Runo stała pod drzwiami do pokoju swojego chłopaka. Tkwiła już tam dobre pięć minut. Na początku myślała że po prostu wejdzie i z nim porozmawia, ale najwyraźniej było to trudniejsze niż się wydawało. Swój wzrok przeniosła z klamki na drzwi. Nie wiedziała jaki widok może za nimi zastać. Śpiącego Dana, czy może zdruzgotanego. Zbliżyła dłoń do klamki, ale jej nie nacisnęła. Nawet jej nie dotknęła. Tigrerra widziała smutek i niepewność które malowały się na twarzy jej Wojowniczki.
-Runo...
Błękitno-włosa cofnęła nieco dłoń, ale nadal wpatrywała się w klamkę. Zacisnęła dłoń w pięść.
Stała tak chwilę ze spuszczoną głową.
Usłyszała odgłos otwieranych drzwi i już chwilę potem stała twarzą w twarz z Danem.
-Dan... - tylko tyle była w stanie powiedzieć.
Nie mówili nic dłuższą chwilę tylko patrzyli na siebie.
"Powiedz coś w końcu idioto. Chce usłyszeć twój głos. No powiedz...proszę...Dan..."
Runo jednak nie miała zamiaru wypowiadać tego na głos. Nie wiedziała co ma powiedzieć, o co spytać, co poradzić, jak pocieszyć...więc po prostu przytuliła się do niego. Kuso objął ją i wtulił się w jej szyję. Dziewczyna czuła jego oddech i słyszała równo bijące serce.
Dan puścił zielonooką i wszedł do pokoju. Wojowniczka Haos'a weszła za nim i zamknęła za sobą drzwi.
-Nie było cię na śniadaniu. I na obiedzie. Nie jesteś głodny?
-Nie. - wyszeptał.
-Dan, wszyscy dobrze wiemy że tęsknisz za Drago, ale nie martw się my...
-Co? Uratujecie go? - spytał oschle po czym wybuchł szyderczym śmiechem. Runo mimowolnie się wzdrygnęła.
Uznała że nie warto się na niego drzeć. Nie tym razem.
-Wiesz, my przynajmniej coś robimy. - odrzekła równie oschłym tonem.
-Tak? - tym razem w głosie szatyna nie było, ani grama szyderstwa.
-Tak. Nie siedzimy i nie użalamy się nad sobą. Elajza pilnuje Miry i Ace'a. Nawet nie zapytałeś się co u nich. Myślisz że jak będziesz tu siedział i rozpaczał to pomożesz Drago? Nie. Nam wszystkim go brakuje. Tak samo jak Centurion'a. Bez nich to wszystko wygląda na niekompletne. W końcu nie tylko my należymy do Młodych Wojowników Bakugan. Należą do nich także nasze bakugany. Też są częścią drużyny.
-Wiem o tym, ale powiedz mi co ja mam zrobić? Nie mam bakugana, więc nie mam też jak stanąć z Vexos'ami do walki. Elz ma podobnie. Ja nie chcę narażać nikogo z was więc...
-My sobie świetnie zdajemy z tego sprawę Dan. - nastolatka podeszła do niego. - I zawsze, czegokolwiek nie wymyślisz, będziemy cię wspierać. - wyszeptała.
Patrzyli sobie w oczy dłuższą chwilę. W końcu Wojownik Dragonoid'a złapał swoją dziewczynę w tali, przyciągną ją do siebie i...pocałował.
Zaskoczenie które wpłynęło na twarz Runo, szybko zniknęło tym samym sprawiając że błękitno-włosa zarzuciła Danowi ręce na szyję.
-Czyli co będziesz walczył o Drago? - zapytała Runo kiedy już się od siebie oderwali.
Szatyn z westchnieniem zawodu powiedział:
-No będę. - oświadczył ze smutnym wyrazem twarzy i westchną.
Runo wzięła się pod boki i spojrzała na niego z uniesioną brwią i uśmiechem typu: "Mhm, tak, tak."
Kuso na ten widok roześmiał się. Przyciągną dziewczynę do siebie tak że stykali się czołami.
-Obiecuję. - szepną, splatając przy tym ich dłonie.
***
Zrobiło się już ciemno. Księżyc powoli wschodził i coraz więcej gwiazd pojawiało się na niebie.
Elz nadal tkwiła na parapecie. Patrzyła w księżyc.
-Kiedyś też była taka ładna noc. Wtedy kiedy leciałam z Centurionem nad Warnington. I wtedy kiedy...z nieba zaczęły spadać karty do Bakugana. - szepnęła do siebie podciągając kolana pod brodę i ukrywając w nich twarz.
"A chociażby po to żeby poinformować nas o ich śmierci."
-Mylisz się Legroidzie. Oni żyją, przekonasz się o tym. Tylko że...Elajza ma rację. Nie można się tak smucić. Trzeba działać. - dziewczyna przymknęła oczy. Wspomnieniami wróciła do pewnego dnia. Do dnia który odmienił nie tylko jej życie, ale wszystkich dzieciaków z całego świata.
"Była wiosna kiedy delikatny wiatr przemierzał ulice miasta, podrywając do tańca liście, kwiaty i korony drzew.
Białowłosa dziewczyna biegnąc przemierzała ulice. Zmierzała w stronę jednego z wielu wzgórz które znajdowały się blisko miasta. Kiedy budynki zaczynały coraz rzadziej występować, a więcej było drzew i delikatnych wzniesień terenu, dziewczyna zyskała pewność że jest już blisko lasu. Oczywiście nie miała zamiaru przez niego iść. Niewątpliwie droga wiodąca przez las był krótsza, ale w tych ciemnościach raczej niewiele by zobaczyła, a rozładowany telefon na nic by się jej nie zdał. Postanowiła obejść las. Na jego skraju znajdowała się mała ścieżka. Zdecydowała się nią iść.
Od czasu do czasu spoglądała z obawą w oczach, na krzaki i drzewa po swojej lewej stronie. Nie obawiała się ciemności, ale tego co mogło się w niej czaić. W jej szkole bowiem krążyły plotki iż w tutejszych lasach mogą być wilki. Niewiele osób w to wierzyło, ponieważ warningtońskie lasy nie były aż tak duże, tym samym nie mogłyby stanowić schronienia dla takiego zwierzęcia jak wilk. Jednakże byli też i tacy którzy dawali wiarę tym plotkom, a nawet przywoływali w rozmowach przykłady osób które widziały wilki w tutejszych lasach. Jakby jednak na to nie spojrzeć były to wciąż plotki rozpowiadane przez uczniów.
"Plotki plotkami, ale i tak się cykam." - pomyślała ze wstydem dziewczyna.
Na całe szczęście w końcu minęła las i weszła na szczyt wzgórza. Spojrzała w niebo które całe zasypane było gwiazdami.
"Tej nocy lśnią pięknej niż zwykle."
I rzeczywiście gwiazdy świeciły tej nocy o wiele jaśniej i piękniej niż zwykle. A przynajmniej takie wrażenie mogłaby odnieść osoba patrząca na nie, nie tylko Elz, ale każdy inny mieszkaniec Warnington. W tym momencie gwiazdy były zjawiskowe. Migotały radośnie, tak jakby na coś czekały. Jakby chciały ogłosić uśpionemu miastu że oto tej nocy wydarzy się coś niezwykłego.
Spuściła głowę.
"Szkoda że ja nie jestem jak jedna z tych gwiazd. Zazdroszczę im tego że mogą był wysoko i widzieć wszystko, że mogą całymi nocami, tańczyć z księżycem po atramentowym niebie. One nie muszą chodzić do szkoły i uczyć się ciężkich przedmiotów. One nie piszą kartkówek i sprawdzianów, nie jest im zimno w zimie, i nie jest im gorąco w lecie."
Elizabeth roześmiała się na tę myśl. Bawiło ją to jak czasami głupie i nierealne ma myśli.
Nagle jakiś przedmiot musnął jej nagie ramię. Odwróciła się chcąc zobaczyć co to. Na trawie pośród ciemności leżała karta. Dziewczyna przekrzywiła lekko głowę i zmarszczyła brwi. Zaraz obok przeleciała druga karta świecąca zieloną poświatą. Jednak straciła swój blask gdy tylko zetknęła się z podłożem. Brettley uniosła twarz w stronę nieboskłonu. To co zobaczyła wyparło jej powietrze z płuc. Z nieba spadały karty. Najprawdziwsze karty. I każdą z nich otaczała zielona poświata. Istny deszcz kart - tak można by nazwać to co rozgrywało się przed oczami dziewczyny. Niepewnie wystawiła przed siebie otwartą dłoń. Karta która na nią spadła przestała świecić się gdy tylko dotknęła jej skóry. Białowłosa zacisnęła na niej palce. Deszcz kart się nie kończył. Spadały i spadały. I wyglądały tak jakby nigdy nie miały już przestać.
