piątek, 30 grudnia 2016

Rozdział 80: "B" jak "Bakugan".

Elz zatrzasnęła za sobą drzwi. Ciężko oparła się o nie  plecami i osunęła się na ziemię.
Znowu przegrała.
Z n o w u.
ZNOWU.
Ten pieprzony sukinsyn odebrał jej kolejnego bakugana.
K o l e j n e g o   b a k u g a n a.
"Nie daruję ci tego Maskaradzie."
Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach. Chciała zasłonić łzy które zaczęły spływać po jej policzkach zostawiając po sobie mokre ślady. Nie przejmowała się tym że płacze. No bo co w tym złego? Co złego jest w okazywaniu uczuć? W każdej książce jaką przeczytała, główny bohater w takiej chwili wziąłby się w garść i mówił że nie wolno płakać, że nie będzie płakać...Tyle że zazwyczaj bohaterowie książek nie wplątują się w niebezpieczną grę. Dosłownie G R Ę. Wszyscy wokół pieprzą że należy być silnym w takich sytuacjach. Elizabeth jednak w tym momencie chciała się tylko wypłakać. Ile to już bakuganów przez nią zostało skazanych na zagładę? No ile? Gdyby nie przegrała to one nadal by tu były. Każdy gracz kiedy tylko straci bakugana to ubolewa nad jego stratą, ale niewielu graczy zdaje sobie sprawę z tego że to nie bakugan przeciwnika, ale oni sami są winni cierpieniu swoich "istot do gry". Nie wiedzą że to oni sami skazują ich na taki los. Żeby uniknąć straty bakugana trzeba wypracować strategię, przewidywać ruchy przeciwnika, wiedzieć jakie są słabe i mocne strony drugiego gracza. Żeby móc grać w tę grę, najpierw musisz umieć grać.
-Elz? - ciotka Melinda zajrzała do przedpokoju. Kiedy zobaczyła swoją siostrzenicę siedzącą na ziemi i zapłakaną podbiegła do niej. - Co się stało?
-Ciociu ja już nie mogę. - mówiła dziewczyna przez łzy. Jej opiekunka otworzyła szeroko oczy. Widziała dobrze że Elz jest wystraszona i roztrzęsiona. - Ja już nie chcę dalej w TO grać. Nie chcę. Nie chcę. Nie chcę. Nie...
-Spokojnie. Ciiiiiiii. Nie płacz. - szeptała Melinda. Nie chciała o nic wypytywać dziewczyny puki ta się nie uspokoi. Mimo wszystko zastanawiała się co takiego się stało. - Nie płacz.
Kobieta przytuliła mocno Elz. Dziewczyna ukryła twarz w jej długich czekoladowych puklach.
-Chodź, położysz się. Jesteś roztrzęsiona i wystraszona, musisz się uspokoić.
Elizabeth została zaprowadzona przez ciotkę do swojego pokoju.
Melinda nie musiała długo czekać żeby jej podopieczna zasnęła. Wzięła fioletową bluzę nastolatki z zamiarem położenia jej na krześle kiedy coś wypadło z kieszeni owej bluzy.
Melinda schyliła się po to. Była to mała czarna kulka z fioletowymi szlaczkami. 
Piwne oczy kobiety przyglądały się przedmiotowi. Ciocia przeniosła spojrzenie z kulki na nastolatkę.
"O co w tym wszystkim chodzi Elz? W co nie chcesz grać?" - to pytanie kobieta zadała sobie uważnie przyglądając się twarzy Elizabeth która naznaczona była ścieżkami stworzonymi przez łzy.
Postanowiła jednak że poczeka. Niech jej siostrzenica odpocznie i się nieco uspokoi.
"Tak. To będzie najlepsze wyjście." - z tą myślą powędrowała w kierunku drzwi. Nim jednak wyszła omiotła jeszcze spojrzeniem całą sypialnię. Zmarszczyła brwi spoglądając na biurku. Zbliżyła się do mebla. Coś przykuło jej uwagę. Tym "czymś" była rozsypana talia kart. Ale nie takich zwykłych kart. Były to czarne karty, na których z jednej strony widniały kolorowe koła układające się w okrąg. Już wcześniej je widziała, jednak dopiero teraz się nimi zainteresowała. To samo tyczyło się tej małej kulki. Wzięła jedną z nich do ręki i zaczęła uważnie lustrować ją wzrokiem.
"Nigdy wcześniej nie widziałam takich kart...czyżby...one i ta kulka były ze sobą powiązane?"- zadała sobie samej pytanie. Popatrzyła na łóżko w którym spała dziewczyna.
"Czyżby to było to o czym mówiła Elz? To w TO nie chce grać?" - kolejne pytanie pojawiło się w jej głowie kiedy kciukiem pocierała kartę.
"Tylko pytanie...czym dokładniej jest to TO i jak się ono nazywa..."
Tym razem jednak opuściła pokój na dobre.
Stwierdziła że posiedzi sobie w kuchni.
I tak siedziała przy stole, niemo wgapiając się w kartę i kulkę które leżały przed nią na meblu.
"O co w tym wszystkim chodzi? O co?"
Późnym wieczorem kiedy wszyscy domownicy byli już w domu, Elz zeszła na dół.
-Hej Elz, popatrz, popatrz! - jej kuzyn Max latał dookoła niej, wymachując jej przed twarzą jakimś zeszytem. - To moje zadanie domowe! Dostałem piątkę!
-Nie dręcz jej dręczycielu! - zawołała do brata Susan.
-Sama jesteś dręczycielem! - wrzasną chłopiec. Jego siostra zaczęła go gonić.
-Gdzie reszta ciotek? - zapytała Elz kiedy wśliznęła się do kuchni unikając poduszki którą zapewne miał oberwać Max.
-Ciocia Sophie jest jeszcze w pracy. Dziś musiała zostać w biurze nieco dłużej. A Clara jest na zakupach. Napijesz się herbaty?
-Chętnie.
Elizabeth zabrała się do pomagania cioci. Wyjęła dwa kubki, a Melinda włożyła do nich dwie torebeczki.
-Jak się czujesz? - zapytała kobieta nastawiając wodę w czajniku.
-Dobrze. - odpowiedź nie padła od razu.
Kuzyni białowłosej postanowili kontynuować swoją kłótnię na górze więc na parterze zrobiło się prawie cicho. Jedynym dźwiękiem był odgłos wydawany przez czajnik.
Melinda usiadła przy stole. Młoda Brettley poszła w jej ślady. Siedziały teraz dokładnie na przeciwko siebie.
-Na pewno wszystko w porządku? - zagadnęła brunetka.
Dostała odpowiedź w postaci kiwnięcia głową.
-Jesteś pewna? Wciąż wyglądasz na smutną. Powiesz mi o co chodzi?
Ta odpowiedź jednak nie nadeszła tak szybko. Kilka minut upłynęło nim Elz się odezwała.
Dziewczyna wbiła wzrok w posadzkę. Nadal była przygnębiona po wczorajszych zajściach. W obecnej chwili nie wiedziała co ma zrobić. Było coraz ciężej. Nawet się nie spostrzegła kiedy słowa same "wyszły" z jej ust.
-Chodzi o to że...jest taka gra...i...ja w tą grę gram.
Nadal tępo wpatrując się w podłogę, ożywiła się dopiero kiedy usłyszała pytanie:
-Jaka gra?
-...Co?
-Pytam: Jaka gra?
"Czy ja naprawdę właśnie wypaplałam ciotce coś czego mówić nie powinnam? Naprawdę? Aż tak się zamyśliłam że nawet nie zauważyłam co mówię?"
-Żadna. - odpowiedziała.
-Elz wiesz że mi możesz powiedzieć.
"Nie mogę."
-No? - nalegała ciocia.
-Już nic, nieważne.
"Musze bardziej uważać."
Dziewczyna wstała od stołu z zamiarem powrotu do swojego pokoju.
-Te rzeczy są związane z tą grą, prawda? - rozległo się pytanie za jej plecami. Odwróciła się z powrotem do stołu. Jej ciotka trzymała w dłoniach kartę i bakugana.
"Cholera."
-Ciociu czemu zabrałaś to z mojego pokoju? - zapytała Elz.
-Wczoraj mówiłaś... - Melinda nie zareagowała. - ...że nie chcesz już dalej w to grać. O czym wtedy mówiłaś?
-O niczym. Naprawdę. Nie przejmuj się. - fiołkowo-oka ponownie odwróciła się.
-Coś ukrywasz Elz. - stwierdzenie to szybko dobiegło do uszu nastolatki.
-Nic nie ukrywam. Wczoraj po prostu byłam wystraszona i gadałam głupoty. - dopiero po wypowiedzeniu tych słów Młoda Wojowniczka zorientowała się co właśnie powiedziała.
-Co cię wystraszyło?
-Nic. Serio. - zabrawszy swoje rzeczy ze stołu i oddaliła się szybko do przedpokoju. Zdjęła długą czerwoną bluzę z wieszaka i wyszła z domu.
Dziewczyna szybko stawiała kroki.
Musiała ochłonąć.
-Elz. Elz. - Centurion wczołgał się na jej ramie. - Znowu znikniesz na całą noc i nic nie powiesz ciotkom?
-Odetchnę trochę i wrócę. Obiecuję. To tylko chwilowe zwątpienie we własne siły. Uspokoję się i wszystko będzie w porządku.
-No dobrze. Ile ich zostało? - zapytał Centurion. Miał oczywiście na myśli bakugany dziewczyny.
-Nie wiem. Nie liczyłam, ale wiem że niewiele.
-To niedobrze.
"Niedobrze..." - powtórzyła w myślach Elz. Raptem przystanęła przypomniawszy sobie słowa Maskarada:
"Im mniej masz bakuganów, tym mniejsze masz pole do manewrów. Nie odpowiada ci taka sytuacja, co?"
Zacisnęła mocno pięść na wspomnienie kpiącego uśmieszku który pojawił się na ustach Maskarada gdy tylko skończył wypowiadać te słowa.
-Wybacz mi Centurionie, ale chyba przedłużę nieco ten spacer. Muszę bardziej uważać na to co mówię. Prawie im wygadałam o Bakugan!
Tymczasem w domu dziewczyny...Ciocia Melinda weszła do pokoju córki swojej siostry. Martwiła się o nią. Nie wspominała nic, ani Max'owi, ani Susan ani też pozostałym swoim siostrom, dlatego że nie chciała ich martwić.
Siadła przy biurku i już sięgała ręką w stronę komputera dziewczyny kiedy cofnęła dłoń. Poczuła wstyd. Przecież w ten sposób narusza jej prywatność. A to nie jest, ani dobre, ani potrzebne. No bo może Elz sama jej wszystko wyjaśni. Kiedyś. Z drugiej strony, jednak Melinda chce jej pomóc prawda? Kobieta pamiętała przecież w jakim stanie była jej siostrzenica przed kilkoma godzinami. Jeśli nie naruszy jej prywatności to jej nie pomoże. Robiła to przecież bądź co bądź w dobrej wierze. Otworzyła laptop. Czekając, aż sprzęt się włączy zastanawiała się czy uda jej się rozwiązać tą przedziwną sprawę. Kiedy tylko urządzenie było gotowe do pracy, zaczęła sprawdzać historię. Nic niezwykłego. Wszędzie tylko linki do stron związanych z kulturą renesansu, ze wzorami matematycznymi, oraz materiałami potrzebnymi na historię. Kobieta przewijając stronę do dołu dokładnie przyglądała się wszystkim linkom. Im niżej schodziła, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu że chyba jednak laptop Elz jej nie pomoże. I kiedy już miała zamknąć historię zobaczyła to czego chciała. Link nie związany z żadnymi stronkami pomocnymi w nauce. Od razu w niego weszła. Ekran przybrał morską barwę. Kobiecie nie dane było przyjrzeć się mu dokładniej, bo już po chwili wyskoczyło jakieś okienko. Czarne z białymi napisami po środku: ZALOGUJ SIĘ/ ZAREJESTRUJ SIĘ. Kliknęła kursorem w to pierwsze. Pojawił się komunikat o wpisanie maila i hasła. Kurwa. Brunetka westchnęła ciężko i sięgnęła po telefon do kieszeni spodni. Szybko wybrała numer podpisany jako "Ethan". Odebrano już po pierwszym sygnale.
-Słucham? - rozległ się głos.
-Ethan? Z tej strony Melinda. Melinda Alvord. Studiowaliśmy na jednej uczelni w Seattle.
-Aaaach to ty Melinda. Dawno się nie widzieliśmy. Co u ciebie słychać. Mam nadzieję że nadal jesteś "Wystrzałową Mel". - zaśmiał się serdecznie głos w słuchawce.
Kobieta parsknęła śmiechem słysząc swoje przezwisko z czasów studiów. Musiała pamiętać jednak po co tak naprawdę zadzwoniła do Ethan'a.
-Ethan chciałabym cię prosić o małą przysługę.
-Dla ciebie wszystko, mów o co biega.
-Chodzi o to że ostatnio mam mały problem z Elz...
-Elz? Kto to? Twoja córka? Nie chwaliłaś się że wyszłaś za mąż.
