli przystaniesz na tę ofertę to zapraszam. Jutro w pałacu. Dwudziesta pierwsza. Możesz odejść.
Niebieskooki skłonił się i poszedł w stronę drzwi.
-Tak propozycja to nie tylko szansa na zyskanie sławy, ale także szansa na lepsze życie, dla ciebie i twojej rodziny.-powiedział jeszcze Hydron zanim Luster wyszedł.
To totalnie wbiło młodego Luster'a w ziemię. Po chwili jednak otrząsną się. Postanowił wrócić do domu.
Powrót do domu nie zajął mu dużo czasu. Po trzydziestu minutach staną przed drzwiami do domu.
-Volt wróciłeś!-dziewczynka o jasno różowych włosach i zielonych oczach rzuciła się bratu na szyję.
-Cześć Ayano.-Luster pogłaskał swoją młodszą siostrę po włosach.
-Volt!-czterej chłopcy wbiegli do przedpokoju.
Byli to młodsi bracia Volt'a. Chłopak uśmiechną się. Cieszył go fakt że wrócił do domu i że może pobyć z rodziną. Przez ostatnie tygodnie bardzo skupiał się na walkach w turnieju. Jednak wczoraj wszystko się zmieniło...
-Chodźcie, przygotowałam obiad.-Ayano pobiegła do kuchni.
Jej bracia natomiast skierowali się do jadalni.
Kiedy już wszyscy usiedli przy stole, zapadło milczenie które bardzo zdziwiło Ayano i Lucas'a - najmłodszego brata Volt'a. Zazwyczaj podczas posiłków cała szósta toczyła ze sobą ożywione rozmowy. A dziś? Co mogło być przyczyną tego milczenia? Może to...
-Volt czy coś się stało?-Ayano zwróciła się do brata.
-Hm?-czerwonowłosy spojrzał na młodą Luster.
-Nic nie mówisz...
-Ma to jakiś związek z turniejem?-zadał pytanie Garrett-drugi najmłodszy z braci.
-Właśnie! Jak ci tam idzie?! W telewizji mówią ciągle o tych zawodach, ale jakoś nie przeprowadzają żadnych wywiadów z tymi najlepszymi. Jak już to z tymi średnimi graczami.-ożywił się chłopiec o szarych oczach.
-Jesteś numerem trzecim w rankingu.-zaczęła jego siostra.-Ale jak dla mnie umiejętnościami dorównujesz numerowi pierwszemu.-dokończyła z uśmiechem.
-Dokładnie! Dobrze mówisz siostrzyczko.-zgodził się Lucas.-Nikt nie ma z tobą szans Volt.
-Dziękuję.-Volt uśmiechną się. Czuł się naprawdę szczęśliwy.
-Na pewno wespniesz się na szczyt!-zawołał Justin.
-Miło mi że tak mówicie, ale pamiętajcie że są lepsi ode mnie.-powiedział najstarszy z rodzeństwa.
-Ach...wiem, ta dziewczyna która gra Aquos'em...jak ona się nazywa?-Ayano zastanowiła się.-Ach już wiem. Farrow. Mylene Farrow.
-A kto jest numerem jeden?-zapytał Maresuke.
-Jakiś tajemniczy wojownik.-odpowiedziała Ayano z powagą na pytanie brata.-Gra domeną ognia, i budzi strach wśród najlepszych graczy.
-A jak ma na imię?- Lucas.
Ayano wzruszyła bezradnie ramionami.
-Jego imię jest tajemnicą.-powiedziała i wzięła łyk soku.
-To trochę dziwne nie uważacie?-zagadną Garrett. Reszta spojrzała na niego.
-Co takiego?-zapytał Volt.
-Gość jest najlepszym graczem w Vestali, a nikt nie wie jak się nazywa. To dziwne.
-Nawet bardzo.-Ayano zamyśliła się.-No, ale nie ważne jak bardzo ten numer jeden jest dobry, Volt'a nie pokona.-na jej usta wrócił uśmiech.
Po skończonym obiedzie Ayano poszła zmywać naczynia, a Lucas poszedł jej pomóc.
Volt poszedł do pokoju który zajmował razem z Maresuke i Justin'em. Ayano, Garrett i Lucas mieli pokój tuż za ścianą.
Chłopak usiadł na łóżku. Wyjął z kieszeni Freezer'a. Dzięki tej grze może zapewnić jakiś byt swojej rodzinie. Dawali sobie ledwo radę. Jeśli chodzi o finanse to bywało nieraz naprawdę źle, ale zawsze jednak jakoś udawało im się przeżyć. Jednak Volt nie chciał żeby jego rodzeństwo wychowywało się w złych warunkach. To była szansa której nie mógł zmarnować. Dar od losu. Promień nadziei.
-Hej Volt jesteś zajęty?-zapytał Maresuke wpadając do pokoju.