Trzynastolatka założyła bluzę, zaciągnęła kaptur na głowę i czym prędzej zbiegła ze wzgórza. Pędem ruszyła chodnikiem w stronę domu. Wszędzie znajdowały się te dziwne karty. Kiedy znalazła się na obrzeżach miasta zauważyła że i tutaj ich nie brakuje. Porozrzucane niczym śmieci na trawnikach, chodnikach, dachach, po prostu wszędzie. I nadal ich przybywało. Przyciskając jedną z nich kurczowo do klatki piersiowej, dziewczyna biegła w dobrze sobie znanym kierunku. Do domu. Kiedy poczuła pod podeszwami swoich czarnych trampek znajomy żwir, zaprzestała biegu. Podeszła do drzwi domu i otworzyła je. Schowała kartę do kieszeni długiej czerwonej bluzy i weszła do środka. Czuła zapach naleśników wydobywający się z kuchni i słyszała gwizd czajnika oznajmujący że woda już się zagotowała. Weszła do jasno oświetlonej kuchni. Nikogo nie było. Z kuchni poszła do salonu. Ciotka Melinda siedziała na kanapie z kubkiem parującej herbaty. Nie usłyszała siostrzenicy przez grający telewizor.
Elz rzuciła szybkie spojrzenie w stronę urządzenia. Reporter wiadomości właśnie opowiadał o jakimś wypadku na lotnisku.
-Co robisz ciociu?
-Oglądam wiadomości. Czekam na prognozę pogody. - Melinda uśmiechnęła się do dziewczyny.- Mam nadzieję że będzie jutro słońce.
Elizabeth podeszła do okna i odsunęła delikatnie jasno żółtą zasłonę.
"Cóż na razie puki co jest deszcz." - pomyślała dziewczyna patrząc na karty spadające na ulicę.
-Chyba zrobię sobie herbaty. - oznajmiła Elz od niechcenia. Poszła do kuchni. Wyjęła kubek i torebeczkę herbaty. Wlała gorącą wodę i wsypała cukier po czym złapała za ucho kubka i ostrożnie poszła na schody.
-Powiedz cioci Clarze żeby nie prasowała obrusów bo ja to potem zrobię! - zawołała jeszcze Melinda.
-Okej.
Stawiając powoli kroki Elz w końcu dotarła na górę.
-Ciociu! - zapukała do drzwi sypialni cioci Clary. - Ciocia Melinda kazała przekazać żebyś nie prasowała obrusów bo ona to później zrobi.
-Dobrze! - odpowiedziała zza drzwi kobieta.
Udało jej się dostarczyć kubek do pokoju w całości. Zapaliła światło i odstawiła naczynie z napojem na biurko. Podeszła do okna. Deszcz kart jakby przybrał na sile.
"Jak tak dalej pójdzie to utoniemy w tych kartach."
Sięgnęła do kieszeni i wyjęła znalezisko.
Karta był czarna z szarym okręgiem, pośrodku. Linie tworzące "pęknięcia" na karcie wpadały prosto do tego dziwnego okręgu w którym również znajdowały się różne zygzaki. Odwróciła ją na drugą stronę. Tu także znajdowały się okręgi. Wzdłuż nich biegły jakieś przedziwne symbole, coś jakby litery, w każdym razie tajemnicze znaki jej nic nie mówiły. Sześć kolorowych symboli natomiast przykuło jej uwagę. Były one ułożone tak że tworzyły okrąg. W środku tego okręgu były linie które przecinały się ze sobą i łączyły poszczególne symbole ze sobą. Przejechała palcem od niebieskiego symbolu do brązowego. Potem od zielonego do żółtego i na końcu od czarownego do czarnego. Przyjrzała się temu ostatniemu. Dziwny symbol jak i sam jego kolor kojarzyły jej się z ciemnością, z nocą, mrokiem. Odwróciła wzrok od karty na okno. Wyjrzała na ulicę i zauważyła że kart spada coraz mniej. Jeszcze raz spojrzała na tą którą trzymała.
"Ciekawe...czym ona jest. I dlaczego spadło ich tak wiele?" - spytała siebie w myślach ponownie spoglądając przez okno na karty walające się po jezdni i innych rzeczach.
Przysiadła do biurka i włączyła laptop.
Weszła na Fcebook'a. Od razu zasypały ją posty związane z tymi kartami. Użytkownicy portalu umieszczali w postach zdjęcia tych kart, zdjęcia ulic, domów zasypanych nimi oraz pytania typu: "Co to za karty? Kto jeszcze taką znalazł? Wie ktoś co to jest i skąd się to wzięło? "
Wiele osób udzielało odpowiedzi na tego typu pytania. Każdy post liczył przynajmniej sto komentarzy.
"Ok-ej. Może odpuszczę sobie to źródło informacji."
Zaczęła przeszukiwać Internet w poszukiwaniu jakichś pomocnych informacji. Żadnych nie znalazła.
"I czemu ja się dziwię? Przecież te karty zaczęły spadać z nieba jakiś kwadrans temu."
Następnego ranka do uszu Brettley dotarły wołania cioci Melindy.
-Elz wstawaj! Spóźnisz się do szkoły!
-Mmm...jest jeszcze wcześnie. - wymruczała ziewając. Lekko uchyliła powieki. Od razu rzucił jej się w oczy budzik wskazujący godzinę 7:42.
-Co?! - podniosła gwałtownie głowę. Spostrzegła że zasnęła przy biurku. Omiotła wzrokiem otwarty laptop, kartę i niedopitą herbatę. Wczoraj do pierwszej w nocy przekopywała Internet. - O matulu za osiemnaście minut mam lekcje!
Szybko wstała i migiem zaczęła biegać po pokoju w poszukiwaniu mundurka.
-Ja nie mogę, ja nie mogę, ja nie mogę! - panikowała.
Starała się jak najszybciej ubrać, a gdy już jej się to udało zgarnęła torbę i zbiegła na dół.
-A śniadanie? - spytała ją ciocia Sophie z kuchni.
Elz w tym czasie siedziała w przedpokoju i ubierała buty.
-Nie zjem dzisiaj. Za chwilę się spóźnię.
-To co takiego robiłaś w nocy że światło paliło się u ciebie do pierwszej? - ciotka Melinda oparła się o futrynę drzwi i ze skrzyżowanymi rękami na piersiach patrzyła na swoją podopieczną. Nie była zła na Elz, choć jej mina mogła mówić coś innego.
-Em...ja...robiłam...no...może powiem wam potem, teraz muszę lecieć. - rzuciła na pożegnanie i wybiegła. Przebierała nogami najszybciej jak mogła. Kiedy w oddali zamajaczyły jej przed oczami mury szkoły uśmiechnęła się. Przyśpieszyła.
-Z drogi, sorry, dajcie przejść, przepraszam! - wołała wymijając uczniów. Pokonała stopnie schodów i wpadła jak burza do budynku.
"Gdzie ja teraz mam? Aaaaaa sala numer 154."
Wbiegła na schody.
-Jezu, dziewczyno kto cię tak załatwił? - spytała przyjaciółkę Lidia.
Elz spojrzała na nią nic nie rozumiejąc. Dyszała ciężko po długim i wyczerpującym biegu i właśnie opierała ręce o kolana.
Lidia wyjęła telefon z kieszeni. Elizabeth przyjrzała się swojemu odbiciu w nim. Włosy miała w totalnym nieładzie, krawat mocno obluzowany, jeden rękaw marynarki podwinięty, a skarpetki były założone na lewą stronę.
-Zaspałam i...ten no...wiesz...
-Dzwoniłam do ciebie.
-Rozładował mi się telefon.
-Spoko. Doprowadź się teraz czym prędzej do ładu zanim Jej Wysokość i jej damy dworu się tutaj zjawią. - powiedziała robiąc palcami cudzysłów przy "Jej Wysokości" i "damach dworu".
Młoda Brettley dobrze wiedziała o kim mówi jej przyjaciółka. "Damy strojne w elegancję".
-Nie wiem co za pojeb wymyślił tę nazwę, ale z pewnością nie był trzeźwy kiedy wpadła mu ona do głowy. - odezwał się ich kolega z klasy William.