-Nie to nie jest moja córka. To moja siostrzenica. I nie, nie wyszłam za mąż. Gdybym wyszła to nie przedstawiłabym ci się jako "Alvord", tylko użyłabym nazwiska męża.
-Szkoda. Taka piękna, inteligentna kobieta jak ty powinna już wieki temu znaleźć sobie kogoś. Podeślij mi listę swoich oczekiwań wobec przyszłego męża, a na pewno kogoś ci znajdę. Wiesz tak po starej znajomości.
Alvord roześmiała się.
-Nie wiedziałam że robisz za biuro matrymonialne.
-Bo nie robię, ale dla starej znajomej mogę. - zaśmiał się.
Melinda uśmiechnęła się. Miło było pogadać ze starym przyjacielem.
-Dobra... - zaczęła. Musiała czym prędzej przejść do właściwej sprawy. Elz może wrócić w każdej chwili. - ...wracając do powodu dla którego do ciebie dzwonię. Jak już wcześniej wspomniałam mam mały problem z moją siostrzenicą. Może podaruję sobie zagłębianie się w temat. W każdym razie na jej laptopie w jej historii znalazłam link do jakiejś strony. Nie wiem niestety co to za strona bo wymaga ona logowania.
-Rozumiem.
-A zmierzając do sedna. Z pewnych źródeł wiem że robisz teraz jako informatyk więc...czy mógłbyś złamać hasło dostępu do profilu Elz na tej stronie? Zaraz wyślę ci link.
-Jasne.
Melinda szybko przepisała link do nowej wiadomości i wysłała sms'a do mężczyzny.
-Dobra już dostałem twoją wiadomość. - poinformował ją Ethan. -Poczekaj chwilkę.
-Okej.
Kobieta czekała, co jakiś czas zerkając na godzinę w laptopie.
"Przecież ona lada moment może wrócić, ale...dochodzi dwudziesta trzecia...pewnie znów zniknie na całą noc."
Nie warto było wzywać policję. O tym wiedziała nie tylko Melinda, ale także jej siostry. Elz już nie pierwszy raz odstawiła taką akcję jeśli można tak to nazwać. Fakt, za pierwszym razem ciotki dziewczyny zamierzały wezwać policję. Na całe szczęście Elizabeth wróciła wtedy w porę do domu tym samym unikając nieprzyjemnej konfrontacji z władzami. Potem też jej się to zdarzało. Zawsze jednak wracała. Melinda była pewna że i tym razem tak będzie. Ktoś mógłby pomyśleć że opiekunki dziewczyny są nieodpowiedzialne, ale tak nie było. Martwiły się o nią, jednak starały się wierzyć że ich siostrzenica wie co robi. Starały się jej ufać. I choć nie zawsze im to wychodziło (a w szczególności cioci Clarze) to trwały przy swoim i nigdy nie pozwoliły alby Elz straciła do nich zaufanie. Jednak teraz wszystko, cały ten ich ład zaczął podupadać. Elz miała przed nimi jakieś tajemnice, i z całego serca nie chciała, aby wyszły one na jaw.
Ruch na ekranie urządzenia sprawił że Alvord oprzytomniała. Wyskoczyło okienko w którym znajdował się następujący komunikat: "Witaj Elizabeth. Życzę miłej gry."
-Już. Gotowe. - oznajmił Ethan.
-Dziękuję. Nie rozłączę się jeszcze, najpierw sprawdzę o co biega.
-Dobra.
Piwno-oka zaczęła wchodzić w poszczególne karty. W wiadomości, czat, a nawet czat wideo. Zmarszczyła brwi.
-I jak? - "spytał" telefon.
-Nooooo...Elizabeth pisze z jakimiś osobami. Pierwsze konwersacje są jeszcze z ubiegłego roku. Piszą coś o kartach, bitwach i o czymś co nazywają "bakugananmi". A z tego co tu widzę w tę sprawę jest zamieszane szersze grono dzieciaków.
-"Szersze grono" to znaczy ile dokładnie?
-Cały świat.
Zapadło dramatyczne milczenie.
-Doprawdy n
ie rozumiem o co w tym chodzi.
-Opowiedz pokrótce co się stało, może będę w stanie ci pomóc. - poprosił.
-Dzisiaj Elz wróciła do domu cała zapłakana. Mówiła coś o tym że już nie chce dalej w to grać, że już nie może.
-Grać? W co grać?
-No właśnie nie wiem. Sądzę jednak że ma to jakiś związek z tymi kartami i z tymi "bakuganami" oraz z tą stroną. Jak na złość nie wiem nawet jak mam to "coś" o czym ona mówiła, nazwać.
-Daj mi chwilę.
Piwno-oka skinęła głową choć wiedziała że jej rozmówca tego nie zobaczy. Nie musiała zbyt długo czekać. Już po kilku chwilach ekran komputera zrobił się czarny. Z góry na dół zaczęły spadać ciągi cyfr, którymi były zero i jeden. Stopniowo zaczęły formować na czarnym tle napis. Kiedy już cyfry przestały się pojawiać, napis był gotowy.
-Bakugan. - wymamrotała kobieta. Cyfry znajdujące się na ekranie uformowały napis: BAKUGAN. - Czyli tak to się nazywa.
-Co?
-Tak właśnie nazywa się to o czym mówiła Elz. To Bakugan. - odpowiedziała na pytanie przyjaciela Melinda.
-Bakugan? - zdziwił się mężczyzna. - Co za dziwna nazwa.
-Wiem...ym...Dziękuje ci bardzo za pomoc, nie wiem jak mam ci się odwdzięczyć.
-Nie musisz robić nic wielkiego. Po prostu jeśli kiedyś będziesz w Seatle to zajrzyj do mnie. Adres znasz. Ten sam niezmienny od lat.
-Nie ma sprawy. - zaśmiała się Alvord. - Jeszcze raz dziękuję.
-Nie ma za co. To pa, trzymaj się.
-Pa, ty też.
-A więc to jest ta gra. Bakugan. Co to jest i czemu ty w to grasz Elz? - zapytała samą siebie patrząc na nocne niebo za oknem.


 ***

 
Elz wróciwszy ze szkoły od razu siadła do biurka i włączyła swój komputer. Od razu też zalogowała się na stronkę dla graczy Bakugan.
-Jedna nowa wiadomość. - wymamrotała sprawdzając skrzynkę na stronie.
W jednej chwili oczy rozszerzyły się z przerażenia, a dłoń zamarła na myszce.
-Elz, co się stało? - Centurion wskoczył na biurko. - Kto do ciebie napisał?
-To wiadomość od...Maskarada. - wyszeptała.
Jej bakugan milczał przez dłuższą chwilę.
-Jak to? - zapytał. - Co ci napisał?
-Napisał że to "koniec gry".
-...Co?
Elz wskazała palcem na ekran.
Wyświetlała się na nim nowo otrzymana przez nią wiadomość o treści: " Koniec gry."
Białowłosa zamknęła ją. Zobaczyła że Runo i Julie są aktywne. Szybko jednak pojawiła się także informacja że użytkownicy Shun, Marucho, Dan i Elajza również są zalogowani.
Weszła w czat wideo.
-Hej słuchajcie. - powiedziała kiedy zobaczyła twarze swoich przyjaciół. - Dostałam wiadomość od Maskarada.
-Nie ty jedna. - powiedziała Elajza.
-Co?
-Ja też dostałam od niego wiadomość. - odparła Elajza.
-I ja też. - przyznała Runo.
-Wy też? - zapytał Dan.
Dziewczyny kiwnęły twierdząco głowami.
-Wygląda na to że wszyscy Wojownicy dostali od niego mail'e. - Marucho poprawił okulary.
-Najwyraźniej. Co wam napisał Maskarad? -spytał Shun.
-Mi napisał: "Koniec gry." - odpowiedziała Runo.
-I mi także. - powiedziała Julie.
-A wy chłopaki? - zapytała Elajza.
-Takie same jak wasze. - odpowiedział Dan.
-Czyli że wszyscy dostaliśmy takie wiadomości? - zapytała Elz.
-To trochę dziwne. - przyznał Drago.
-Jakie dziwne? Co w tym dziwnego? Jeśli ten zamaskowany pajac chce nas przestraszyć to mu nie wychodzi. Niech ja go tylko dorwę. Zaraz mu pokażę gdzie raki zimują. - nadawał Preyas.
-Ktoś z was mu odpisał? - zapytała Elizabeth.
-A po co?! - zwołał Preyas.
-Wiem że to głupie, ale uznałam że zawsze warto spytać. - tłumaczyła się Brettley.
-Nie. - odpowiedziały Runo i Julie jednocześnie.
-Ciekawe o co może mu chodzić. - zastanawiała się na głos Tigrerra.
-Na pewno o nic dobrego. - powiedział Gorem.
-To co robimy? - zapytał Centurion.
-Najlepiej będzie poczekać na rozwój wydarzeń. - podsuną Drago.
-ŻE CO?! Nie możemy czekać! - zawołał Dan.
-A co innego możemy zrobić Danielu?
Kuso zaniemówił.
-Yyyyy...no...można by... - bełkotał.
-Drago ma racje. Najlepiej będzie poczekać na rozwój wydarzeń. - zgodziła się Elajza.
-Tyle że...teraz przyszła chyba pora na nasz ruch. - powiedział Shun.
Wojownicy zamilkli. Nie wiedzieli co mają powiedzieć. Kazami miał racje. Maskarad wykonał ruch. Teraz ich kolej. W przeciwnym wypadku nie dowiedzą się o co chodzi temu graczowi Darkus'a.
I w tej dziwnej sytuacji kłania się pytanie: "Co według Maskarada oznacza: "Koniec gry"?"
Tego nikt z nich nie wiedział. Ale jedno było pewne. To na pewno nie jest koniec gry. To jest dopiero początek. Ona toczy się nieprzerwanie, nawet wtedy kiedy Wojownicy nie są na polu bitwy. Ona trwa, i będzie trwać tak długo jak zechce tego ON.


***

 
Elz podniosła się gwałtownie. Obudziła się nagle. Wzięła kilka wdechów, po czym spokojnie i powoli wypuściła powietrze z płuc.
"Znowu śni mi się przeszłość."
I nie było by może w tym nic dziwnego gdyby nie fakt że śniły jej się także tej nocy rzeczy których ona sama nie był świadkiem. Chociażby to przeszukiwanie jej laptopa przez ciocię Melindę. W prawdzie Elz wiedziała o tym że ciotka grzebała w jej prywatnej własności, nie widziała tego jednak na własne oczy. Fakt że śniły jej się akuratnie te wydarzenia, a nie inne, musiał mieć jakieś znaczenie. Musiał. Pierwsza z nich pokazywała jej rozpacz po straceniu bakugana, w drugiej zaś zawarte były słowa wiadomości od Maskarada: "Koniec gry". Może jej umysł przypomniał sobie akuratnie te dwie sytuacje, bo kryło się w nich coś co pasowało do obecnej sytuacji w której się znaleźli? Straciła bakugana, a jego strata oznaczała zagładę świata czyli...koniec gry. To samo tyczyło się Dana. Strata Pyrus'a Dragonoid'a oznaczała to samo.
"Dlaczego śni mi się przeszłość innych? No dlaczego? Dobra, nie ważne."
Spojrzała na swój telefon który wskazywał godzinę 1:53.
Czas się zbierać.
-To jest dopiero początek gry. - Elz wyszeptała słowa które niegdyś zagościły jej na ustach po przeczytaniu pewnej feralnej wiadomości od pewnego zamaskowanego wojownika Darkus'a.


No i okrągła liczba!
Dan: Osiemdziesiąt.
Shadow: To tak dziwnie brzmi O.O
Dan: Prawda? Kto by się spodziewał
że ten blog dożyje takiej ilości rozdziałów.
Lync:*podnosi rękę do góry*
Jinx:*robi to samo co Lync*
Julie*również podnosi rękę*
Dan: Oj przestańcie. -,-
Może dobijemy do tej setki chłopaki xD
Shadow: Oby! :D
Dan: Na bank. ^^
Tak więc to podsumowanie kończymy
i zapraszamy na 81 rozdział :))



piątek, 23 grudnia 2016

Wesołych Świąt! #2

Elz i Dan: Witamy^^
Shadow: Kto nie może się doczekać świąt podnosi rękę do góry!*podnosi rękę*
*cisza na sali*
Shadow: Ej no! Nikt nie traktuje mnie poważnie :(
Dan: Nie dziwię się.
Elz:*posyła niemiłe spojrzenie Danowi*
Dan: Znaczy się...chciałem powiedzieć że może...ym...no wiesz...chciałem powiedzieć że gadasz bzdury. Każdy traktuje cię poważnie Shadow.
Shadow: Mówisz tak bo są święta. T.T
Dan:...Yyyyy...nie? Help*szepcze do Elz i Lync'a*
*Elz i Lync wymieniają się spojrzeniami*
Dan:...
Shadow: Dobra! Mniejsza moje zbolałe serduszko, przechodzimy do życzeń!^^
Elz: Dokładnie! :D
Dan: Więc tak. W te święta...