-Nie.-odparł z uśmiechem Volt i schował Freezer'a do kieszeni.-A coś się stało?
-Pomyślałem że jeśli nie jesteś zajęty to moglibyśmy rozegrać małą bitwę, co ty na to?-zapytał chłopiec ściskając w dwóch palcach bakugana domeny wiatru.
-Ym...pewnie...czemu nie, ale...może nie dziś dobrze? Jestem trochę zmęczony.
-...No dobrze.-Maresuke położył dłoń na klamce.-Volt?
-Tak?
-Czy, alby na pewno wszystko w porządku?
-Tak, dlaczego pytasz?
-Odkąd wróciłeś do domu, zachowujesz się dziwnie. Jesteś zamyślony. Czy jest coś o czym powinniśmy wiedzieć?
Najstarszy Luster spuścił wzrok.
-Nic się nie stało, naprawdę.
-A ja sądzę coś innego. Volt. Jesteśmy twoim rodzeństwem, możesz nam zawsze o wszystkim mówić.
Westchnięcie które wydobyło się z ust Volt'a sprawiło że Maresuke był już niemal pewien że coś jest nie tak.
-Hm...to ja pójdę zobaczyć czy Ayano i Lucas zmyli już naczynia.-to mówiąc chłopiec opuścił pomieszczenie.
Volt zacisną dłoń w pięść.
Czemu nie powiedział Maresuke o propozycji którą dostał od księcia? Czemu? To przecież nic złego, wręcz przeciwnie. To coś wspaniałego.
Powie im. Musi im powiedzieć.
Wyszedł z pokoju. Reszta jego rodzeństwa siedziała w małym, skromnie urządzonym salonie. Ayano czytała swoim braciom jakąś książkę. Już miał wejść kiedy usłyszał pytanie Maresuke.
-Zauważyliście że z Volt'em dzieje się coś dziwnego?
-Dziwnego?-spytał Lucas.
Wszyscy spojrzeli na Maresuke. W jego szarych oczach dostrzegli powagę.
-Faktycznie, wyjątkowo mało mówi. Ciekawe o co chodzi.-zamyśliła się Ayano.
-Może chodzi o zawody? Może przegrał jakąś walkę?-zadawał pytania Garrett.
-Niemożliwe.-Ayano pokręciła przecząco głową.-W telewizji nic o tym nie mówili.-powiedziała wskazując przed siebie. Na przeciwko kanapy na której siedzieli stał telewizor. Nie był on najnowszy, ale spokojnie im wystarczał.
Gracz domeny światła, postanowił wejść do salonu.
-Hej, o czym tam rozmawiacie?-zapytał.
Jego rodzeństwo wymieniło się spojrzeniami.
Garrett i Justin wstali z podłogi na której siedzieli i podeszli do Volt'a. Justin chwycił go za lewą dłoń, a Garrett za prawą.
-Chodź.-poprowadzili go w stronę kanapy.-Siadaj.-powiedzieli jednocześnie.
Volt usiadł obok Ayano.
-A teraz mów o co chodzi. Ewidentnie coś jest nie tak, i chcielibyśmy wiedzieć co.-powiedział Garrett.
Chłopak westchną.
-Nie dacie mi spokoju jeśli wam nie powiem?-spytał.
Całą piątka skinęła twierdząco głowami.
-Dzisiaj po mojej ostatniej już walce, zatrzymało mnie dwóch królewskich strażników. Powiedzieli że książę Hydron chce mnie widzieć.
-Naprawdę?!-zawołał Lucas.
-Tak. Zaprowadzili mnie do niego. Książe powiedział że ma dla mnie propozycję. Zaproponował mi dołączenie do tzw. Vexosów.
-Vexosów?-Justin zmarszczył brwi.-Dziwna nazwa.
-Książę powiedział że jego ojciec chce zwerbować do Vexosów najlepszych vestalskich graczy Bakugan. Powiedział że dzięki temu będę sławny i że, dzięki temu będę mógł poprawić naszą sytuację. Mam przyjść jutro do pałacu o dwudziestej pierwszej.
-To wspaniała propozycja!-ucieszyła się Ayano.
-I pójdziesz tam? Pójdziesz?-dopytywał Justin.
-Nie wiem.
-Powiem tyle...Volt nie rób tego dla nas, ale zrób to przede wszystkim dla siebie.-powiedziała Ayano z pogodnym uśmiechem.
-Właśnie braciszku!-zwołał uradowany Lucas.
-Więc pójdę tam jutro.-Volt uśmiechną się.
Jak powiedział, tak też zrobił.
Kiedy wybiła dwudziesta dwadzieścia osiem następnego dnia chłopak poszedł do pałacu. Nie chciał się spóźnić. Wolał być punktualny. Spóźnienie mogłoby źle wyglądać w oczach innych graczy, a co ważniejsze - w oczach króla. Noc była przecudowna. Volt'owi zdawało się że tej nocy księżyc i gwiazdy lśnią piękniej niż zwykle, a atramentowe niebo ma jeszcze bardziej intensywny kolor.