Był typowym cwaniakiem z bezczelnym uśmiechem wiecznie przyczepionym do ust.
-Mówisz o Damach? - spytała Elz.
-A o kimże innym miałbym mówić? Coś dzisiaj nie myślisz Elz.
-Odczep się. Ja wciąż śpię.
-Właśnie widzę.
-Elz ty też wczoraj widziałaś ten deszcz kart? - zapytała Lidia.
-Wszyscy o tym mówią. To nocne zdarzenie jest tematem rozmów dzieciaków z całego świata. - powiedział William.
Elz rozejrzała się. Wszyscy uczniowie mówili podekscytowanymi głosami, ale szeptali. Jedno było pewne: wydarzenie wczorajszej nocy nie mogło przejść bez szumu.
-Tak.
-To było niesamowite. - stwierdziła Lidia ze szczerym uśmiechem.
-No, ale właściwie to co to za karty? Przekopałam wczoraj chyba cały Internet i nic szczególnego nie znalazłam.
William i brunetka wzruszyli ramionami.
-Każdy się nad tym zastanawia. Ponoć po necie krąży już sporo plotek na ten temat, ale coś nie chce mi się w to wierzyć. Wszyscy są mega zaaferowani tą sytuacją.
-Najdziwniejsze jest jednak to że te karty spadała prosto z NIEBA. - wyszeptała Lidia.
-Na chwilę obecną chyba nikt nie może nam pomóc. Nikt nam nie powie co to za karty, ani też skąd się tutaj wzięły...a przynajmniej na razie. - powiedziała białowłosa.
-Hej! - do trójki znajomych podeszły trzy dziewczyny i trzej chłopcy. - Obstawiam że rozmawiacie o tym o czym myślę że rozmawiacie.
-Jeśli mówisz o tych kartach to tak. - Lidia odgarnęła niesforny lok brązowych włosów za ucho.
-Każdy o tym mówi. KAŻDY. - powiedziała Lucy.
-Nikt nie wie co to jest, skąd to jest, ani do czego to jest. - odezwał się chłopak o brązowych włosach - Oliver.
-To niech lepiej ktoś się dowie, bo zaczynam się bać. - mruknęła Lidia.
-A właśnie na jaki kolor świeciły się wasze karty gdy tylko ich dotknęliście? - spytała dziewczyna o krótkich, kręconych, rudych włosach.
-Co? Nie rozumiem. - Elz spojrzała na nią pytająco.
-No bo kiedy ja dotknęłam swojej karty - tu wyjęła ją z kieszeni marynarki. - to zaświeciła się na niebiesko, a potem wyłoniła się z niej jakaś niebieska kulka. Na początku nie wiedziałam o co chodzi, przyglądałam się tej kulce, a kiedy jej dotknęłam...ta się otworzyła. - ponownie sięgnęła do kieszeni i wyjęła ów przedmiot.
-Ymmm...zamknęłaś ją z powrotem? - spytał Ethan z przekąsem patrząc na niebieską kulkę.
-Coś ty. Kiedy tylko się otworzyła, tak się wystraszyłam że aż ją upuściłam. Potem jednak podniosłam ją z powrotem i położyłam na stoliku. Jak rano zbierałam się do szkoły to ona była zamknięta.
-Czyli co? Sama się zamknęła? - zapytał William.
-Nie mam pojęcia.
-W sumie to...mnie też się to przydarzyło. - powiedziała Lucy. - Karta zaświeciła się na zielono, ale nic z niej nie wyszło.
-Może wyjdzie potem? - podsunęła Ella.
-Moja się zaświeciła, i o losie wyłoniła się z niej ta sama kulka co u ciebie Ella. - Lidia zwróciła się do rudowłosej. - Tylko że ta moja jest białożółta.
-A mówiliście o tym w ogóle rodzicom? - spytała blondynka imieniem Kimberly. - Bo ja swoim nic o tym nie wspomniałam.
Całe towarzystwo pokręciło głowami na "nie".
-Dobra, chodźmy na lekcję. Bo jeszcze nam spóźnienia powpisują. - Lidia zaczęła iść do sali.
-Serio z twojej karty się coś wyłoniło? - Elizabeth złapała przyjaciółkę za ramię.
-Tak, ale nie otworzyło się.
-Mi nic takiego się nie przytrafiło. - wyznała Elz.
-Naprawdę?
Białowłosa potwierdziła skinięciem głowy.
-Brettley, Bernard wchodzicie czy nie? - z sali dobiegł je głos nauczycielki.
-Oczywiście że wchodzą. One aż gonią. Nareszcie matematyka. Nie mogłem się jej doczekać. - William zarzucił obu dziewczynom ramiona na szyje i wszedł z nimi do klasy. Nauczycielka popatrzyła z uśmiechem rozbawienia na chłopaka.
-Rusz się Olsen. - zaśmiała się Kimberly i popchnęła chłopaka.
-No dobra już skończcie. William, Lidia, Elz, Kimberly wchodźcie już.
Elz wróciwszy po zajęciach do domu, rzuciła się na łóżko w swoim pokoju.
-Ahhh...i na reszcie w domu. Leżała tak chwilę. Kiedy jednak kolana zaczęły ją boleć podniosła się i podeszła do biurka. Podniosła kartę. Ponownie przyjrzała się jej uważnie. Jednym szybkim ruchem obróciła ją na drugą stronę i wtedy karta zaświeciła na fioletowo. Jednak najdziwniejsze było to że zaświeciła tylko z jednej strony. Elz wystraszyła się i cisnęła kartę w kąt. Obróciła się na pięcie z zamiarem oddalenia się gdy usłyszała dźwięk przedmiotu uderzającego o podłogę oraz jakiś dziwny świst. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt że odgłos ten był zbyt głośny jak na kartę rzuconą o ziemię. Świst na pewno wywołała karta, ale ten drugi dźwięk? Ten drugi na pewno nie wywołała karta. Dziewczyna odwróciła się. W kącie pokoju tuż przy szafie leżały dwa przedmioty: karta którą przed chwilą rzuciła i mała czarnofioletowa kulka.
Elizabeth podeszła szybko do przedmiotów i zgarnęła je z ziemi. Szczególnie zainteresowała się kulką.
-Hmmm...to pewnie to o czym mówiła Ella. - dziewczyna uważnie przyglądała się przedmiotowi swoimi fioletowymi oczami. Postukała palcem wskazującym w czarnofioletowe znalezisko i wtedy kulka się otworzyła. Elz upuściła ją zaskoczona. Przedmiot poturlał się po ziemi.
-To wygląda...jak...żółw. - stwierdziła kiedy znów chwyciła kulistą rzecz do ręki."
Żółwoid był moim pierwszym bakuganem. - wyszeptała. - Miałam ich trochę. Do puki nie spotkałam Maskarada. Zabrał mi je, ale Centuriona mi nie odebrał.
Pociągnęła nosem i przyłożyła głowę do chłodnej szyby.
-Weź się w garść dziewczyno! - zawołała Myrna.
-Jak? Chcę mu pomóc, ale nie wiem jak mam to zrobić.
-Porozmawiaj z Kuso. Wymyślcie coś.
-A nie możesz nam pomóc?
-Nie będę cię we wszystkim wyręczać, ale musicie szybko działać. Zenoheld nie może ich dostać. Żeby jego plan zadziałał musi mieć oba Rdzenie. Na nic mu się nie zda tylko jeden z nich.
-Naprawdę?
-Tak. Rdzeń Nieskończoności jest kulą pozytywnej energii potrafiącej naprawić szkody. Potrafi przywrócić do życia, uleczyć. Jest zupełnym przeciwieństwem swojego siostrzanego Rdzenia. Nieskończoność może tworzyć najprawdziwsze cuda, a Cisza nie. Rdzeń Ciszy jest za to rdzeniem który tylko niszczy. Żeby w świecie bakuganów panowała ogólna harmonia i ład te dwa skupiska energii muszą się łączyć. Razem tworzą Perfekcyjny Rdzeń.
Białowłosa Wojowniczka Darkus'a pokiwała głową ze zrozumieniem.
-Rzeczywiście, zapomniałam o tym. A Centurion tyle mi o tym mówił.
-No więc? Ogarniesz się czy może moje słowa tak samo jak Elajzy pójdą w zapomnienie?
-Obie mi bardzo pomogłyście...i obie macie rację. Muszę pogadać z Danem.
Chwyciła za telefon.
Elz nadal tkwiła na parapecie. Patrzyła w księżyc.