Lync: Ej! To ja miałem zaczynać!
Elz: Przestańcie.
Lync: No, ale taka prawda! To ja miałem zaczynać! To było uzgodnione!
Dan: Nie przypominam sobie.
Elz: Skoro Dan zaczął, to niech już kontynuuje.
Dan: I co? Łyso ci gówniarzu? :D
Lync: Skontaktuje się z tobą mój adwokat.*wychodzi*
Harley:*wchodzi do pokoju* Mój klient ma ci coś do zarzucenia Kuso.
Dan: Harley. -_-
Harley: Co?
Dan: Jeszcze nie jesteś adwokatem.
Harley: Może teraz nie, ale kiedyś nim będę!
Shadow i Elz: Możemy przejść do właściwego tematu? -_-
Dan i Harley:...
Elz: Dan kontynuuj.
Dan: Tak więc. Zanim mi bezczelnie przerwano to chciałem powiedzieć że w te święta...
Pierrette:*wchodzi* Harley jesteś tu?
Dan: -_-
Harley:*podbiega do siostry* Tak!^^
Dan: Ludzie, ja tu próbuje złożyć naszym czytelnikom życzenia świąteczne, więc dajcie se siana, siądźcie na d...tyłkach i pozwólcie mi kontynuować.
*Pierrette i Harley posłusznie siadają.*
Dan: A więc...
Anubias:*wchodzi* Kuso! Mogę wiedzieć co twoje...
Dan: Dobra! Dość tego! Rzucam te robotę!*wyjmuje telefon i wybiera jakiś numer* Cześć Święty. Słuchaj nie potrzebujesz kogoś do pomocy przy pakowaniu prezentów?
Harley:*podchodzi do Dana i pyta szeptem* Z kim rozmawiasz?
Dan: Ze Świętym Mikołajem. Nie przeszkadzaj.
Harley: SERIO?! Daj mi go na chwilę. Muszę z nim pogadać.
Dan:...Eh...o czym niby?
Harley: Zapytaj się go dlaczego nigdy nie odwiedził Vestali.
Dan: Spadaj.
Harley: Sam spadaj!
~~~~~~~~~~~~~~~~~

Elz: A tak całkiem poważnie. :)
Dan: To chcielibyśmy życzyć Wam w te święta. :)
Shadow: Więcej radości niż normalnie. ^^
Harley: Fajnych prezentów pod choinkę. :)
Pierrette: I smacznych pierniczków :)
Lync: Śniegu ^^
Shun: Bezpiecznych świąt.
Runo: Spędzonych w gronie najbliższych osób*przyciąga Julie i Alice do siebie* ^^
Julie: Smacznych wigilijnych potraw. :)
Alice: Spokoju w te święta :)
Marucho: I żebyście dobrze wykorzystali ten czas świąt ;)
Elajza: Niech magia świąt was porwie, ale niech potem odstawi was do domu ;)
Mira: I żebyście wyłączyli komputer i telefony na ten czas (tak Elz do ciebie mówię >.>)^-^
Baron: Żeby to Boże Narodzenie było dla was najlepszym z najlepszych! ^^
Ace: Żeby otaczali was sami dobrzy i godni zaufania ludzie ;D
Spectra: A jeśli macie jakichś wrogów to pogódźcie się z nimi chociaż na ten wyjątkowy czas,
albo przynajmniej stwarzajcie pozory.*obserwuje jak Ace zagaduje Mirę* Dam mu zaraz w...
Dan: Cicho święta są.
Spectra: Eh...
Gus: I zaplanujcie dobrze Sylwestra bo to tylko taka jedna noc w roku.
Lync: I zapomniałeś dodać żeby przeżyli go bezpiecznie!
Gus: Właśnie.
Shadow: Hmmm...niech ten nadchodzący rok będzie dla was o wiele, wiele
lepszy niż rok 2016. ;))
Mylene: Ogólnie dużo szczęścia, nie tylko na święta.
Volt: Życzę wam żeby rok 2017 obfitował w jak najwięcej dobrych rzeczy dla was.
Elz: Chyba już wszyscy złożyli życzenia. Co nie? :)
Dan: Nie ty nie złożyłaś. :)
Elz: Ooooo widzisz? Hmmm...a czego ja wam mogę życzyć...może spełnienia marzeń?
Wiem że to tak bardziej na urodziny się życzy, ale na pewno każdy z was kochani ma jakieś plany/
marzenia które chciałby zrealizować w nadchodzącym roku. :)
Dan: Chcę przejść do drugiej klasy.
Shadow: Chcę przeżyć.
Ace: Chcę się w końcu obudzić T^T.
Harley:...Chcę...w zasadzie to ja niczego nie chcę.
Elz: Tylko że to nie było skierowane do was ^^"
Dan, Shadow, Ace, Harley:...Nooooo wieszzzzzz cooooo?
Elz: Co? ^^
Da, Shadow, Ace:...
Harley: Tak w sumie to nic. EJ!
Dan, Shadow, Elz, Ace: Co?
Harley: Jinx jeszcze nie złożyła życzeń!
Dan: A gdzie ona w ogóle jest?
Jinx*włazi przez komin* Chciałam wam życzyć najpiękniejszych choinek!
Żeby były ładniejsze niż w zeszłym roku! I żeby bombki się na nic nie tłukły :))
Wszystkie postacie z bloga: WESOŁYCH ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA! I szczęśliwego Nowego Roku! :)) :******

Ps. Zapraszam na 79 rozdział :)

Rozdział 79: Sto dwadzieścia minut napięcia i spokoju.


-Wyśpij się teraz i widzimy się za dwie godziny. - szepną Dan kiedy stanęliśmy w progu wieżowca Marucho.
-Dobra. Ty też. - szepnęłam.
Przepuścił mnie przodem.
-Mam nadzieję że reszta już śpi. - powiedział i przystaną gwałtownie tak jakby nagle sobie coś przypomniał. - O ranyyyyyyyy. Zapomniałem że doktor Michael przyleciał. Czyli... - powiedział zbyt głośno. Szybko zasłoniłam mu usta dłońmi co poskutkowało tym że Kuso nie dokończył tego co chciał powiedzieć. - Zapomniałem że mam być cicho. - wymamrotał przez moje palce.
Zabrałam ręce.
-A więc jednak istnieje ryzyko że możemy natknąć się na resztę. Kurwa. A myślałem że wszystko pójdzie jak z płatka.
Zastanowiłam się przez chwilę. Dan miał rację. Dziadek Alice przybył, więc pozostali pewnie będą mu towarzyszyć przy pracy, a to oznacza że przez całą noc będą na nogach. To niedobrze...Zmarszczyłam brwi, nagle coś sobie uświadamiając. Zaśmiałam się cicho. Dan posłał mi pytające spojrzenie, na co ja tylko zasłoniłam usta dłonią kryjąc tym samym uśmiech rozbawienia.
-No? Mów. - ponaglił mnie chłopak kiedy szliśmy korytarzem. Dobrze wiedział że powiem mu o co chodzi.
-Nie uważasz że to trochę zabawne? Mamy gotowy plan działania, a tu nagle ŁUP! Coś nam ten plan psuje. To taki przedziwny schemat. Co nie?
-Rzeczywiście. - mrukną szatyn kiedy dotarły do niego moje słowa. - Dobra smarku idź spać. Zostały ci już niecałe dwie godziny. - rzucił kiedy weszliśmy na piętro z pokojami dziewczyn. - I może na wszelki wypadek przebierz się w piżamę. Jakby wiesz...dziewczyny chciały sprawdzić czy już wróciliśmy. Trzeba sprawiać pozory. Musimy zachować sto procent bezpieczeństwa.
-Wiem. I vice versa smarku. - odpowiedziałam nim zniknęłam za drzwiami. - Do potem.
-Do potem. - zdążyłam usłyszeć odpowiedź nim drzwi się zamknęły.
Nie zapalałam światła. Od razu pobiegłam po piżamę i równie szybko się w nią przebrałam. Położyłam ubrania we właściwe miejsce i wyjęłam telefon z tylnej kieszeni spodni. Momentalnie znalazłam się w łóżku. Ustawiłam sobie budzik na za dwie godziny i odłożyłam urządzenie na szafeczkę. Ciekawe od jak dawna doktor Michael jest już tutaj. I ciekawe co teraz robi reszta Wojowników. Zapewne pomagają mu w pracy. Zaczęłam zastanawiać się nad naszą misją, która bądźmy szczerzy rozpocznie się za niecałe dwie godziny. Przyznam że z lekka się stresuję. Czy wraz z Danem wzięliśmy pod uwagę ewentualne niepowodzenie tego planu oraz jego niepożądane konsekwencje? Nie wiem. Nie pamiętam. To popołudnie minęło stanowczo za szybko. Najpierw kłótnia z Wojownikami, potem Legendarni. Jedna strona wykazuje dezaprobatę, druga popiera ten plan. Takie dwa światy z odmiennymi zdaniami. To nieco komplikuje całą sprawę ponieważ zarówno Wojownicy jak i Starożytni mają rację. Jednak ja i Dan wybraliśmy tę drugą stronę. I bez porozumienia z tą pierwszą wyruszymy na spotkanie z czyhającym na nas niebezpieczeństwem. Odlot. Wyskoczyłam z łóżka i podeszłam do okna. Otworzyłam je i usiadłam na parapecie. Spojrzałam w niebo. Stąd też widać gwiazdę Myrny. Może to jakiś znak?
-A może w głowie ci się coś poprzestawiało? - usłyszałam jej głos.
-O co ci chodzi?
-Czy ciebie do reszty pogięło? Kuso ci chyba coś powiedział.
-Runo, Julie i pozostali na pewno są zajęci pomaganiem dziadkowi Alice.
-Tylko się nie zdziw jak się tu zjawią i zaczną zadawać pytania.
-Jakie na przykład? - spytałam.
-No na przykład...Gdzie byliście? Czemu tak długo nie wracaliście? Dojdziemy do jakiegoś porozumienia?...Mam wymieniać dalej?
-Nie.
-Więc wracaj do łóżka. Nic mi z twojego wyczerpanego ze wszystkich sił ciała. - w jej głosie pobrzmiewała złość i poirytowanie.
-Czy ty właśnie powiedziałaś mi że nam pomożesz? - spytałam z niepewnym uśmiechem na ustach.
-Może, chyba, prawdopodobnie. Mniejsza. Wiesz co robić.
-Oczywiście że wiem.
Myrna jest dzisiaj trochę wkurzona. Zachowuje się zupełnie jak Legroid. Może ona w ten sposób wyraża zestresowanie?
-No to już cię tu nie ma. Chcę wrócić do gry, a nie zrobię tego bez bakugana.
Dobra cofam to.
-Już idę, już. - zeskoczyłam z parapetu i wróciłam pod ciepłą kołdrę.
Włączyłam telefon. Na ekranie startowym jako tapetę umieściłam zdjęcie moje i Centuriona. Przycisnęłam komórkę do piersi.
-Nie martw się przyjacielu. Już niedługo znów będziemy razem. - wyszeptałam z zamkniętymi oczami.


***

Na dużym płaskim ekranie wyświetlało się kilka obrazów. Jeden przedstawiał pustynny teren Vestroi który na samym środku wyglądał co najmniej dziwnie, tak jakby był wypalony. Sadza i popiół osadzały się na skałach nadając miejscu nienaturalny wygląd. Zdjęcie to przedstawiało dokładnie to co zostało po zniszczeniu miasta Delta. Drugi obraz przedstawiał łańcuch DNA Drago. Na kolejnym widać było plan Zestawu Bojowego. Trzy ostatnie przedstawiały zdjęcia z jakimiś obliczeniami  tudzież napisami w języku rosyjskim.
W pomieszczeniu znajdowało się tylko dziewięć osób, z czego tylko cztery były pochłonięte pracą. Doktor Michael, Marucho, Alice i Gus pochylali się nad jakimiś zapiskami i szkicami dotyczącymi Zestawu Bojowego Dragonoida.
-Myślicie że Dan i Elz już wrócili? - spytała Julie podnosząc wzrok znad swojego telefonu.
-Dochodzi pierwsza więc chyba tak. - odpowiedziała jej Runo.
-Pójdę zobaczyć czy już są u siebie. - Julie podniosła się z kanapy i poprawiła spodenki. - No? Ktoś jest chętny przejść się ze mną? - spytała z uśmiechem. - Nikt? No cóż, wygląda na to że będziemy musieli pójść sami Gorem.
-Zaczekaj. - Runo szybko poderwała się na równe nogi.
Obie nastolatki wyszły.
Baron patrzył chwilę na drzwi po czym sam pobiegł za nimi.
-Mistrzynie zaczekajcie! - zawołał.
-Ciekawe czy przemyśleli sobie wszystko dokładnie. Nieźle się zdziwią kiedy dowiedzą się jaką podjęliśmy decyzję w sprawie tego ich szalonego pomysłu. - zastanawiała się na głos Julie.
-Może obmyślimy jakąś strategię i ewentualny plan B? - zaproponowała Runo. - Co myślicie?
-To świetny pomysł Mistrzyni Runo! - zawołał ucieszony chłopiec.