Na początku martwił się trochę czy strażnicy go wpuszczą, jednak na jego szczęście przy wejściu stał jeden z tych strażników którzy poprzedniego dnia zaprowadzili go do księcia więc został od razu rozpoznany. Zaprowadzono go na czwarte piętro do jakiegoś dość szerokiego korytarza. Gdyby nie światło księżyca wpadające przez wielkie okna, pewnie nie zdołałby dostrzec dziewczyny o błękitnych włosach, dobrze zbudowanego albinosa ani też chłopca o różowych włosach.
-Masz czekać tutaj z resztą.-rzucił do niego strażnik.
Cisza która ogarnęła wszystkich dała Luster'owi czas do dokładniejszego przyjrzenia się pozostałym.
-To ty jesteś tym najlepszym graczem Haos'a?-zapytał albinos.
-Tak.
-Shadow Prove. Darkus.-przedstawił się jego rozmówca.
-Lync Volan. Ventus.-rzucił chłopiec o różowych włosach.
-Mylene Farrow. Aquos.- głos dziewczyny był beznamiętny.
-Volt Luster.-Volt przedstawił się.
-Nie chcę się czepiać, ale...-zaczął albinos.-domen jest sześć, a nas jest tylko czwórka.
Volt drgną słysząc to zdanie. Z resztą nie tylko on. Mylene i Lync'a tak samo jak jego ruszyło to co powiedział chłopak. Shadow ma oko. Luster omiótł wzrokiem nowych znajomych. Darkus, Ventus, Aquos, no i Haos. Cztery z sześciu domen.
-Nie słyszałem żeby jakiś gracz Subterry został zaproszony do pałacu.-powiedział Lync.
-Ponoć jeszcze go nie wybrano.-odpowiedziała Mylene.
-Wciąż szukają Subeterry? Nieźle. Tylko że w takim razie brakuje nam jednej domeny nie licząc żywiołu ziemi której jeszcze nie znaleziono.-mrukną Shadow zakładając ręce za głowę.
Chłopak dobrze mówił. Brakowało jednej osoby. Osoby walczącej domeną...
-Ognia.-szepną Volt.
-Hm?-Lync spojrzał na niego, podobnie jak pozostała dwójka.
-Brakuje osoby walczącej domeną ognia.-wyjaśnił.
I wtedy jak na zawołanie, z cienia nieśpiesznie wyłoniła się postać. Postać chłopaka odzianego w długi czerwony płaszcz. Jego twarz zakrywała maska z jednym okiem które błysnęło czerwienią gdy tylko zobaczyło resztę graczy. Kolory te dziwnie kontrastowały z blond włosami i odcieniem skóry.
Volt wpatrywał się w niego oniemiały. Podejrzewał że z pozostałymi jest tak samo. Numer jeden. Najlepszy gracz Vestali stoi tu oto przed nimi. Nie mógł w to uwierzyć. Od blondyna biła władcza a jednocześnie niebezpieczna i straszna aura. Chłopak budził respekt już przy pierwszym spojrzeniu.
-Najlepszy vestaliański gracz Pyrus'a.-rzuciła chłodno Mylene.
-Jak się nazywasz?-zapytał chłopaka Volt.
-Phantom. Spectra Phantom.-rzucił chłopak.
Tak oto poznali imię tego który budzi grozę wśród najodważniejszych. Tego który napawa lękliwych jeszcze większym strachem. Tego którego nawet sam diabeł mógłby się przestraszyć.
Spectra Phantom. Tak on się nazywa."

Volt staną w progu zniszczonego domu.
Tu właśnie mieszkał.
Właśnie.
Mieszkał.
Zacisną dłoń w pięść. To wspomnienie było dla niego ważne. Dlaczego? Dlatego że właśnie wtedy ostatni raz widział swoją rodzinę.
-Zamiast mojej rodziną mieszkają tu duchy. Dołączając do Vexos popełniłem największy błąd swojego życia. Szkoda że tak późno zdałem sobie z tego sprawę. Ostatni raz coś takiego miało miejsce. Ostatni raz.


I rozdział jest. ^^
Dan: Z ponad miesięcznym opóźnieniem >.>
Nie powinieneś się mnie aż tak czepiać.
Sam nic nie robisz całymi dniami.
Dan: Nie ma to jak pisać o bohaterze tuż
przed jego śmiercią. >.>
Nie jego jednego tak urządzę, więc spokojnie.
Dan: Bosko.
Wstawię za chwilę jeszcze rozdział 70.
Wiem że trochę dużo tego czytania, mam
nadzieję że mi to wybaczycie(ja serio mam
taką nadzieję), ale chciałam już na dobre
zakończyć sprawę z Volt'em i skupić się
na Wojownikach. Gdzieś między wierszami
wepchnę też profesorka.