-Kiedyś też była taka ładna noc. Wtedy kiedy leciałam z Centurionem nad Warnington. I wtedy kiedy...z nieba zaczęły spadać karty do Bakugana. - szepnęła do siebie podciągając kolana pod brodę i ukrywając w nich twarz.
"A chociażby po to żeby poinformować nas o ich śmierci."
-Mylisz się Legroidzie. Oni żyją, przekonasz się o tym. Tylko że...Elajza ma rację. Nie można się tak smucić. Trzeba działać. - dziewczyna przymknęła oczy. Wspomnieniami wróciła do pewnego dnia. Do dnia który odmienił nie tylko jej życie, ale wszystkich dzieciaków z całego świata.
"Była wiosna kiedy delikatny wiatr przemierzał ulice miasta, podrywając do tańca liście, kwiaty i korony drzew.
Białowłosa dziewczyna biegnąc przemierzała ulice. Zmierzała w stronę jednego z wielu wzgórz które znajdowały się blisko miasta. Kiedy budynki zaczynały coraz rzadziej występować, a więcej było drzew i delikatnych wzniesień terenu, dziewczyna zyskała pewność że jest już blisko lasu. Oczywiście nie miała zamiaru przez niego iść. Niewątpliwie droga wiodąca przez las był krótsza, ale w tych ciemnościach raczej niewiele by zobaczyła, a rozładowany telefon na nic by się jej nie zdał. Postanowiła obejść las. Na jego skraju znajdowała się mała ścieżka. Zdecydowała się nią iść.
Od czasu do czasu spoglądała z obawą w oczach, na krzaki i drzewa po swojej lewej stronie. Nie obawiała się ciemności, ale tego co mogło się w niej czaić. W jej szkole bowiem krążyły plotki iż w tutejszych lasach mogą być wilki. Niewiele osób w to wierzyło, ponieważ warningtońskie lasy nie były aż tak duże, tym samym nie mogłyby stanowić schronienia dla takiego zwierzęcia jak wilk. Jednakże byli też i tacy którzy dawali wiarę tym plotkom, a nawet przywoływali w rozmowach przykłady osób które widziały wilki w tutejszych lasach. Jakby jednak na to nie spojrzeć były to wciąż plotki rozpowiadane przez uczniów.
"Plotki plotkami, ale i tak się cykam." - pomyślała ze wstydem dziewczyna.
Na całe szczęście w końcu minęła las i weszła na szczyt wzgórza. Spojrzała w niebo które całe zasypane było gwiazdami.
"Tej nocy lśnią pięknej niż zwykle."
I rzeczywiście gwiazdy świeciły tej nocy o wiele jaśniej i piękniej niż zwykle. A przynajmniej takie wrażenie mogłaby odnieść osoba patrząca na nie, nie tylko Elz, ale każdy inny mieszkaniec Warnington. W tym momencie gwiazdy były zjawiskowe. Migotały radośnie, tak jakby na coś czekały. Jakby chciały ogłosić uśpionemu miastu że oto tej nocy wydarzy się coś niezwykłego.
Spuściła głowę.
"Szkoda że ja nie jestem jak jedna z tych gwiazd. Zazdroszczę im tego że mogą był wysoko i widzieć wszystko, że mogą całymi nocami, tańczyć z księżycem po atramentowym niebie. One nie muszą chodzić do szkoły i uczyć się ciężkich przedmiotów. One nie piszą kartkówek i sprawdzianów, nie jest im zimno w zimie, i nie jest im gorąco w lecie."
Elizabeth roześmiała się na tę myśl. Bawiło ją to jak czasami głupie i nierealne ma myśli.
Nagle jakiś przedmiot musnął jej nagie ramię. Odwróciła się chcąc zobaczyć co to. Na trawie pośród ciemności leżała karta. Dziewczyna przekrzywiła lekko głowę i zmarszczyła brwi. Zaraz obok przeleciała druga karta świecąca zieloną poświatą. Jednak straciła swój blask gdy tylko zetknęła się z podłożem. Brettley uniosła twarz w stronę nieboskłonu. To co zobaczyła wyparło jej powietrze z płuc. Z nieba spadały karty. Najprawdziwsze karty. I każdą z nich otaczała zielona poświata. Istny deszcz kart - tak można by nazwać to co rozgrywało się przed oczami dziewczyny. Niepewnie wystawiła przed siebie otwartą dłoń. Karta która na nią spadła przestała świecić się gdy tylko dotknęła jej skóry. Białowłosa zacisnęła na niej palce. Deszcz kart się nie kończył. Spadały i spadały. I wyglądały tak jakby nigdy nie miały już przestać.
Trzynastolatka założyła bluzę, zaciągnęła kaptur na głowę i czym prędzej zbiegła ze wzgórza. Pędem ruszyła chodnikiem w stronę domu. Wszędzie znajdowały się te dziwne karty. Kiedy znalazła się na obrzeżach miasta zauważyła że i tutaj ich nie brakuje. Porozrzucane niczym śmieci na trawnikach, chodnikach, dachach, po prostu wszędzie. I nadal ich przybywało. Przyciskając jedną z nich kurczowo do klatki piersiowej, dziewczyna biegła w dobrze sobie znanym kierunku. Do domu. Kiedy poczuła pod podeszwami swoich czarnych trampek znajomy żwir, zaprzestała biegu. Podeszła do drzwi domu i otworzyła je. Schowała kartę do kieszeni długiej czerwonej bluzy i weszła do środka. Czuła zapach naleśników wydobywający się z kuchni i słyszała gwizd czajnika oznajmujący że woda już się zagotowała. Weszła do jasno oświetlonej kuchni. Nikogo nie było. Z kuchni poszła do salonu. Ciotka Melinda siedziała na kanapie z kubkiem parującej herbaty. Nie usłyszała siostrzenicy przez grający telewizor.
Elz rzuciła szybkie spojrzenie w stronę urządzenia. Reporter wiadomości właśnie opowiadał o jakimś wypadku na lotnisku.
-Co robisz ciociu?
-Oglądam wiadomości. Czekam na prognozę pogody. - Melinda uśmiechnęła się do dziewczyny.- Mam nadzieję że będzie jutro słońce.
Elizabeth podeszła do okna i odsunęła delikatnie jasno żółtą zasłonę.
"Cóż na razie puki co jest deszcz." - pomyślała dziewczyna patrząc na karty spadające na ulicę.
-Chyba zrobię sobie herbaty. - oznajmiła Elz od niechcenia. Poszła do kuchni. Wyjęła kubek i torebeczkę herbaty. Wlała gorącą wodę i wsypała cukier po czym złapała za ucho kubka i ostrożnie poszła na schody.
-Powiedz cioci Clarze żeby nie prasowała obrusów bo ja to potem zrobię! - zawołała jeszcze Melinda.
-Okej.
Stawiając powoli kroki Elz w końcu dotarła na górę.
-Ciociu! - zapukała do drzwi sypialni cioci Clary. - Ciocia Melinda kazała przekazać żebyś nie prasowała obrusów bo ona to później zrobi.
-Dobrze! - odpowiedziała zza drzwi kobieta.
Udało jej się dostarczyć kubek do pokoju w całości. Zapaliła światło i odstawiła naczynie z napojem na biurko. Podeszła do okna. Deszcz kart jakby przybrał na sile.
"Jak tak dalej pójdzie to utoniemy w tych kartach."
Sięgnęła do kieszeni i wyjęła znalezisko.
Karta był czarna z szarym okręgiem, pośrodku. Linie tworzące "pęknięcia" na karcie wpadały prosto do tego dziwnego okręgu w którym również znajdowały się różne zygzaki. Odwróciła ją na drugą stronę. Tu także znajdowały się okręgi. Wzdłuż nich biegły jakieś przedziwne symbole, coś jakby litery, w każdym razie tajemnicze znaki jej nic nie mówiły. Sześć kolorowych symboli natomiast przykuło jej uwagę. Były one ułożone tak że tworzyły okrąg. W środku tego okręgu były linie które przecinały się ze sobą i łączyły poszczególne symbole ze sobą. Przejechała palcem od niebieskiego symbolu do brązowego. Potem od zielonego do żółtego i na końcu od czarownego do czarnego. Przyjrzała się temu ostatniemu. Dziwny symbol jak i sam jego kolor kojarzyły jej się z ciemnością, z nocą, mrokiem. Odwróciła wzrok od karty na okno. Wyjrzała na ulicę i zauważyła że kart spada coraz mniej. Jeszcze raz spojrzała na tą którą trzymała.