-Proponuję jednak najpierw skonsultować to z pozostałymi. - wtrąciła Tigrerra.
-Zgadzam się z Tigrerrą. Niedopracowane pomysł to ostatnia rzecz jakiej nam potrzeba. - zawtórował jej Gorem.
Znaleźli się na piętrze na którym pokoje miały wszystkie Młode Wojowniczki.
Podeszli do drzwi pokoju Brettley.
Makimoto zapukała w nie. Odpowiedziała jej cisza.
-Elz? Już wróciłaś? - szept Julie rozproszył ciszę panującą w sypialni Wojowniczki.
Srebrnowłosa powoli otworzyła szerzej drzwi i weszła do pokoju.
Białowłosa leżała w swoim łóżku otulona kołdrą.
-Wygląda na to że Mistrzyni wróciła. - szepną Baron wchodząc do pokoju za Mistrzynią Subterry.
-Więc i Dan także już jest. - zauważyła Runo.
-Chodźmy, nie budźmy jej. - zaproponował Nemus.
I jak powiedział bakugan tak też zrobili.
-A może nie ma po co iść do Daniela? - zastanowiła się Julie. - Nie to że się o niego nie martwię czy coś, ale skoro Elz wróciła to on pewnie też...
-Ja wolę się jednak upewnić. - Runo szybko ruszyła przodem. Musiała...po prostu musiała zobaczyć czy i Dan jest u siebie. Starając się nie dać po sobie poznać że przejęła się nieobecnością swojego chłopaka, zwolniła nieco. Było to jednak daremne, bo Julie i tak wiedziała co takiego siedzi w sercu Misaki. Kiedy znaleźli się tam gdzie ulokowana była męska część zespołu nie czekali ani chwili dłużej. Kilkoma krokami pokonali odległość dzielącą ich od sypialni Wojownika Pyrusa.
-Puk, puk...Dan? - i tym razem to Julie otworzyła drzwi.
Kuso leżał w łóżku i spał spokojnie.
-I co? Jest? - spytał Baron próbując zajrzeć do środka.
-Jest. - na twarzy Makimoto pojawił się pełen zadowolenia uśmiech.
Zamknąwszy za sobą drzwi, dziewczyna odwróciła się do Misaki i Leltoy'a.
-Możemy być o nich spokojni. - oznajmiła i klasnęła w dłonie.
-Ciiiiiiiiiiiii.- zarówno Runo jak i Baron przyłożyła palec do ust.
-Trochę ciszej Julie. - odezwała się Misaki.
Ich przyjaciółka zapomniała że należy być cicho. Nie chcieli przecież obudzić szatyna.
-Ups. - tylko to wymsknęło się z jej ust. - To jak? Wracamy? Trzeba pomóc pozostałym.
Błekitnowłosa i chłopiec zgodnie skinęli głowami na "tak".
Wrócili do salonu.

***

Dan otworzył oczy dokładnie w chwili w której drzwi do jego pokoju zamknęły się. Powoli podniósł się do siadu i nasłuchiwał. Zacisnął dłoń na kołdrze gotów w każdej chwili wrócić do poprzedniej pozycji. Nie mógł przecież pozwolić żeby Julie zastała go przytomnego gdyby znów zechciała go "odwiedzić". Wiedział też że równie dobrze mógł wejść tu Baron. Z tego co słyszał był z Julie na korytarzu. I chyba był tam ktoś jeszcze. Wydawało mu się że słyszy jeszcze jeden głos. Jednak nie był do końca pewny. Przez zamknięte drzwi niewiele mógł usłyszeć, ale wydawało mu się że to Runo.
Opadł z powrotem na poduszki. Przetarł twarz rękami i spojrzał na telefon podłączony do ładowarki.
"Ciekawe czy byli też u Elz."
Nie czekał na niczyją odpowiedź, bo niby kto miałby mu jej udzielić? Okno? Szafa? Kurtka?
Przykrył się dokładniej kołdrą chcąc wykorzystać czas który mu pozostał na drzemkę. 

Kolejny rozdział skończony.
Już niedługo ukaże się 80, chociaż to nie jest
jakieś wielkie zaskoczenie bo skoro na 79 rozdziale
historia się nie skończyła to logiczne że będzie trwać
dalej i kolejne rozdziały będą się pojawiać.
Rozdział wyszedł tak jak chciałam.
Jest nieco dłuższy niż poprzedni i chyba więcej
się w nim dzieje, ale mogę się mylić :P
Wybaczcie mój mało radosny ton, ale jakoś
wszystkie iskierki starałam się przelać na post z
życzeniami ^^".
Nie za fajne w tym roku będę miała święta,
a fakt że nadal nie wiem co wychodzi mi z matmy
wcale nie polepsza mi humoru.
~Matma zmorą humanistów.~ 
Chociaż może to nawet lepiej że nie wiem...
Życzenia złożyłam wam już w poście wyżej,
więc jedyne co mi pozostaje to ponownie
życzyć wam Wesołych Świąt Bożego Narodzenia! :)
Pozdrawiamy :) :***

piątek, 16 grudnia 2016

Rozdział 78: Spec jak żaden inny.


Mocny podmuch wiatru wywołany przez samolot przymierzający się do lądowania uderzył w Wojowników którzy właśnie wbiegli na dach. Rozwiewał ich włosy, targał ubrania i wpychał do oczu niepożądane drobinki piasku i brudu. Kiedy tylko samolot zetkną się z podłożem wiatr znikną.
Przyjaciele podbiegli do maszyny z której od razu zaczął wysiadać doktor Gehabich.
-Witamy doktorze. - Marukura obdarzył mężczyznę przyjaznym uśmiechem.
-Witam Wojownicy. - odpowiedział Michael.
-Jak ci miną lot dziadku? - spytała Alice.
-Dobrze, nawet bardzo dobrze. Przyznać ci muszę Marucho że nawet Rosjan nie stać na linie tak wysokiej klasy, a ja mam je za darmo. - zaśmiał się dziadek rudowłosej.
-Pana pokój został już przygotowany. - oznajmił Kato, trzymając dwie walizki którego Rosjanin pozwolił sobie przywieść. - Zaniosę pańskie bagaże do niego.
-Dziękuję. - rzekł doktor i zwrócił się do blondyna. - Od czego wiec zaczniemy?
-Od kolacji. - odpowiedziała Julie za blondyna. - Na pewno jest pan głodny po podróży.
Nie czekając ani chwili dłużej, weszli do budynku. Profesor najpierw został zaprowadzony do jadalni. Gdy tylko drzwi otworzyły się oczom wszystkich ukazał się długi stół zastawiony najprzeróżniejszymi daniami.
-Wraz z panną Julie, Alice i Runo przygotowałem szeroką listę potraw na której nie zabrakło także rosyjskich akcentów. - rzekł Kato przepuszczając w przejściu gościa i Wojowników.
-To bardzo miło z waszej strony. Dzięki temu będę mógł poczuć się jak w domu. - uśmiech mężczyzny mówił jasno że sprawili mu tą drobnostką wiele radości.
-Dziewczyny wraz z Kato przygotowały pana ulubiony Boeuf Stroganow, a także wiele innych potraw z Rosji. - powiedział Marucho.
Zasiedli do stołu.
-Życzę państwu smacznego. - Kato skłonił się po czym oddalił się.
-Dziękujemy Kato. - odpowiedziała mu Julie.
-Smacznego wszystkim. - Alice omiotła wszystkich ciepłym spojrzeniem.
-Smacznego. - odpowiedziała jej Runo i zatopiła łyżkę w purée z ziemniaków.
-Jak bardzo zniszczony jest JetKor? - zagadną Michael.
-Nooooooo... - chłopiec zamyślił się. - ...bardzo. Zacząłem wszystko przygotowywać pod jego naprawę. Z tego co wiem kiedyś Keith przygotował parę rzeczy do naprawy Zestawu Bojowego Drago, ale po wydarzeniach w mieście Delta wszystko stanęło.
-To znaczy? - dopytał mężczyzna. Nie wiedział przecież wszystkiego ze szczegółami. Znał jedynie zarys całej sytuacji.
-Tak jak już wcześniej panu wspomniałem w mieście Delta doszło do wypadku w którym dwójka naszych przyjaciół została ranna. Byli nimi Ace Grit i siostra Keith'a - Mira Fermin. I od czasu tego wypadku Spectra nie odstępuje siostry. Ciągle trwa przy niej i nic nie wskazuje na to, żeby miał się stamtąd ruszyć. 
-A czy mógłbym z nim porozmawiać? Może uda mi się go jakoś namówić do pomocy. Jakby nie patrzeć bez niego naprawa JetKor'a trochę nam zajmie.
-Oczywiście, ale nie sądzę, aby... - Marucho urwał w trakcie własnej wypowiedzi. Z góry obstawiał że Keith się nie zgodzi, ale w sumie to nie ma pewności co do tego. Nikt z nich nie próbował rozmawiać o tej sprawie ze Spectrą. Widzieli jak ta "przygoda" Miry na niego wpłynęła. Nie byli pewni czy wypada tak od razu zacząć go przekonywać do czegokolwiek, więc nawet o tym nie dyskutowali. Chcieli mu dać czas na uspokojenie się i przemyślenie kilku spraw, mając jednocześnie nadzieję że Vestalianin wcześniej czy później sam wyjdzie z inicjatywą jak najszybszej naprawy Zestawu Drago. Tak się jednak nie stało. Oliwę do ognia niepewności "dolewał" także fakt że jeszcze przed wydarzeniami z miasta Delta Spectra i Mira nie rozmawiali ze sobą. Wszystko wskazywało na to że są skłóceni, więc i tym razem nikt z Wojowników o nic nie pytał. I to był błąd. Może jakby wcześniej zaczęli zadawać pytania o to co między nimi zaszło, to uniknęliby wszelkich nieprzyjemności.
"Ale jeśli oni nie rozmawiali ze sobą jeszcze przed tą akcją w Delcie to oznacza...ba, to jest z góry wiadome że musieli się pokłócić dużo, dużo wcześniej. Pytanie tylko kiedy dokładnie to było." - pytanie to niespodziewanie pojawiło się w głowie młodego naukowca. Wraz z nim pojawiła się także pewna przerażająca, a zarazem smutna rzecz: oni dopiero teraz sobie to wszystko uświadomili. Mogli wcześniej zająć się sprawą rodzeństwa (którą niestety woleli przemilczeć). Nie zrobili tego.
"Co z tego że byłoby to nie kulturalne? Nasza interwencja może zapobiegłaby niektórym wydarzeniom, albo chociaż pomogłaby nam w chwili obecnej." - znów pomyślał okularnik. Całkowicie skupili się na sprawie z Vexos'ami i ledwo zauważali co się wokół nich dzieje. Marukura zaczął się obawiać że ich brak zainteresowania sprawą rodzeństwa wcale nie wynikał z tego że nie chcieli wścibiać nos w nie swoje sprawy, ale dlatego z tego że nie chcieli dokładać sobie problemów, że woleli siedzieć cicho jednocześnie myśląc że problem Keith'a i Miry sam się rozwiąże. Poniekąd mieli rację...A kto wie czy Mira i Spectra nie zbyliby ich gdyby ci spytali o co im poszło. W końcu nikt nie lubi jak ktoś wpieprza mu się z butami do życia. Gracz Aquos'a westchną ciężko spoglądając na swój talerz z zupą.
-Coś się stało Marucho? - zapytała go Elfin.
-Nie, nie. - chłopiec uśmiechną się nerwowo gestykulując przy tym żywo dłońmi w geście zaprzeczenia.
-Na pewno? - Preyas również zadał pytanie swojemu partnerowi. 
-Na pewno. - odpowiedział szybko Marucho. - Wracając. Może pan doktorze spróbować porozmawiać z Keith'em, ale wątpię że ten zechce zamienić z panem chociażby słowo.
-Mimo wszystko warto spróbować. - półuśmiech pojawił się na chwilę na ustach moskiewskiego naukowca.
-Mogę pójść po niego. - zaoferowała Julie i ugryzła kawałek blina.
-Naprawdę? - zapytał Marucho, na co srebrnowłosa skinęła głową twierdząco.
-Zaraz wrócę. - powiedziała odchodząc od stołu i zabierając ze sobą Gorem'a.
Pobiegła do pokoju z rannymi.
Spectra zajmował swoje stałe miejsce i szeptał coś do Helios'a.
-Ym...Spectra?
Chłopak podniósł na nią wzrok.
-Przybył do nas doktor Michael, dziadek Alice. Do naprawy JetKor'a. Chciałby z tobą porozmawiać? Zejdziesz do na...
-Nie. - przerwał jej Spectra.
-Aaa może jednak?
-Nie. - uciął.
Zrezygnowana Julie wróciła do jadalni.
-I jak? - spytała Runo.
-Nie przyjdzie?
-Dlaczego? - spytał Shun upijając łyk herbaty.
-Nie wiem. Powiedział "nie" i koniec. Uciął temat.
-A może Gus by go przekonał? - podsunął Baron.
-Wątpię. - skwitował Gorem.
Pozostała część kolacji minęła na rozmowach dotyczących Zestawu Bojowego, Drago i Centuriona oraz Vexosów.