"Ciekawe...czym ona jest. I dlaczego spadło ich tak wiele?" - spytała siebie w myślach ponownie spoglądając przez okno na karty walające się po jezdni i innych rzeczach.
Przysiadła do biurka i włączyła laptop.
Weszła na Fcebook'a. Od razu zasypały ją posty związane z tymi kartami. Użytkownicy portalu umieszczali w postach zdjęcia tych kart, zdjęcia ulic, domów zasypanych nimi oraz pytania typu: "Co to za karty? Kto jeszcze taką znalazł? Wie ktoś co to jest i skąd się to wzięło? "
Wiele osób udzielało odpowiedzi na tego typu pytania. Każdy post liczył przynajmniej sto komentarzy.
"Ok-ej. Może odpuszczę sobie to źródło informacji."
Zaczęła przeszukiwać Internet w poszukiwaniu jakichś pomocnych informacji. Żadnych nie znalazła.
"I czemu ja się dziwię? Przecież te karty zaczęły spadać z nieba jakiś kwadrans temu."
Następnego ranka do uszu Brettley dotarły wołania cioci Melindy.
-Elz wstawaj! Spóźnisz się do szkoły!
-Mmm...jest jeszcze wcześnie. - wymruczała ziewając. Lekko uchyliła powieki. Od razu rzucił jej się w oczy budzik wskazujący godzinę 7:42.
-Co?! - podniosła gwałtownie głowę. Spostrzegła że zasnęła przy biurku. Omiotła wzrokiem otwarty laptop, kartę i niedopitą herbatę. Wczoraj do pierwszej w nocy przekopywała Internet. - O matulu za osiemnaście minut mam lekcje!
Szybko wstała i migiem zaczęła biegać po pokoju w poszukiwaniu mundurka.
-Ja nie mogę, ja nie mogę, ja nie mogę! - panikowała.
Starała się jak najszybciej ubrać, a gdy już jej się to udało zgarnęła torbę i zbiegła na dół.
-A śniadanie? - spytała ją ciocia Sophie z kuchni.
Elz w tym czasie siedziała w przedpokoju i ubierała buty.
-Nie zjem dzisiaj. Za chwilę się spóźnię.
-To co takiego robiłaś w nocy że światło paliło się u ciebie do pierwszej? - ciotka Melinda oparła się o futrynę drzwi i ze skrzyżowanymi rękami na piersiach patrzyła na swoją podopieczną. Nie była zła na Elz, choć jej mina mogła mówić coś innego.
-Em...ja...robiłam...no...może powiem wam potem, teraz muszę lecieć. - rzuciła na pożegnanie i wybiegła. Przebierała nogami najszybciej jak mogła. Kiedy w oddali zamajaczyły jej przed oczami mury szkoły uśmiechnęła się. Przyśpieszyła.
-Z drogi, sorry, dajcie przejść, przepraszam! - wołała wymijając uczniów. Pokonała stopnie schodów i wpadła jak burza do budynku.
"Gdzie ja teraz mam? Aaaaaa sala numer 154."
Wbiegła na schody.
-Jezu, dziewczyno kto cię tak załatwił? - spytała przyjaciółkę Lidia.
Elz spojrzała na nią nic nie rozumiejąc. Dyszała ciężko po długim i wyczerpującym biegu i właśnie opierała ręce o kolana.
Lidia wyjęła telefon z kieszeni. Elizabeth przyjrzała się swojemu odbiciu w nim. Włosy miała w totalnym nieładzie, krawat mocno obluzowany, jeden rękaw marynarki podwinięty, a skarpetki były założone na lewą stronę.
-Zaspałam i...ten no...wiesz...
-Dzwoniłam do ciebie.
-Rozładował mi się telefon.
-Spoko. Doprowadź się teraz czym prędzej do ładu zanim Jej Wysokość i jej damy dworu się tutaj zjawią. - powiedziała robiąc palcami cudzysłów przy "Jej Wysokości" i "damach dworu".
Młoda Brettley dobrze wiedziała o kim mówi jej przyjaciółka. "Damy strojne w elegancję".
-Nie wiem co za pojeb wymyślił tę nazwę, ale z pewnością nie był trzeźwy kiedy wpadła mu ona do głowy. - odezwał się ich kolega z klasy William.
Był typowym cwaniakiem z bezczelnym uśmiechem wiecznie przyczepionym do ust.
-Mówisz o Damach? - spytała Elz.
-A o kimże innym miałbym mówić? Coś dzisiaj nie myślisz Elz.
-Odczep się. Ja wciąż śpię.
-Właśnie widzę.
-Elz ty też wczoraj widziałaś ten deszcz kart? - zapytała Lidia.
-Wszyscy o tym mówią. To nocne zdarzenie jest tematem rozmów dzieciaków z całego świata. - powiedział William.
Elz rozejrzała się. Wszyscy uczniowie mówili podekscytowanymi głosami, ale szeptali. Jedno było pewne: wydarzenie wczorajszej nocy nie mogło przejść bez szumu.
-Tak.
-To było niesamowite. - stwierdziła Lidia ze szczerym uśmiechem.
-No, ale właściwie to co to za karty? Przekopałam wczoraj chyba cały Internet i nic szczególnego nie znalazłam.
William i brunetka wzruszyli ramionami.
-Każdy się nad tym zastanawia. Ponoć po necie krąży już sporo plotek na ten temat, ale coś nie chce mi się w to wierzyć. Wszyscy są mega zaaferowani tą sytuacją.
-Najdziwniejsze jest jednak to że te karty spadała prosto z NIEBA. - wyszeptała Lidia.
-Na chwilę obecną chyba nikt nie może nam pomóc. Nikt nam nie powie co to za karty, ani też skąd się tutaj wzięły...a przynajmniej na razie. - powiedziała białowłosa.
-Hej! - do trójki znajomych podeszły trzy dziewczyny i trzej chłopcy. - Obstawiam że rozmawiacie o tym o czym myślę że rozmawiacie.
-Jeśli mówisz o tych kartach to tak. - Lidia odgarnęła niesforny lok brązowych włosów za ucho.
-Każdy o tym mówi. KAŻDY. - powiedziała Lucy.
-Nikt nie wie co to jest, skąd to jest, ani do czego to jest. - odezwał się chłopak o brązowych włosach - Oliver.
-To niech lepiej ktoś się dowie, bo zaczynam się bać. - mruknęła Lidia.
-A właśnie na jaki kolor świeciły się wasze karty gdy tylko ich dotknęliście? - spytała dziewczyna o krótkich, kręconych, rudych włosach.
-Co? Nie rozumiem. - Elz spojrzała na nią pytająco.
-No bo kiedy ja dotknęłam swojej karty - tu wyjęła ją z kieszeni marynarki. - to zaświeciła się na niebiesko, a potem wyłoniła się z niej jakaś niebieska kulka. Na początku nie wiedziałam o co chodzi, przyglądałam się tej kulce, a kiedy jej dotknęłam...ta się otworzyła. - ponownie sięgnęła do kieszeni i wyjęła ów przedmiot.
-Ymmm...zamknęłaś ją z powrotem? - spytał Ethan z przekąsem patrząc na niebieską kulkę.
-Coś ty. Kiedy tylko się otworzyła, tak się wystraszyłam że aż ją upuściłam. Potem jednak podniosłam ją z powrotem i położyłam na stoliku. Jak rano zbierałam się do szkoły to ona była zamknięta.
-Czyli co? Sama się zamknęła? - zapytał William.
-Nie mam pojęcia.
-W sumie to...mnie też się to przydarzyło. - powiedziała Lucy. - Karta zaświeciła się na zielono, ale nic z niej nie wyszło.
-Może wyjdzie potem? - podsunęła Ella.
-Moja się zaświeciła, i o losie wyłoniła się z niej ta sama kulka co u ciebie Ella. - Lidia zwróciła się do rudowłosej. - Tylko że ta moja jest białożółta.
-A mówiliście o tym w ogóle rodzicom? - spytała blondynka imieniem Kimberly. - Bo ja swoim nic o tym nie wspomniałam.
Całe towarzystwo pokręciło głowami na "nie".
-Dobra, chodźmy na lekcję. Bo jeszcze nam spóźnienia powpisują. - Lidia zaczęła iść do sali.
-Serio z twojej karty się coś wyłoniło? - Elizabeth złapała przyjaciółkę za ramię.
-Tak, ale nie otworzyło się.
-Mi nic takiego się nie przytrafiło. - wyznała Elz.
-Naprawdę?
Białowłosa potwierdziła skinięciem głowy.
-Brettley, Bernard wchodzicie czy nie? - z sali dobiegł je głos nauczycielki.
-Oczywiście że wchodzą. One aż gonią. Nareszcie matematyka. Nie mogłem się jej doczekać. - William zarzucił obu dziewczynom ramiona na szyje i wszedł z nimi do klasy. Nauczycielka popatrzyła z uśmiechem rozbawienia na chłopaka.
-Rusz się Olsen. - zaśmiała się Kimberly i popchnęła chłopaka.
-No dobra już skończcie. William, Lidia, Elz, Kimberly wchodźcie już.
Elz wróciwszy po zajęciach do domu, rzuciła się na łóżko w swoim pokoju.
-Ahhh...i na reszcie w domu. Leżała tak chwilę. Kiedy jednak kolana zaczęły ją boleć podniosła się i podeszła do biurka. Podniosła kartę. Ponownie przyjrzała się jej uważnie. Jednym szybkim ruchem obróciła ją na drugą stronę i wtedy karta zaświeciła na fioletowo. Jednak najdziwniejsze było to że zaświeciła tylko z jednej strony. Elz wystraszyła się i cisnęła kartę w kąt. Obróciła się na pięcie z zamiarem oddalenia się gdy usłyszała dźwięk przedmiotu uderzającego o podłogę oraz jakiś dziwny świst. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt że odgłos ten był zbyt głośny jak na kartę rzuconą o ziemię. Świst na pewno wywołała karta, ale ten drugi dźwięk? Ten drugi na pewno nie wywołała karta. Dziewczyna odwróciła się. W kącie pokoju tuż przy szafie leżały dwa przedmioty: karta którą przed chwilą rzuciła i mała czarnofioletowa kulka.
Elizabeth podeszła szybko do przedmiotów i zgarnęła je z ziemi. Szczególnie zainteresowała się kulką.
-Hmmm...to pewnie to o czym mówiła Ella. - dziewczyna uważnie przyglądała się przedmiotowi swoimi fioletowymi oczami. Postukała palcem wskazującym w czarnofioletowe znalezisko i wtedy kulka się otworzyła. Elz upuściła ją zaskoczona. Przedmiot poturlał się po ziemi.
-To wygląda...jak...żółw. - stwierdziła kiedy znów chwyciła kulistą rzecz do ręki."
Żółwoid był moim pierwszym bakuganem. - wyszeptała. - Miałam ich trochę. Do puki nie spotkałam Maskarada. Zabrał mi je, ale Centuriona mi nie odebrał.
Pociągnęła nosem i przyłożyła głowę do chłodnej szyby.
-Weź się w garść dziewczyno! - zawołała Myrna.
-Jak? Chcę mu pomóc, ale nie wiem jak mam to zrobić.
-Porozmawiaj z Kuso. Wymyślcie coś.
-A nie możesz nam pomóc?
-Nie będę cię we wszystkim wyręczać, ale musicie szybko działać. Zenoheld nie może ich dostać. Żeby jego plan zadziałał musi mieć oba Rdzenie. Na nic mu się nie zda tylko jeden z nich.
-Naprawdę?
-Tak. Rdzeń Nieskończoności jest kulą pozytywnej energii potrafiącej naprawić szkody. Potrafi przywrócić do życia, uleczyć. Jest zupełnym przeciwieństwem swojego siostrzanego Rdzenia. Nieskończoność może tworzyć najprawdziwsze cuda, a Cisza nie. Rdzeń Ciszy jest za to rdzeniem który tylko niszczy. Żeby w świecie bakuganów panowała ogólna harmonia i ład te dwa skupiska energii muszą się łączyć. Razem tworzą Perfekcyjny Rdzeń.
Białowłosa Wojowniczka Darkus'a pokiwała głową ze zrozumieniem.
-Rzeczywiście, zapomniałam o tym. A Centurion tyle mi o tym mówił.
-No więc? Ogarniesz się czy może moje słowa tak samo jak Elajzy pójdą w zapomnienie?
-Obie mi bardzo pomogłyście...i obie macie rację. Muszę pogadać z Danem.
Chwyciła za telefon.
No to w takim razie
rozdział 73 możemy sobie odhaczyć.
Jestem szczerze zdumiona jego długością.
Wydaje mi się że jest on jak do tej pory
najdłuższym rozdziałem opublikowanym na
tym blogu, aczkolwiek mogę się mylić.
Wyszedł prawie tak jak chciałam(jest w nim drobne
niedociągnięcie, ale i tak jestem z niego
dumna^^).
Dan: A z jakiego rozdziału
ty nie jesteś dumna? >.>
Yyyyy...nie wiem.
Rozdział 74 opublikuję w przyszłym tygodniu
gdzieś tak na dniach powszednich.
Shadow: Nooo jakbym ja sobie labę zrobił to
też bym sobie mógł pozwolić na takie
szastanie rozdziałami na lewo i prawo <.<
Nie robię sobie laby jasne?
Powód jest zupełnie inny.
Shadow: Jasne, jasne.
Tak więc mam nadzieję że rozdział
choć trochę wam się podobał i pozdrawiam ^^
Miju: Gdy bym straciła Pachet to bym się chyba załamała.
OdpowiedzUsuńJenny: Podobnie u mnie z Galaxy Dragonem
Nie no super to jest. Takie ciekawe i wciągające. Bardzo interesujące. Po prostu super!
Miju: Asharaaaaa
Ja: Co?
Miju: Rozdział 9 pisz
Ja: Chwila chwila tylko podam linka
http://mijustory.blogspot.com/
Jinx: Ja gdybym straciła swojego bakugana to dałabym w pysk temu kto go mi zapier***.
UsuńShadow: Ja pewnie polazłbym do Clay'a i kazałbym mu stworzyć dla siebie nowego bakugana.
Lync: Ja pewnie...nic bym nie zrobił ;-;
A dziękuję, dziękuję ^^ Życzę weny i pozdrawiam :)) :***
Suuuupeeeeeeeeeeeeer *.*
OdpowiedzUsuńna razie kom malo ambitny bo staram sie swoj rozdzial napisac... a srednio mi pyka xp
to pozdrawiam na razie :))) ^^
Dziękuję ^^
UsuńWiem, rozumiem. Jak wena jest to trzeba ją wykorzystywać ;D
Również pozdrawiam i weny życzę ^^ :***
Jessie: Elz znalazła karty normalnie czyli złapała, a ja musiałam mieć wcześniej koszmar >.> No jasne!
OdpowiedzUsuńAkane: Mnie dziabnęła w oko, więc nie marudź.
Jessie: Spectra, się utopił pod tym prysznicem
Akane: Liczę na to.
Mick: Ja też
Dan: Ej, wrogowie Kessie i Electry wypad! *unika paralizatora*
Akane: Nie. *morduje wzrokiem Keitha*
Jessie: Tak, radzę się przyzwyczaić, bo to jeszcze trochę potrwa.
Reiko: Damy strojone w elegancję?
Shadow: Ja bym im lepszą nazwę wymyślił.
Ja: Ty mi się Meg zajmij
Shadow: JUUUUŻ
Akane: U nas by życia nie miały. Oplucie, gleba i koniec pieśni
Keith: No ciekawa ta wasza szkoła
Jessie: Skoki z okna i wagary to codzienność
Reiko: Słucham?
Jessie: Nie masz praw rodzicielskich!
Ace: Ale kom na temat.
Ja: Cichaj -.-
Jessie: Skoro Elz i brother się ogarnęli...Wpierdolcie Vexosom i dołóżcie ode mnie! xD
Rozdział zarąbisty
ślemy toooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooony weny i czekamy na next ^^
Shadow: Walnęła cię w oko Akane? To jak ty patrzyłaś? :D
UsuńDan: Spectra się nie utopił, on żyje ^^
"Shadow: Ja bym im lepszą nazwę wymyślił."
Elz: Jak to kiedyś powiedział William: " Popularność i rozum nie zawsze idą w parze, tak więc imbecyl odpowiedzialny za tę nazwę był, albo głupi, albo popularny."
Shadow: Jakie prawa rodzicielskie? O.O
Dan: Wiesz że na początku napisałeś "rozdzicielskie"?
Shadow:...Bo mi się pałętasz pod nogami i źle mi się pisze.
Dan: Ja cię tylko poprawiam.
Shadow: Odezwał się human-tuman. -.-
Dan: Spadaj.
Lync: Zanim oni nam wpierdolą to nas już dawno w tym wymiarze nie będzie bo wybyjemy stamtąd jak najdalej.