-A gdzie właściwie podziali się Dan i Elz? -spytał doktor Michael.
-Wyszli gdzieś po tym jak my... - przerwała Runo. - ...odrzuciliśmy pomysł Dana który dotyczył ratunku ich bakuganów.
-A mogę spytać, dlaczego nie zaakceptowaliście jego pomysłu?
-Bo był zbyt niebezpieczny. - powiedziała Tigrerra.
-Oni chcieli polecieć do Vexosów i wykraść Drago i Centuriona. Od tak. - rzuciła Runo, nieco żywiej.
-A czy pomysł Dana to jedyny plan ratunku jaki macie?
Runo, Julie i Marucho popatrzyli po sobie.
-No tak. - odpowiedzieli razem.
-Może wiec warto wcielić w życie ten plan?
-Nie. On jest zbyt szalony, a my go i tak już przerabialiśmy. Wymyśliłam coś podobnego co oni. - powiedziała Misaki. - Nikt się nie zgodził na jego realizację.
-Mogę sobie jedynie wyobrazić jak ciężko wam jest w tej chwili. Jednak nic lepszego chyba nie macie. Każda opcja jest dobra, nawet jeśli wydaje się niemożliwa do zrealizowania.
Młodzi gracze zastanowili się nad słowami dziadka Alice.
-Masz rację dziadku. - Alice zwróciła się do swojego opiekuna i spojrzała na przyjaciół.
-Fakt. - przyznała Runo.
-To jak? Kto jest za tym żeby zaakceptować pomysł Daniela? - zapytała Julie podnosząc do góry rękę.
Jej przyjaciele jeden po drugim zaczęli unosić swoje ręce.
-Więc postanowione. - Makimoto radośnie klasnęła w dłonie. - Jak tylko wrócą to powiemy im o naszej decyzji.
-Może nie dziś Julie. Przecież nie wiemy o której wrócą. - zauważył jej strażniczy bakugan.
-No to może jutro? - zaproponował Hydranoid.
-Zgoda. - uśmiechną się Marucho.
Po skończonym posiłku doktor Michael został zaprowadzony do swojej sypialni. Jednak wyszedł z niej szybko chcąc jak najszybciej rozpocząć pracę ku radości Wojowników że w końcu coś ruszy.




Zacznę może od wyjaśnienia
dwóch rzeczy (ech ten poważny ton^^).
Zapewne zauważyliście wczoraj i przed wczoraj
że ni z tego ni z owego wcięło gdzieś
rozdział 77. Otóż rozdział ten został przeze mnie
przez przypadek usunięty. Czasami zdarza się tak
że blogger sam robi mi kopię rozdziałów.
I tak się też złożyło że zrobił mi kopię rozdziału 77.
 

I dwa dni temu przeglądając sobie te
moje rozdziały zobaczyłam że mam dwa posty
zatytułowane "Rozdział 77: "A" jak "alarm"."
Jeden z nich to był ten opublikowany rozdział,
a drugi to była jego kopia. Usunęłam więc rozdział
myśląc że to kopia. I dopiero gdzieś tak w nocy
kiedy znowu przeglądałam mojego bloga,
zorientowałam się co zrobiłam.
Aż mi oddech
w gardle staną jak zorientowałam się że notka
została usunięta. Najbardziej szczerze powiedziawszy
ubolewam nie nad samą stratą notki(jakby nie patrzeć
miałam jej kopię), ale nad utratą komentarzy.
Czuję się źle z tym że je usunęłam(nawet jeśli
zrobiłam to przez przypadek), bo jestem świadoma
tego że ktoś mimo wszystko poświęcił swój czas
aby przeczytać mój rozdział i wyrazić o nim opinię
w komentarzu.

A patrząc na długości niektórych
komentarzy, domyślam się że ich autorom
nie zajęło dwóch minut napisanie ich,
ale znacznie więcej czasu musieli na nie poświęcić.
(to zdanie jest chyba mało zrozumiane ^^").
Bardzo, ale to bardzo was przepraszam za
to że tamten rozdział się usuną. :(

Druga sprawa jest taka że niestety,
ale świąteczny one-shot się nie ukaże.
Mam pomysł, ale chęci brak.
Bez bicia przyznam się że nie zaczęłam go nawet
pisać, bo myślałam że wena na niego przyjdzie
mi w tym tygodniu. Niestety siła wyższa uniemożliwiła
mi jego napisanie, ale nie tylko ona jest temu winna.
Winę za to ponosi także nawał nauki który miałam
w tym tygodniu, a szczególnie dziś. Ten dzień był najgorszy
z tego tygodnia. Musiałam się przygotować na wypracowanie
z angielskiego, na pytanie z historii, musiałam nauczyć się
łaciny na wos, a także powtórzyć co nieco na polski bo dzisiaj
pisałam wypracowanie maturalne. Także ten tego...przepraszam,
naprawdę. Wiem że może nauka to słabe wytłumaczenie, ale ja w
przyszłym tygodniu mam już wystawiane oceny proponowane
(dokładnie 21 grudnia), a 4 stycznia mam już ostateczne wystawianie
ocen śródrocznych (taaaa, podkarpacie ma najwcześniej ferie).
I standardowo pozdrawiamy^^
PS.Życzenia świąteczne złożę wam standardowo tak jak
w zeszłym roku czyli gdzieś tak w przyszłym tygodniu,
bliżej(czy może raczej jeszcze bliżej) świąt. ^^ :))


czwartek, 15 grudnia 2016

Rozdział 77: "A" jak "alarm".


-O czym? - zapytała Elizabeth. Serce zaczęło jej bić mocniej ze strachu. Obawiała się tego co może za chwile usłyszeć. O co mogło chodzić Oberon? Czy jest coś czego nie powiedział jej Centurion?
-Wiesz dobrze Elz że Centurion jest jednym z nas, prawda? - spytał ją Apollonir.
-Tak.
To że Centurion jest jednym ze Starożytnych wiedziała nie od dziś.
-Więc pewnie wiesz o tym że zginą tak jak my? - zapytała Lars Lion chociaż to nie było konieczne bo dobrze znała odpowiedź.
Brettley skinęła głową.
-W dowód wdzięczności za jego odwagę i męstwo użyliśmy energii Rdzenia Nieskończoności, aby go ożywić. Jednak Rdzeń tak jak i cała Vestroia był bardzo osłabiony i mógł to zrobić tylko raz. Dlatego Rdzeń Ciszy musiał pomóc siostrzanemu Rdzeniowi. Nieskończoność była tą która przywróciła go do życia, a Cisza tą która mu to życie podtrzymywała. - powiedziała Oberon.
"No tak. Przecież Centurion ma w sobie Rdzeń Ciszy. To co powiedziała przed chwilą Starożytna Wojowniczka Ventus'a nie jest dla mnie tajemnicą dlatego że Centurion mi o tym mówił."
-Bez tego Rdzenia, on nic nie może. - powiedział Clayf.
Elz wzdrygnęła się. Poczuła jak zimny dreszcz przechodzi jej po kręgosłupie.
-J-jak...to?
-Przecież tylko Rdzeń Ciszy utrzymuje go przy życiu. - rozwinął Clayf.
-Tego Centurion... - zaczęła Elz.
-...ci nie powiedział. - dokończył za nią Frosch. - Wiemy o tym.
-Ale...dlaczego?
-Nie chciał cię martwić Elz. - rzekł spokojnie Apollonir.
-Chcecie powiedzieć że jeśli...oni odbiorą mu go to...on...umrze? - głos jej się załamał przy ostatnim słowie. Zrobiła wdech i intensywnie zaczęła mrugać oczami. Chciała powstrzymać w ten sposób łzy. Wiedziała że nie może płakać, że musi się wziąć w garść.
-Niestety tak. - powiedziała Lars. - Drago przeżyje, ale Centurion już nie.
-Ale i Drago nie jest bezpieczny. - powiedział Frosch.
-Jak to? - tym razem zdziwił się Dan.
-Jak myślicie co się stanie kiedy Vexosi odbiorą waszym bakuganom to co jest im potrzebne? Co zrobią z Drago i Centurionem?
Dziewczyna i chłopak wymienili spojrzenia.
-Zabiją ich. - wymamrotali jednocześnie wracając wzrokiem do Starożytnych.
-No właśnie.
-Centurion nawet po stracie Ciszy będzie skazany na śmierć, a Drago podzieli jego los. No chyba że w porę ich uratujecie. - Lars wpatrywała się w graczy uważnie.
-To jest jakiś zły sen. - stwierdziła białowłosa łapiąc się za głowę. Oddychała głęboko starając się powstrzymać napływające do oczu łzy. W tej chwili czuła się jak słomiana tarcza łucznica - prawdopodobieństwo że zostanie trafiona było takie same jak prawdopodobieństwo że uniknie grotu strzały. Szanse były podzielone, a najgorsze było to że nie wiadome było kto wygra.
-To nie jest zły sen. To pieprzona, bezlitosna rzeczywistość. - Dan zacisną dłoń, i odwrócił głowę w bok.
-Pamiętajcie że każdy ma szanse wygrać w tym starciu. Los tej bitwy nie jest jeszcze przesądzony. - Apollonir próbował wzbudzić w nich nadzieję.
Legendarni patrzyli na dwójkę Młodych Wojowników. Każde z nich nie tylko unikało spojrzeń bakuganów, ale także siebie nawzajem.
Szatyn analizował całą sytuację. Czy może raczej starał się ją analizować, niestety świadomość że obok stoi Elz, a nad nim unoszą się w powietrzu Starożytni, wcale mu tego nie ułatwiała.
Wziąwszy kilka spokojnych wdechów zaczął od początku układać sobie wszystko. Jeśli spartolą misję, to zagłada czeka nie tylko ich bakugany, ale także cały wszechświat. Krew w żyłach poczęła krążyć żywiej, serce biło na alarm. Takiej okazji zmarnować nie można, bo być może jest ona ostatnią szansą na ratunek. Nie tylko ich przyjaciół, ale wszystkich istnień w kosmosie. Muszą się śpieszyć. Kuso spojrzał na Apollonira. Bakugan uważnie przyglądał się chłopakowi wyczekując cierpliwie jego słów. Dan wiedział iż nie wolno im marnotrawić czasu którego i tak za wiele nie pozostało.
-Pójdziemy tam dziś w nocy, zgoda? - rzekł w końcu spoglądając na dziewczynę. Kiedy ta skinęła głową, na znak że się zgadza, gracz podniósł oczy na Legendarnych Wojowników. - Zgoda? - zapytał ich.
-To wasza decyzja, nam ingerować w nią nie wolno. Możemy was jedynie wspierać i służyć dobrą radą. - oświadczyła Oberon.
-Jeśli jednak pewni jesteście swej decyzji, to nie pozostaje nam nic innego jak tylko życzyć wam powodzenia i zapewnić was że będziemy nad wami czuwać. - powiedział Apollonir.
-Dacie radę Wojownicy. - zwrócił się do nich starożytny bakugan Aquos'a.
-Wierzymy w was. - kontynuował Exedra.
-I mamy nadzieję że podjęliście słuszną decyzję. - odezwała się Lars.
-Powodzenia. - życzył im Clayf.
-Pamiętajcie że cokolwiek by się nie działo liczymy na was. Wasze bakugany również. A tymczasem żegnajcie Wojownicy. - po słowach Oberon wszyscy zniknęli.
-Dziś w nocy. - Kuso powtórzył własne słowa, spoglądając na słońce które powoli chowało się za budynkami miasta. - Vexosi przygotujcie się bo w starciu z naszą dwójką, nie macie żadnych szans. - powiedział patrząc z uśmiechem na Elz.
-Dokładnie. - przytaknęła mu Brettley.
Wizyta Starożytnych Wojowników sprawiła że zarówno w Dana jak i w Elz wstąpiły nowe siły.
Dostali szansę od losu której nie zamierzali zmarnować, bo kto wie czy dostaliby drugą...

***

Wojownicy jak zwykle spędzali czas w salonie. Dochodziła dwudziesta druga więc byli już dawno po kolacji. Czekali na Kato oraz na gościa wraz z którym lokaj miał powrócić do nich po małej "wycieczcie" do Rosji. Marucho siedział na sofie z laptopem na kolanach. Mimo że doktor Michael jeszcze nie przybył, Marukura nie zamierzał tracić czasu i powziął przygotowania niezbędnych informacji które przydadzą im się w pracy. Ostatnie półgodziny spędził na tłumaczeniu pokrótce rosyjskiemu naukowcowi całej sytuacji. Na całe szczęście dziadek Alice był wtedy już w samolocie więc nie zmarnowali dzięki temu cennego czasu. Chłopiec opowiedział mężczyźnie, o wydarzeniach z miasta Delta, prezentując mu przy tym to co zostało w Vestroi po zniszczeniu miasta...czyli właściwie nic. Poinformował także doktora o tym że istnieje możliwość iż przy naprawie JetKor'a uczestniczyć będzie mniej osób niż początkowo zakładał Marukura (Mira leży nieprzytomna, a ze Spectrą nic nie wiadomo). Doktor Michael stwierdził że najlepiej będzie uzgodnić wszystko dopiero jak doleci na miejsce, żeby nie robić niepotrzebnie bałaganu. I tak właśnie prawie całą drużyną siedziała w milczeniu oczekując przybycia naukowca. Runo rozejrzała się do okoła. Marucho nadal wstukiwał coś w laptop. Alice trzymała telefon w zaciśnietych dłoniach i wpatrywala się w stół pogrążona we własnych myślach. Shun stał przy scianie i opierał się o nią plecami. Miał zamknięte oczy i skrzyżowanie ręce na klatce piersiowej. Julie  zajęta swoim telefonem siedziała na kanapie obok niebieskowlosej. Baron siedział na drugiej kanapie obok Marucho i obserwował ekran jego komputera. Tak właściwie to poza nimi nie było w salonie nikogo. Elajza wraz z Gus'em zajmowała się właśnie zmienianiem opatrunków Mirze i Ace'owi. A Dan i Elz wybyli Bóg jeden wie gdzie.
- Paniczu Marucho informuję iż właśnie dolatujemy do Wardington. - twarz Kato wyświetliła się na ogromnym ekranie wbudowanym w ścianę.
Runo drgnęła. Shun otworzył oczy i zwrócił je w kierunku ekranu.
- Nareszcie! - ucieszyła się Julie i wstała.
- Chodźcie. - blonyn dołożył laptop i wstał z kanapy.
Wszyscy pobiegli na dach.


~WAŻNE~
Na początek mam kilka spraw:
Sprawa 1:
Wprowadzam małą korektę odnośnie dwóch
rzeczy, a mianowicie nazwiska Keith'a i Miry oraz
nazwy miasta w którym rozgrywa się głównie
akcja zarówno anime jak i mojego opowiadania.
Już wyjaśniam:
a) jeśli chodzi o nazwisko Keith'a i Miry.
Przez cały czas pisałam "Clay", a powinno
być "Fermin". Zauważyłam to już wieki temu,
ale dopiero teraz natchnęło mnie aby to
poprawić. Tak więc od tej pory będę pisała
takie nazwisko naszego drogiego rodzeństwa
jakie powinno być od samego początku i jakie
też było w anime czyli Fermin.
Poprawię ten błąd także w poprzednich rozdziałach
(już w sumie trochę zaczęłam).

b)jeśli chodzi o nazwę miasta.
Dotychczas pisałam "Warnington", a powinno
być "Wardington". I tak jak w poprzednim
przypadku tak i w tym poddam ten błąd
poprawie w poprzednich rozdziałach historii.
Od tej pory też będę pisała właściwą nazwę
(ten błąd także zaczęłam poprawiać).
Postaram się też nieco poprawić swoją
interpunkcję i kilka innych rzeczy,
ale to małymi kroczkami. ^^
Dan: Patrzcie co human robi z człowiekiem <.<
No widzisz Dan? xD

Sprawa 2:
Świąteczny one-shot pojawi się już niedługo (możliwe że w przyszłym tygodniu, aczkolwiek nie wiem tego na 100% bo
ten przyszły tydzień będę miała nieźle zawalony, do tego stopnia że
śmiało mogę już teraz stwierdzić że jak się porządnie nie
przygotuję to będę w ciemnej dupie).
 
Sprawa 3:
Oglądał ktoś z was może film "Nerve"? ^^
Ja byłam na nim w ten czwartek wraz z klasą
w ramach Mikołajek klasowych i muszę przyznać
że film jest naprawdę zajebisty że tak to ujmę.
Warto obejrzeć, polecam serdecznie :))
Dan: Film był ekstra. Chętnie wybrałbym się na
Underworld: Wojny krwi."
Albo na "Łotr 1. Gwiezdne wojny - historie."
Shadow: Przecież to spin-off. Ja na twoim miejscu wolałbym iść na
którąś z części Star Wars, a nie na spin-off'a.
Dan: Ja też, ale jak już nie grają to co poradzę?
To w sumie chyba tyle z informacji. :)
Dan: Powiem ci że strasznie długie wyszło ci to podsumowanie. O.O



piątek, 2 grudnia 2016

Rozdział 76: "You need to get psychiatric treatment! You're crazy to the rest!


Elajza i Alice pomagały Kato nakrywać do stołu.
-Przepraszamy Kato że zawracamy ci głowę już z samego rana. - zwróciła się Elajza do lokaja.
-Nic się nie stało panienko. Przecież to moje codzienne obowiązki.
-Ej, a gdzie właściwie jest mleko? - zapytała Elz niosąc srebrną tacę z pustymi filiżankami i szklankami. - Zauważyłam że brakuje też kilku podstawowych przypraw takich jak pieprz, sól, czy majeranek. Bez tego nie zrobi się obiadu.
-Zawsze można pójść do sklepu. - Elajza podeszła do Elz i zabrała od niej tacę. - A gdzie Gus?
-Poszedł po wodę gazowaną i soki. Jesteś pewna Elajzo że nie chcesz jeszcze jednej kawy?
-Nie. Taka ilość kofeiny jest szkodliwa. A jestem za bardzo pobudzona. Brakuje kilku sztućców...zaraz wrócę.
W drzwiach napotkała Gus'a niosącego kilka dzbanków na tacy. Przepuściła go i wyszła.
-To co dalej? - zapytał niebiesko-włosy.
-Chyba mamy wszystko jak na razie. - Alice ze skupieniem zaczęła liczyć zastawę. - Tak. Poza tymi sztućcami które przyniesie Elajza to wszystko mamy.

***

 
-A co to się stało że tak wcześnie dzisiaj śniadanie jest zrobione? - zapytała Julie siadając na krześle obok Alice.
-A nudziło nam się. - Elajza machnęła ręką. Uśmiechnęła się widząc że Elz normalnie je i rozmawia.
-Właśnie widzę. I widzę też że wróciła nasza dawna Elz. - tu zwróciła się do białowłosej.
-Chyba tak. - Brettley uśmiechnęła się do Makimoto.
Już przy robieniu śniadania Elizabeth zauważyła że wrócił jej humor. Cieszyła się. Plan wymyślony przez Dana może i był szalony, ale dawał jej nadzieję na odzyskanie Centuriona.
-Elajzo już wysłałem twoje zamówienie. - oznajmił Marucho Wojowniczce. - Przyjdzie jutro z samego rana.
-Dziękuję Marucho.
-Jakie zamówienie? - spytała Julie smarując tost dżemem.
-Na maść która ma pomóc Ace'owi i Mirze.
-A co się stało? Czyżby ich stan się pogorszył?
-Nie, nie. Po prostu zmieniam środki lecznicze.
-I dobrze. Ace pewnie by się wściekł gdyby usłyszał że jakieś małe zadrapania i otarcia uniemożliwią mu uczestniczenie w bitwach bakuganów. - zaśmiała się Runo.
Julie dołączyła do niej.
-Wściekł to mało powiedziane! On by się ostro wkurzył! - zawtórowała niebieskowłosej Makimoto.
-A gdzie jest Mistrz Dan?
-Pewnie jeszcze śpi. Wiesz dobrze, jaki on jest Baron. - zaśmiała się.
Dziwne pikanie zmąciło ten typowy śniadaniowy gwar.
-Czyj to telefon? - zapytała Runo spoglądając na ekran swojego telefonu. - Bo mój na pewno nie.
-Julie, Marucho, Elz i Alice zaczęli sprawdzać swoje komórki.
-To mój. Dziadek dzwoni. - odpowiedziała Alice. - Tak dziadku?
Wszyscy zachowywali się cicho nie chcąc, przerywać rudowłosej rozmowy.
-Och, to wspaniale! - ucieszyła się Alice. - Dobrze, dobrze.
Gehabich rozłączyła się.
-Słuchajcie dziadek skończył już swój projekt. Powiedział że jeśli to nie problem to chciałby już dziś wieczorem przylecieć tutaj z Rosji aby zająć się JetKor'em. - mówiąc to dziewczyna spojrzała na Marucho.
-Oczywiście że to nie problem. Przyda się dodatkowa pomoc. Poproszę Kato żeby przygotował dla niego pokój. Z pewnością będzie zmęczony po długim locie. Zaraz też wyślę po niego samolot.
-Cześć wszystkim. - Dan wszedł do jadalni.
-Hej. - odpowiedziała mu reszta.
Szatyn usiadł przy stole. I nałożył sobie trzy tosty na talerz.
-Jak się spało? - spytała Julie upijając łyk soku pomarańczowego.
-Tak średnio, bo praktycznie całą noc gadałem z Elz.
-To dlat...-Runo urwała w połowie słowa i zajęła się jajecznicą.
-Co Runo? - zadała pytanie srebrnowłosa Wojowniczka Subterry.
-Już nic. - odparła szybko i wbiła wzrok w swój talerz. Dziewczyna chciała powiedzieć: "To dlatego nie było cię w pokoju.", ale darowała sobie. Gdyby to powiedziała to wydałoby się że była wtedy w pokoju, co z pewnością stałoby się powodem do dość wybrednych żartów ze strony reszty.
-Trzeba będzie poinformować Spectrę o wizycie doktora Michaela. - zwróciła się Elz do Gus'a. - W końcu Marucho i dziadek Alice nic nie zrobią bez jego pomocy.
-Doktor Michael do nas przyleci? Kiedy? - zapytał Dan.
-Dzisiaj. Pomoże przy naprawie Zestawu Bojowego Drago. - wyjaśniła Alice.
Kuso przez moment starał się zapanować nad smutkiem. Chciał zataić to co w tym momencie czuł.
Julie chcąc wybawić przyjaciela z opresji powiedziała:
-Elz dobrze wiesz że puki Mira się nie obudzi to Keith nic nie zrobi.
-Wiem, tylko pomyślałam sobie że... - i zamilkła. No bo mogła wtedy pomyśleć? Sama do końca nie wiedziała. Odezwała się tylko po to żeby między nimi nie zapanowała cisza. Chciała po prostu aby ktoś coś mówił, aby rozmowa nadal trwała. Bała się że jak zapadnie cisza, to wrócą do niej wspomnienia z miasta Alfa. Widok Centuriona i Drago lecących prosto w ręce Vexosów. I te uśmieszki które wykrzywiły usta Mylene i Hydron'a nim zniknęli.
Runo, Julie i Baron spojrzeli na Kuso. Potem na Brettley. Oboje wyglądali na pochłoniętych w swoich myślach. Jednak nie tylko oni. Elajza też wyglądała na zamyśloną. To co poprzedniego
wieczoru powiedział Keith nie dawało jej spokoju. Imię tej dziewczyny które wypowiedział, a która z pewnością nie była mu obojętna...W końcu gdyby było inaczej to nie śnił by o niej...prawda?
Dan podniósł wzrok znad talerza i powiedział:
-A tak w ogóle to skąd doktor Michael będzie wiedział jak naprawić Zestaw Bojowy... - imię jego bakugana utknęło mu w gardle. Przełknął szybko ślinę i dokończył: - Drago?
-No wiesz... - zastanowił się Marucho.
-Dan, nikt nie powiedział że doktor Michael odwali całą robotę ze Spectre i Marucho. On będzie taką dodatkową pomocą. - ruszyła na pomoc Elajza.
Marucho skinął głową na potwierdzenie słów dziewczyny.
-Aha. - tylko to wydobyło się z gardła Kuso. Wbił wzrok w Elz, i wykonał szybki ruch brwiami.
-Ym...wiecie bo my z Danem chcielibyśmy wam coś powiedzieć. - zaczęła białowłosa.
-Długo rozmawialiśmy w nocy i wymyśliliśmy pewien plan. - kontynuował Dan spoglądając na Brettley.
-Jaki plan? - spytał jak dotąd milczący Gus.
-Wymyśliliśmy że...-Elz spojrzała na Dana.
-...włamiemy się do pałacu Vexosów i wykradniemy stamtąd nasze bakugany.
W tym momencie Elajza zakrztusiła się pitą przez siebie herbatą.
-Co proszę?! - zawołała Runo.
-Wam trzeba załatwić leczenie psychiatryczne! Zwariowaliście do reszty! - zawołał Legorid.
-W tym momencie muszę się zgodzić z Legroid'em. - Elajza odchrząknęła. - To po prostu niedorzeczny pomysł.
-Łatwo ci mówić Elajzo, bo to nie twój bakugan jest zagrożony. - powiedział Dan.
-Owszem, nie jest, ale...
-Co "ale"?
-...sądzę że lepiej będzie jeśli...
-Pozwolimy zginąć naszym bakuganom? - wymamrotała Elz. Była nieco zła że pomysł Dana nie spotkał się z aprobatą pozostałych. Spodziewała się innej reakcji.
-Nie, nic z tych rzeczy. Ja po prostu próbuję powiedzieć że...
-...że najlepiej poczekać na cud? - zakpił Dan.
-DACIE MI DOKOŃCZYĆ CZY NIE?! - zwołała Elajza. Widząc wpatrzone w siebie spojrzenia wszystkich dodała cicho : - Przepraszam.
Elizabeth i Dan posłusznie zamilkli.