Dziękuję ślicznie. Również przesyłam całe tony weny i pozdrawiam ^-^ :***
Rozdział mi się spodobał, jest świetny;)))
OdpowiedzUsuńBella: ledwo go przeczytałaś a spać to nie pójdziesz-,-
I kto to mówi, ty nie lepsza,też byś poszła -,-
Bella:nie mogę spać, sama wiesz dlaczego, a Shuna nie będę budziła bo po co a lepiej go nie drażnić gdy wstanie lewą nogą.
Tak wiem. Zaśniemy jednocześnie po odłożeniu mojego telefonu.
Bella:zgoda. Dzieci nie dają czasem zasnąć lub budzą mnie w nocy ale po chwili zasypiam na nowo.
Wracając do sedna:Piękna motywacja Runo w stosunku do Dana, który w końcu się ogarnął tak jak Elz. I ten cudny pocałunek...
Bella:nie odpłyń mi tu, sama wiesz jak to jest bo ciebie pocałował chłopak. I to na dyskotece przy scenie. Sabrina mi powiedziała, heh:)
No wiesz co? Mnie do tego nie mieszaj*zmieszana*
Piękne wspomnienie Elz o tym jak zaczęła się przygoda z bakuganami. Bella, jak ty zdobyłaś taką kartę jaką znalazła Elz?
Bella: wylądowała pod moimi nogami gdy spacerowałam w samotności, a po co pytasz?
Z ciekawości. Damy strojne w elegancję:głupia nazwa dla głupich panienek które mają się za lepsze a tak nie jest.
Bella: życie.
Elz zmotywowana przez Myrnę. Teraz gdy z Danem wzięliście się w garść to z hukiem możecie się zrewanżować Vexosom skopiąc im tyłki
Bella: Trzymamy kciuki za was kochani 😉😉😉😉
Pozdrawiamy serdecznie i ślemy dużo weny na kolejne rozdziały. Dobranoc kochani 😘😘😍😍
Shadow: Ale dziecko ważniejsze Bella i jestem pewien że Shun'owi nic nie zrobi jedna nieprzespana noc.
Usuń"Bella:zgoda. Dzieci nie dają czasem zasnąć lub budzą mnie w nocy ale po chwili zasypiam na nowo."
Dan: Taki urok bycia w stanie błogosławionym ^^
Shadow: Kuso nie bolą cię usta?
Dan: Nie.
Shadow: To zaraz zaczną, jak nie dasz mi skomentować.
Dan: -,-
Shadow: No co się tak gapisz? Wypad >.> Ja komentuje.
Lync: A myślałem że dzisiaj moja kolej ;-;
Elz: Nie kłóćcie się o kolejność komentowania.
Dan: Ja tam mogę być tak motywowany codziennie :D
Runo: Niedoczekanie twoje.
"Bella:nie odpłyń mi tu, sama wiesz jak to jest bo ciebie pocałował chłopak. I to na dyskotece przy scenie. Sabrina mi powiedziała, heh:)"
Shadow: Uuuuuuu ^-^ Ja jestem ciekaw kiedy mnie jakaś dziewczyna pocałuje.
Dan: Podpowiem ci: nigdy. Dołączysz do grona PŻ. >.>
Shadow: Do czego?
Dan: Przegrywów Życiowych.
Shadow: Nie ma takiego słowa jak "przegryw" jasne? Poza tym PŻ to określenie na grupę ludzi która jeszcze nie miała swojego pierwszego pocałunku?
Dan:...Nwm Lync te nazwę wymyślił.
Shadow: Jesteś okrutny Dan :'(
Lync: W co ty chcesz mnie wrobić Kuso? Hm?
Dan: W nic.
Lync:...
Dan: Ja też znalazłem kartę jak byłem sam. W sumie to chyba każdy z Młodych Wojowników tak miał. Dziwne to trochę o.O
Julie: Jakie dziwne normalne.
"Damy strojne w elegancję:głupia nazwa dla głupich panienek które mają się za lepsze a tak nie jest. "
Dan: Wiem, współczuję wszystkim którzy kiedykolwiek mieli z nimi styczność.
Shadow: Tylko niech nie kopią mocno, bo w przeciwnym wypadku moje szlacheckie cztery litery tego nie zniosą.
Lync: Jakie szlacheckie? Stulasz coś.
Shadow: Nie-e. A my trzymamy kciuki za was :***. Żeby z dziećmi wszystko było w porządku, Shun masz pilnować Belli.
Lync: Ej a ty przypadkiem już mu kiedyś tego nie mówiłeś?
Shadow: Mówiłem, ale będę mu to powtarzał jeszcze długo. Aż zacznie to mamrotać przez sen. O MATKO!
Lync: Co?
Shadow: Zapomniałem że Kuso miał się niczego nie dowiedzieć.
Lync: Ale o którego Dana ci chodzi?
Shadow: Wszystko jedno, Kuso to Kuso. Słuchaj usuniemy mu pamięć.
Lync: Dobra. To ja lecę do Clay'a.
Shadow: Po co?
Lync: Nooooo...żeby dał nam takie urządzenie do usuwania pamięci.
Shadow: Eh...ja wolę tradycyjne metody.
Lync: Czyli?
Shadow: Coś ciężkiego i worek.
Lync:...
My również pozdrawiamy ciepło( u was też jest tak zimno?) i bardzo dziękuję za wenę i również jej miliardy przesyłam. ^^ :***
Shadow: Pozdrawiam ^-^
Bella:Jazda to dopiero będzie jak dzieci się urodzą, Shadow. Będą nocki z głowy. I niech Shun się wyśpi bo codziennie się mną zajmuje i zasłużył na odpoczynek. Dan nie przywyknij do takiej motywacji bo Runo ci jej nie da za często.
UsuńShun:wielkie dzięki, Bella. Kocham cię.
Bella:nie ma sprawy. Ja też cię kocham.
Shadow, zejdź z Dana. A ciebie czasem nie bolą usta?!
Dan, jak ty coś wymyślisz... Ja jeden PŻ przeżyłam, wiesz, Shadow? W poprzednim związku ale było minęło, w kiblu spłynęło.
Bella:to nie jestem jedyną która tak znalazła kartę.
No coś w tym jest Dan, czyżbyś im podpadł, Prove?
Bella i Shun*razem*: uuuuu, wpadka:)))Dziękujemy,Dan.
Shun:Zajmuję się nimi przez cały czas,Shadow!!! Nie ma dnia,w którym nie opiekowałbym się nimi!!!
Wszystko jest w jak najlepszym porządku! Jestem blisko Belli nawet w nocy,gdy śpimy.W końcu jesteśmy rodziną.
Ja się was boję. Shadow,Lync nie musicie nic kombinować.
Bella i Shun:mamy nadzieję,że nie puścisz pary z ust naszemu Danowi aż do wigilii.jeśli nie to od nas oberwiesz!
Dziękujemy,też u nas zimno. Wena i ciepło się przydały. Weny życzymy i pozdrawiamy serdecznie:-*:-*<3<3
Taki dziwny ten Dan. Przez chwile myślałam, że mu się coś bardzo w główce poprzestawiało i zrobi się tym złym. No ale miłość górą. I całe szczęście, zły Dan to nie to co chciałbym zobaczyć.
OdpowiedzUsuń24 godzinny link do discord: https://discord.gg/xtke2
Dan: Ja nie jestem dziwny, tylko...tylko...
UsuńShadow: No? Wysłów się.
Dan:...tylko...a dobra nic nie wymyślę ;-;
Shadow: Eh ^^" To już wiem co znaczyło to "24 godzinne". ^^"
Dan: Mi się nic nie poprzestawiało. Serio ;-;
Shadow: Eh ta Runo. Ona to zawsze postawi Kuso do pionu.
Lync:...
Dan:...
Shadow: HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA.
Dan: Ale ja nie byłem zły. Po prostu miałem taką załamkę ;-;
Lync: Każdy tak mówi.
Dan: ==
Shadow: Pozdrawiamy i mnóstwoooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo weny życzymy ^^
Witam!
OdpowiedzUsuńPrzybywam, rzucając książkę od niemieckiego w kąt. Święte prawo Polaka robić ściągi z niemca, jak się nie umie, a ma się wiedźmę od tego języka.
Sorki za opóźnienie, ale wypadło mi sporo rzeczy do zrobienia.
Na sam początek, z reguły zapytam się, czy widziałaś gdzieś Rena i Jesse'go? Tym razem pisałam sprawdzian z matmy bez niego.