-A więc od początku. Chodziło mi o to że najrozsądniej by było gdybyśmy WSZYSCY RAZEM coś wykombinowali. Każdemu by to wyszło na dobre.
Dan i Elz popatrzyli na siebie.
-Tylko że...ten plan Dana wcale nie jest taki zły. Może jest nieco szalony, ale na pewno nie jest zły. Przyznaję że na początku sama nie byłam przekonana co do niego, ale w końcu zrozumiałam że przy pomocy odpowiednich środków ostrożności ten pomysł może się udać.
Tym razem to pozostali Wojownicy wymienili spojrzenia.
-Nie. To zbyt niebezpieczne. Jeszcze się wam coś stanie i...do nas nie wrócicie. A i możecie tym samym pogorszyć sytuację Drago i Centuriona. Poza tym my już ten pomysł przerobiliśmy w teorii. - zaprotestowała Julie jednocześnie spoglądając na Runo.
-Zgadzam się. - przytaknęła Runo.
-Ale...-wydusili Kuso i Brettley jednocześnie.
-Żadnych "ale". Nie wdrażamy w życie tego planu i koniec. - mina Elajzy jasno mówiła że dziewczyna nie żartuje.
-Czemu nie chcecie...-zaczęła lekko załamanym  głosem Elz.
-Chcemy pomóc, ale nie w tak lekkomyślny sposób. Bakugan już dawno przestało być tylko grą...myślałam że to zrozumieliście.
-Bo zrozumieliśmy. - Dan położył nacisk na wymawiane słowa.
-Wszyscy zgodnie zadecydowali że planu tego realizować nie będziemy. - powiedziała Tigrerra. - Przykro nam, ale musicie się dostosować.
-Nie zapominajmy że chodzi tutaj o coś więcej niż tylko życie Centuriona i Drago. - dopowiedział Gorem.
Elz wstała od stołu i wyszła bez słowa. Chwilę potem Dan zrobił to samo.


***
 
 
"Mój dobry nastrój w jednej chwili gdzieś znikł. Tak po prostu." - ta myśl przeleciała Elz przez głowę, kiedy siedziała przy fontannie w parku. Podciągnęła nogi pod brodę i wpatrywała się w wodę.
-Nie sądziłem że zareagują w ten sposób. - rzekł Dan przysiadając się do Elz.
-Ja też.
-Myślałem że uznają ten pomysł za dobry. Jaki ja byłem głupi.
-Czuję się jak jedna wielka ofiara losu. Nie wymyśliłam żadnego planu żeby pomóc Centurionowi, chociaż postanowiłam sobie że coś wymyślę. Użalałam się nad sobą, zamiast wziąć się do działania. I na dodatek...
-Hej, w końcu uczymy się na błędach nie? - szturchną ją delikatnie w ramię i uśmiechną się.
-Masz rację.
-Nie ty jedna myślisz w ten sposób. Ja też mogłem zdobyć się na coś lepszego. Mogłem wymyślić dobry plan, a nie wyjechać od razu z pomysłem który prawdę mówiąc wpadł mi do głowy od tak. Wiesz czasami tęsknię za tymi czasami kiedy nikt nie zdawał sobie sprawy z tego czym tak naprawdę jest Bakugan. - wyznał.
-Ja też czasami tak mam. Ten widok spadających kart na ziemię... - Elz uśmiechnęła się delikatnie. - Kiedy tak wolno wirowały i niespiesznie opadały na chodniki, trawę, dachy.
-Co nie? To była najlepsza wiosenna noc jak do tej pory. Czekaj ty byłaś w tedy...na wzgórzu? Dobrze pamiętam?
-Tak. A ty w mieście?
-Tak. Twoim pierwszym bakuganem był...Rycerz?
-Nie. Rycerz był pierwszym bakuganem Elajzy. Moim był Żółwoid. Masz sklerozę Dan. A twoim Warius?
-I kto tu ma sklerozę? Falconeer, a nie Warius.
-A no tak. Te czasy naprawdę były super. Jest co wspominać.
-No przecież. Na przykład pamiętasz jak Wojownicy dopiero powstawali?
-Tak. Pamiętam, że ciebie poznałam jako pierwszego, udzieliłeś mi chyba odpowiedzi gdzie mogę dowiedzieć się czym jest Bakugan. Zaprosiłeś mnie na czat Joe'go. Potem zapoznałeś mnie z Shun'em, potem poznałam Runo, a później resztę.
-Nie wiem co im nie odpowiada. Powinni się chyba cieszyć że coś wymyśliłem. - gracz domeny ognia zmienił nagle temat.
-Wszyscy chodzimy spięci. Może jak trochę ochłoną to dotrze do nich że to jedyny pomysł jaki mamy.
-Może. No i o co im chodziło z tym: " Poza tym my już ten pomysł przerobiliśmy w teorii." - zastanowił się Dan.
-Nie mam pojęcia, może jak wrócimy to nam to wyjaśnią.
Rozmawiali tak jeszcze około pięciu minut, śmiejąc się przy tym i z nostalgią wspominając dawne czasy. Kiedy jednak nad fontanną pojawiła się kolorowa mgiełka, gracze przerwali rozmowę. Wpatrywali się w nią lekko zdziwieni choć dobrze wiedzieli co ona oznacza.
-Apollonir! - zawołał Dan wpatrując się w Legendarnego bakugana.
Wraz z Starożytnym pojawili się i inni.
"O nie." - pomyślała Elz.
A...po co Apollonir, Lars Lion, Oberon, Clayf, Frosch i Exedra mieliby nas odwiedzać?
A chociażby po to żeby poinformować nas o ich śmierci.

-Co wy tutaj robicie? - zapytała białowłosa wstając z fontanny. Starała się nie pokazywać tego że jest lekko poddenerwowana. Nie spuszczała wzroku ze Starożytnych Wojowników Vestroi.
-Wiemy że macie plan Wojownicy. - powiedział Clayf.
-I wiemy też że nie spotkał się on z pozytywną reakcją waszych przyjaciół. - ciągnęła Oberon.
-Dlatego przybyliśmy tu, aby dodać wam otuchy i wspierać was w boju o waszych kompanów. - kontynuowała Lars.
-Naszym zdaniem powinniście zaryzykować i wcielić w życie ten plan. - oznajmił Frosch.
-Zaczęliście wątpić, chociaż dobrze wiecie że nie powinniście. - zwrócił się do nich Exedra.
-Nie możecie się teraz poddawać. Stawka jest zbyt wysoka. - powiedział Apollonir.
-Dobrze o tym wiemy Apollonirze. - odparł Dan.
-Musicie się śpieszyć. Im nie zostało już dużo czasu. Drago i Centurion słabną z każdą chwilą. - poinformowała ich Oberon.
-Czyli...oni jeszcze żyją? - spytała Elizabeth.
-Jeszcze tak. - odpowiedziała jej Lars.
-A dlaczego mieliby nie żyć? - zapytał Clayf.
Dziewczyna spuściła głowę zawstydzona.
-Bo...Legroid powiedział...że jeśli się zjawicie to będzie to oznaczało że oni...nie...- słowa ugrzęzły jej w gardle.
-Nie martw się Elizabeth. - zwrócił się do niej Apollonir. - Oni żyją.
-A skąd wy to właściwie wiecie? - zapytał Dan.
-Wyczuwamy zaburzenia w mocy Ciszy i Nieskończoności które oni noszą w sobie. - wyjaśniła Oberon.
-Czas działa niestety na waszą niekorzyść - zaczął Frosch. - Dlatego czym prędzej musicie zrealizować plan odbicia ich.
-Szczególnie jeśli chodzi o Centurion'a. - dodała Oberon.
-Co? Dlaczego? - Elz nie ukrywała zdziwienia i strachu.
Starożytni pojrzeli po sobie. Domyślali się pewnych rzeczy. Rzeczy o których Centurion nie powiedział Elz.
-Nie wiesz? - zapytał Clayf.


~Wspomóż nas w naszej udręce.
Ześlij zbawienie na zabrudzone
szkarłatem ziemie.
My się tobie powierzamy, twojej
mocy dziś błagamy.
O Rdzeniu perfekcyjny,
taki czysty i niewinny.
My tu z sił już opadamy,
walczyć już nie damy rady,
ale mimo to się nie poddamy.
Ty dobrze wiesz że my dla Vestroi
wszystko zrobimy.
Ją ochronimy i Kryształowe Milenium
od zguby ocalimy.~



Mam zamiar powoli wrócić
 do dawnego tempa pisania i
starać się nie pisać rozdziałów na zapas^^"
Shadow: Ooooo zjawili się Starożytni.
Będzie wp...
Dan: Chcesz coś powiedzieć Shadow?
Shadow:...Nie, pewnie że nie.
Dan: Tak też myślałem.
No i dobra xD
Legendarne bakugany nie na długo. xp
Shadow: A szkoda. Mogliby dłużej z nimi pogadać.
Dan: Nie wkurzaj mnie Shadow.
Shadow: Tak, tak wiem.
Pierrette: Apollonir wraz z resztą tak was...
Harley:...zmotywują że od razu polecicie do Vexosów.
Shadow: Nie liczyłbym na to.
Dan: Ja też.
Harley:...
Pierrette:...
Dan: Dobra nieważne. xD Życzymy wam miłej
i ciepłej nocy. ;))
Dobranoc :***


Rozdział 75: "Zguba"


Laptop podładowany był jedynie w pięćdziesięciu procentach. Elajza westchnęła. Usiadła na łóżku i zaczęła wycierać ręcznikiem mokre włosy. Wykonała już typowe wieczorne czynności i wypadało położyć się już spać. Jednak ona wolała poczekać aż laptop wreszcie będzie miał zapełnioną całą baterię.
-Wieki minął zanim ten laptop się naładuje. - rzucił jak zwykle podirytowany Legroid.
-Nie przesadzaj. - odparła znudzonym głosem Elajza wciąż wycierając włosy.
-Nie możesz poprosić Marucho o inny laptop?
-Ten jest dobry, nawet bardzo dobry. Poza tym po co? To tylko laptop. Chociaż wolałabym żeby już się naładował.
-Nie możesz użyć magii?
-Nie. Nie mogę się ciągle wyręczać czarami.
-Przecież jesteś czarownicą...
-Taką pełną to nie. Ja się puki co na nią szkolę...Może pożyczę laptop od Elz?
Szybko wstała, rzuciła ręcznik na łóżko i w samej piżamie poszła do pokoju dziewczyny.
Zapukała do drzwi. Nikt jej nie odpowiedział. Zdziwiło to czarownicę.
-Nie ma...jej. - powiedział Legroid. - Nie wierzę że opuściła swoją ciemnicę.
-Ja też. - odparła wchodząc do środka.
Elz rzadko kiedy zaświeca światło w pokoju, toteż widok zgaszonego żyrandolu nie zdziwił Elajzy.
-O proszę. Żarówki jak nowe. - parskną kpiąco Legroid kiedy Elajza zapalił światło.
-Powiedział bakugan domeny Darkus'a. Przecież dobrze wiesz Legroidzie że Elz woli przebywać w ciemności. I jak zdążyłam się zorientować, w niej czuje się lepiej.
-To tłumaczy dlaczego walczy domeną Darkus'a.
-Ona zapala światło tylko wtedy kiedy musi. No dobrze. Gdzie ona trzyma laptop...
-Pod łóżkiem.
-Legroidzie to nie pora na żarty.
-Mówię poważnie. Ona go trzyma pod łóżkiem. Poza tym...ja nigdy nie żartuję. - powiedział niewzruszonym tonem.
Dziewczyna popatrzyła na niego bez przekonania, ale zajrzała pod mebel. Pod łóżkiem znajdowała się jednak tylko czarna walizeczka. Karo wyjęła ją i położyła na łóżku. Otworzyła ją.
-Miałeś rację Legroidzie. - przyznała Elajza na widok czarnego, smukłego urządzenia firmy Apple. - Trzeba by ją jakoś poinformować że wzięłam laptopa.
Otworzyła jedną z szuflad. znajdował się w niej jakiś zeszyt i kilka ołówków.
Wiedźma wyrwała z niego kartkę i napisała na niej krótką wiadomość: WZIĘŁAM LAPTOP, ODDAM POTEM. ELAJZA. Położyła ją na łóżku i zabrała sprzęt.
Wróciwszy do swojego pokoju usiadła na łóżku i włączyła urządzenie.
Weszła w folder z muzyką. Znajdowały się w nim dwa inne foldery. Jeden oznaczony jej własnym imieniem, a drugi imieniem Elz. Weszła w folder "Elajza". Swoją ulubioną playlistę trzymała nie tylko na laptopie u Elizabeth, ale nawet i u Marucho.
-To bierzemy się do pracy.
Kiedy w pokoju rozbrzmiał utwór Simon'a Curtis'a Super Psycho Love, dziewczyna zabrała się za dalsze poszukiwania. Niby takie szukanie leku to nic wielkiego, ale zawsze to jakaś pomoc.


***
 (Elz)
Dochodziła godzina 4:49 kiedy właśnie wracałam do swojego pokoju. Muszę przyznać że dość długo siedzieliśmy z Danem w ogrodzie. I szczerze powiedziawszy to pewnie siedzielibyśmy tam jeszcze dłużej gdyby nie kilka rzeczy:
1. Runo śpiąca w pokoju Dana,
2. Brak piosenek do słuchania(gdzieś tak o 4:20 skończyła się ostatnia piosenka z playlisty Dana),
3. Powoli budzący się dzień,
4. Puste kubki.
Muszę przyznać że nieco się zawiodłam kiedy niebo powoli zaczęło jaśnieć. W nocy o wiele lepiej mi się słucha piosenek, a już tym bardziej kiedy jestem na zewnątrz i jest taka ładna noc.
Weszłam do pokoju. Odsłoniłam zasłony. Co prawda aż tak jasno nie było, ale zawsze mimo wszystko takie odsłonięte zasłony robią różnicę. Zamarłam zobaczywszy na moim łóżku otwartą czarną walizkę. Ktoś zakosił mojego laptopa.
-O nie.
Ładowarki też nie było.
Wystraszona zajrzałam pod łóżko. Nic. Potem przeszukałam szafkę nocną, komodę, nawet szafę, przewróciłam cały pokój do góry nogami, i nigdzie nie było laptopa. Wybiegłam z pokoju i zaczęłam biec do salonu. Kiedy i tam nic nie znalazłam, pobiegłam do jadalni. Potem do kuchni, a nawet łazienki. Niestety dom Marucho jest dość pokaźnych rozmiarów i znalezienie mojego sprzętu wręcz graniczy z cudem. Chodząc po korytarzu zaglądałam do każdego mebla który się na nim znajdował. Przeszukałam kilka pięter, ale nadal nic.  Zrozpaczona  pobiegłam na parter. Boże, przecież ja na tym pececie trzymałam wszystkie moje dane! Nawet niektóre kopie danych z komputera Marucho które Marukura trzymał na moim dysku twardym. O matko! A co jeśli to Vexosi ukradli mój komputer?!
Dobra, teraz przesadziłam. No w końcu do czego potrzebny byłby Vexosom mój laptop? Jeszcze jakby to był sprzęt Marucho to jeszcze, ale mój?
Dwa ostatnie stopnie schodów przeskoczyłam i już znalazłam się na parterze. Podeszłam do jedynej komody która się na nim znajdowała. Otworzyłam ją. Nie było tam mojego sprzętu. Już chciałam ją zamknąć kiedy coś przykuło moją uwagę. W rogu szuflady leżała mała uschnięta różyczka. Chwyciłam ją w dwa palce, nie chcąc jej zniszczyć.
To ta...róża od Hydron'a którą dał mi wtedy w azylu.
Zacisnęłam palce na tej róży. Jak on mógł to zrobić? Jak mógł? No jak?
Rozluźniłam nieco chwyt. Kiedy indziej się nad tym zastanowię. Włożyłam kwiat do kieszeni kurtki. Teraz muszę znaleźć laptop.
Może któryś z Wojowników go widział?
Poszłam na piętro na którym znajdowały się pokoje chłopaków. Akurat Gus wychodził ze swojej sypialni.
-Gus!
Odwrócił się w moją stronę.
-Tak?
-Mam takie dość nietypowe pytanie, ale czy byłeś wczoraj w nocy na górnym piętrze? - zapytałam.
Bowiem piętro wyżej znajdowały się pokoje dziewczyn.
-Nie, a coś się stało?
-Znikną mój laptop. Szukałam go chyba już wszędzie. Pomyślałam więc że może ktoś coś widział, że wie gdzie on może być. Nawet zaczęłam myśleć że może ktoś mi go ukradł.
-Z którymi dziewczynami sąsiadujesz...tak najbliżej.
-No po mojej lewej jest pokój Alice, a po prawej pokój Runo. Na przeciwko mam Elajzę.
-Więc może powinnaś z nimi porozmawiać. Może coś wiedzą. Bardzo ważne pliki miałaś na tym komputerze?
-No trochę. Głównie rzeczy potrzebne mi do szkoły na przyszły rok szkolny. No i oczywiście zdjęcia, jakieś swoje opowiadania, kopie plików z komputera Marucho.
Grav zmarszczył brwi.
-Po co ci dane z komputera Marucho?
-Dał mi je na przechowanie. Niby ma tych kopii sporo, ale czasami system się psuje, i gdyby to wszystko poszło się chrzanić to fajnie by nie było, ale to nie są jakieś super ściśle tajne dane. Wszyscy z Młodych Wojowników wiedzą co to za pliki więc to nie jest żadną wielką tajemnicą.
Chłopak pokiwał głową ze zrozumieniem.
-W takim razie chodź. Poszukamy go.
Weszliśmy na górę po schodach. Zapukałam do pierwszych drzwi. Drzwi do pokoju Alice.
-Tak? - zaspana dziewczyna otworzyła nam drzwi. - Elz, Gus. Cześć. Coś się stało?
-Alice nie widziałaś może w nocy kogoś kto wchodziłby do mojego pokoju? Zginą mi laptop.
-Nie, nie widziałam nikogo, ani też nie słyszałam żeby ktoś wchodził do twojej sypialni, ale może Julie coś widziała. Wróciła do pokoju dopiero o dwudziestej trzeciej, wiem bo wyszłam akurat do kuchni po szklankę wody.
Rosjanka podeszła do drzwi srebrnowłosej. Gus i ja ruszyliśmy za nią.
-Alice? - zapytała zdziwiona Wojowniczka Subterry i ziewnęła przeciągle.
-Julie wiesz może gdzie jest mój laptop? - zapytałam.
-Nie, a co się stało? - spytała przecierając oczy.
-Zapodział mi się gdzieś. A miałam na nim wszystkie dane, nie tylko swoje, ale także i Marucho.
-Ja też mam na swoim komputerze dane Marucho, jeśli on ich teraz potrzebuje to mogę...
-Nie Marucho ich nie potrzebuje w tej chwili. - przerwałam Alice.
-A sprawdzaliście u Runo i Elajzy? Może one będą wiedzieć gdzie podział się twój pecet. - podsunęła Julie.
-Jeszcze nie, ale zaraz sprawdzimy. - powiedział Gus.
-To do zobaczenia przy śniadaniu. - powiedziała Julie.
Skrzywiłam się lekko tak jakby ktoś powiedział mi coś strasznego.
-Elz? Masz chyba zamiar zjeść dzisiaj z nami śniadanie, prawda? - spytała Julie z naciskiem na "prawda".
-Yyyyy...-zacięłam się.
-Elz proszę cię. Odkąd wróciliśmy z miasta Delta nie wychodzisz z pokoju, Dan z resztą też. Przecież jesteśmy przyjaciółmi i chcemy wam pomóc. Nas też dotknęło to co się stało. - powiedziała spokojnie Makimoto.
Zaczerwieniłam się słysząc te słowa. Było mi wstyd. Tak unikać przyjaciół...obstawiam że gdyby Dan był tutaj teraz to również oblałby się rumieńcem.
-Zjem. -powiedziałam.
W odpowiedzi Julie uśmiechnęła się.
-Chodźmy teraz do Runo. Do zobaczenia Julie. - Gus pożegnał dziewczynę.
-To cześć. - dziewczyna z uśmiechem na ustach zniknęła za drzwiami.
Podeszliśmy do drzwi pokoju Runo.
-Runo mamy do ciebie sprawę. - powiedziała Alice.
Jednak drzwi nadal pozostały zamknięte.
-Halo? - zapukałam kilka razy.
I nadal nic.
-Czyli nadal jest u Dana. - powiedziałam.
-Co? - Gehabich i Grav spojrzeli na mnie z zaskoczeniem wymalowanym na twarzach.
-No tak. Runo jest u Dana w pokoju.
-Więc chodźmy od razu do Elajzy. - zaproponował Vulcan.
-Właśnie. - zgodził się Hydranoid.
Kiedy znaleźliśmy się pod pokojem Elajzy usłyszeliśmy jakiś dźwięk wydobywający się z niego. Coś jakby piosenka? Wymieniliśmy spojrzenia.
Zapukałam. Odczekaliśmy chwilę. Nikt nam jednak nie otworzył.
Gus wzruszył ramionami.
-To pewnie przez tę muzykę nie słyszy. - podsuną Hydranoid.
Otworzyłam drzwi dzięki czemu mogliśmy zajrzeć do środka. Nie weszliśmy jednak do jej sypialni. Pokój Elajzy był urządzony w dość...ekhm...wiedźmowatym stylu że tak to nazwę. Baldachim z czarnego aksamitu, to zwierciadło w którym kiedyś widziałam Myrnę, a które teraz z niewiadomych przyczyn wisiało po przeciwnej stronie niż ostatnio, duży stary kufer u nóg łóżka, pomarańczowe i fioletowe zasłony, dodatkowo każda ściana miała inny kolor: błękitny, czarny, zielony, żółty, a w niektórych miejscach przewijał się także czerwony. A sufit miał kolor pomarańczowy. Duży dywan o orientalnym wzorze, niebieska szafa z ornamentami, stojak na kapelusze i peleryny. Drzwi od łazienki były pomalowane zieloną farbą. Pułki w pokoju dziewczyny zagracone były najróżniejszymi przedmiotami stanowiącymi typowe wyposażenie każdej czarownicy. Mówię oczywiście o kryształowych kulach, księgach zaklęć, zapasowych różdżkach, laleczkach voodoo, naczyniach wypełnionych dziwnymi miksturami i składnikami do eliksirów, i innymi podobnymi rzeczami. W pokoju Karo nie brakowało także kociołków które różniły się od siebie jedynie wielkościami, ewentualnie rodzajem tworzywa. Pokój miała dość oryginalny. Byłam tu już kilka razy(i niekoniecznie Elajza o tym wiedział, ona nie lubi w końcu kiedy ktoś wchodzi bez pozwolenia do jej sypialni) i zawsze wygląd tego pokoju mnie zadziwiał. Sama zaś czarownica siedziała na fioletowej pościeli w żółte gwiazdy która przykrywała łóżko.
-O hej. - przywitała nas.
-Ranny ptaszek z ciebie. - powiedziałam.
Karo pokręciła zamaszyście głową.
-Nie ranny ptaszek. Ja w ogóle nie spałam. - wskazała na dwa kubki z kawą które teraz doszczętnie opróżnione leżały na jej biurku.
Podeszliśmy do jej łóżka.
-I całą noc spędziłaś przeglądając Internet? - zapytał Gus.
-Mój laptop. Więc to ty go wzięłaś?
-Tak. Nie przeczytałaś wiadomości którą ci zostawiłam? - Elajza widząc mój zdziwiony wzrok dodała: - Na kartce. Napisałam że wzięłam laptop i że oddam ci go potem.
-Nie widziałam żadnej kartki. Pewnie to przez to że wystraszyłam się gdy tylko zobaczyłam puste etui na laptop.
-A czego tak szukasz Elazjo? - spytał Hydranoid.
-Szukałam. Już znalazłam.
-Maść? Szukałaś maści? - zapytałam nachylając się nad komputerem.
-Tak. Dla Miry i Ace'a, do opatrzenia ran. Im lepszego środka użyję tym szybciej te zadrapania im się zagoją. Przepraszam że się tak martwiłaś o swojego peceta.
-Nic się nie stało. To właściwie nie twoja wina. To ja nie zauważyłam tej wiadomości.
-A gdzie byłaś w nocy? - zapytała czarownica.
-Rozmawiałam w ogrodzie z Danem. - odpowiedziałam zaglądając pod baldachim. Elajza miała na jego wewnętrznej stronie poprzyklejane plastikowe gwiazdki świecące w ciemnościach.
-Czyli rozmawialiście? To dobrze. Jak myślicie reszta śpi?
-Raczej tak. - odrzekła powoli Alice.
-Co wy na to żeby dzisiaj zjeść wcześniej śniadanie? - zaproponowała Karo.
Żadne z nas nie protestowało.

~Ty co z dalekich stron
przybywasz i świat od złego
wybawiasz.
Ty co pomocą nam jesteś i uśmiech
na nasze usta wstawiasz.
Co wołasz nas, co ratujesz.
Co w nadziei podtrzymujesz.
Co otuchą jesteś i drogą powrotną
do domu.
O Rdzeniu cichy i nieskończony.
Uratuj nas i wybaw z niedoli.
Ocal to czego już nie ma.
Uratuj to czego uratować
się już nie da.~



I co sądzicie o tym rozdziale?
Dan: Mam wrażenie że jest taki...
taki nietypowy.
Shadow: A ja sądzę że jest za długi.
Lync: Mi się tam jego długość podoba.
Hm...chłopaki, ale wy wiecie że to pytanie
nie było skierowane do was? Jak zwykle
wtrącacie się.
Dan, Shadow i Lync:...
Dan: Nie było tematu.
Shadow: Ale...
Dan: Nie było tematu.
Lync: Co ty pleciesz, prze...
Dan: Powiedziałem że nie było tematu.
Na komentarze pod 74 rozdziałem odpowiem w
najbliższym czasie, a tymczasem
pozdrawiam i zapraszam na rozdział 76. :))