Ace:Weź oszczędź Elz informacji z Twojego życia codziennego i przejdź do skomentowania rozdziału.
Cicho. Nadal się buczysz o ostatni komentarz?
Ace:Ależ skąd. Poza tym, co zrobił ten gościu z budowlanki?
Nie zmieniaj tematu, ale...Obok mojej szkoły też jest budowlanka. Ale my mamy weselej, z tego co wiem xD
Dobra, stop, przejdźmy do rozdziału.
Dan to chyba wyczuł, że ktoś mu się czai przed drzwiami.
Ace: Dan to nie Shun. Ale może myślał, że to Kazami.
Shun się nie czai, on się od razu pojawia.
Szyderczy śmiech? Ej Dan, co się stało? Może to nie Dan tylko jakiś podstawiony klon?
Nie no, bez przesady xD Rozumiem, że jest zdenerwowany i rozżalony z powodu utraty Drago, ale wziął by się do roboty zamiast rozpamiętywać to wszystko. Im szybciej weźmie się w garść tym lepiej dla ich wszystkich.
Tak na marginesie, kiedy obudzisz szanownego pana śpiocha i jego dziewczynę? XD
Ace: Nie jestem śpiochem i...AAA...Mira wcale nie jest moją dziewczyną!
Ale chciałbyś, żeby była. :D (bezczelny uśmieszek)
Ace: Ej no...dlaczego wszyscy mnie tak traktują :(
Spoko. I tak jesteś najlepszy :) Nie zaszkodzi czasami się pośmiać.
Ace: Czasami? Czemu zawsze ze mnie?
Wcale nie zawsze. Wracając do rozdziału, Runo ma rację. Bakugany też są częścią drużyny. Właściwie...bez Bakuganów Wojownicy nie byliby wojownikami. Bo wojownik (kolejne powtórzenie) i Bakugan to jedność. Jednego nie ma bez drugiego. Dan jest bezsilny bez Drago, jak i Drago jest bezsilny bez Dana (no chyba, że ma formę normalną).
Ciekawe co tam ze Spectrą. Wykąpał się już może? Aa i właśnie, gdzie się podział Gus?
"Mistrzu, wiedziałeś że na Ziemii mają sok w kartonach?"- to zdanie wygrało tamten odcinek. Tak, znowu oglądam. :D
Ace: I buzi, buzi, Dan całował się z Ruuuno!
To nie taki hit, jak Ty z Mirą.
Shadow: Hahahahahahahahaha.
Yyy? A ten tu skąd? Dobra, nieważne. Tak, Dan, Elz, walczcie o Drago i Centuriona! Dalej, do działania!
Ciekawe, czy Gus, który na krok nie odstępuje mistrza Spectry koczuje pod drzwiami łazienki, a potem wyskoczy z tekstem: "Mistrzu, martwiłem się, że się utopiłeś!"
Gus: Jesteś okrutna.
Nie. Wcale nie. Po prostu jutro jest poniedziałek.
Ogólnie zastanawia mnie fakt, dlaczego oni tak długo się nie budzą. Aa i co do Twojej odpowiedzi na komentarz pod 72: rozumiem, że Ace oberwie w czymś w łeb? xD Czymś twardszym od marmuru?
Ace: Ja bym chciał wiedzieć, w którym rozdziale.
Musisz się do tego mentalnie przygotować?
Shadow: Musi wyłączyć majaki o Mirze.
Ace: *czerwieni się ze złości* Wcale nie. Po prostu chcę wiedzieć kiedy to się stanie.
W sumie to ja też.
Ace: Tak. Będziemy Cię o to męczyć, Elz.
I przy okazji gantlet też zepsuje.
Wspomnienie Elz. Wspomnienie zwykłego dnia, który stał się dniem niezwykłym. Spadający deszcz kart, który zmienił całe życie wszystkich nastolatków na Ziemii i na Vestalii.
Ace: Aż dziwne, że zarówno moja jak i Joanne karta do Bakugan była kartą Darkusa.
Przeznaczenie. XD
Shadow: A moja, moja też!
Damy strojne w elegancję, serio? Ugh. Nie lubię takich lasek.
Wszyscy zaaferowani deszczem spadających kart. I tak właśnie narodziła się gra Bakugan, sześć rożnych domen i miliony graczy.
Wstęp jak do anime. :D
Myrna ma rację. Trzeba wziąć się w garść i pokazać Vexosom kto tu rządzi! Odzyskać oba Bakugany i wygrać z Zeonoheldem! Naprzód, Wojownicy!
Co do Rdzeni...właściwie do szczęścia Zenoheldowi wystarczyłby tylko Drago, który posiada oba Rdzenie. Ale naprawdę, szala zwycięstwa, w tej chwili, gdy Dan i Elz użalają się przechyla się na stronę tego starego dziadka. Także do roboty!
Bakugan, bitwa!
#nie zmieściło się wyżej
UsuńŚwietny rozdział Elz! Bardzo mi się podobał i długi jest, to też świetnie! Już-standardowo-nie mogę się doczekać kolejnego! :D :D Mam nadzieję, że szybko go opublikujesz, bo znowu mnie nosi, hah. Umiesz tak czarować słowem, że po przeczytaniu od razu chce się sięgnąć po następny rozdział. Są literówki, ale to nic, każdemu się zdarzają.
Napisz kiedyś książkę, kobieto, a na pewno ją kupię. :D
Pozdrawiam! :D
UsuńNic się nie stało, naprawdę.:) Rozumiem serio :). Ja też czasami się z niektórymi rzeczami spóźniam.
UsuńDan: Na przykład z rozdziałem.
Oho! Akurat z rozdziałem to się nie spóźniłam bo jest równy tydzień.
Shadow: Niestety nie widzieliśmy Ren'a i Jesse'ego. Mamy nadzieję że mimo wszystko sprawdzian dobrze ci poszedł. Poza tym Ace przesadzasz. To że ktoś opowiada nam co nieco ze swojego życia wcale nie oznacza że my się musimy jakoś nudzić. Poza tym. Jakbyś ty usłyszał ile Elz potrafi nawijać to aż by ci włosy dęba stanęły.
Dan: Co zrobił ten koleś z budowlanki? Wolałbyś nie wiedzieć.
Shadow: Kuso robi z tego tajemnicę, ale jak dla mnie to ta tajemnica jest mało tajemnicza. >.>
Dan: Oj już przestań.
Shadow: Gus'a gdzieś wcięło, ale szybko się znajdzie.
" Aa i co do Twojej odpowiedzi na komentarz pod 72: rozumiem, że Ace oberwie w czymś w łeb? xD Czymś twardszym od marmuru?"
Dan: Tak. Chociaż ja jestem zdania że to raczej ten twardy przedmiot oberwie głową Ace'a xD
Ace: -,-
Możecie mnie śmiało męczyć o tę sprawę z Ace'em. xD
Dan: Ace chłopie ty się nie gorączkuj bo gantlet się naprawi i będzie działał jak ta lala.
Shadow: W ogóle to zastanawiam się dlaczego akuratnie to Dan i Shun wymyślali zasady do Bakugana. Dziwne nie?
Dan: Przesadzasz.
Shadow: Wcale nie. Widzicie jak was wszyscy dopingują? >.> Więc się ruszcie i do boju.
Dan: Wiem Shadow. Jeszcze Starożytni nam zrobią o to wykład więc oszczędź.
Elz:*zmieszana* Czy ja wiem czy tam umiem słowem czarować. Mam sporo braków, moje słownictwo jest dość ubogie, a fabuła taka zwykła, niczym szczególnym się nie wyróżnia. Może plusem u mnie jest to że tak długo piszę tę historię i że mam tyle rozdziałów., że dotrwałam aż do tego momentu.^^"
Shadow: Ciekawe czy dobijesz do 100...albo do 200... O.O
Książkę mam zamiar napisać, ale najpierw trzeba ją napisać a potem znaleźć frajera który będzie na tyle głupi żeby ją wydać xD
W sumie to mam już jedną książkę napisaną. Znaczy...to takie opowiadanie, ale w przyszłości zamierzam je poprawić i rozbudować. Pisałam je w podstawówce, ale mam do niego taki sentyment. To takie pierwsze poważne(a przynajmniej wtedy mi się tak wydawało) opowiadanie. :))
Ja ci nawet w swojej książce (jak ją kiedyś wydam) dedykację napiszę ^^
Bardzo dziękuję, również pozdrawiam i biliony weny ślę :*** :))