piątek, 30 grudnia 2016

Rozdział 80: "B" jak "Bakugan".

Elz zatrzasnęła za sobą drzwi. Ciężko oparła się o nie  plecami i osunęła się na ziemię.
Znowu przegrała.
Z n o w u.
ZNOWU.
Ten pieprzony sukinsyn odebrał jej kolejnego bakugana.
K o l e j n e g o   b a k u g a n a.
"Nie daruję ci tego Maskaradzie."
Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach. Chciała zasłonić łzy które zaczęły spływać po jej policzkach zostawiając po sobie mokre ślady. Nie przejmowała się tym że płacze. No bo co w tym złego? Co złego jest w okazywaniu uczuć? W każdej książce jaką przeczytała, główny bohater w takiej chwili wziąłby się w garść i mówił że nie wolno płakać, że nie będzie płakać...Tyle że zazwyczaj bohaterowie książek nie wplątują się w niebezpieczną grę. Dosłownie G R Ę. Wszyscy wokół pieprzą że należy być silnym w takich sytuacjach. Elizabeth jednak w tym momencie chciała się tylko wypłakać. Ile to już bakuganów przez nią zostało skazanych na zagładę? No ile? Gdyby nie przegrała to one nadal by tu były. Każdy gracz kiedy tylko straci bakugana to ubolewa nad jego stratą, ale niewielu graczy zdaje sobie sprawę z tego że to nie bakugan przeciwnika, ale oni sami są winni cierpieniu swoich "istot do gry". Nie wiedzą że to oni sami skazują ich na taki los. Żeby uniknąć straty bakugana trzeba wypracować strategię, przewidywać ruchy przeciwnika, wiedzieć jakie są słabe i mocne strony drugiego gracza. Żeby móc grać w tę grę, najpierw musisz umieć grać.
-Elz? - ciotka Melinda zajrzała do przedpokoju. Kiedy zobaczyła swoją siostrzenicę siedzącą na ziemi i zapłakaną podbiegła do niej. - Co się stało?
-Ciociu ja już nie mogę. - mówiła dziewczyna przez łzy. Jej opiekunka otworzyła szeroko oczy. Widziała dobrze że Elz jest wystraszona i roztrzęsiona. - Ja już nie chcę dalej w TO grać. Nie chcę. Nie chcę. Nie chcę. Nie...
-Spokojnie. Ciiiiiiii. Nie płacz. - szeptała Melinda. Nie chciała o nic wypytywać dziewczyny puki ta się nie uspokoi. Mimo wszystko zastanawiała się co takiego się stało. - Nie płacz.
Kobieta przytuliła mocno Elz. Dziewczyna ukryła twarz w jej długich czekoladowych puklach.
-Chodź, położysz się. Jesteś roztrzęsiona i wystraszona, musisz się uspokoić.
Elizabeth została zaprowadzona przez ciotkę do swojego pokoju.
Melinda nie musiała długo czekać żeby jej podopieczna zasnęła. Wzięła fioletową bluzę nastolatki z zamiarem położenia jej na krześle kiedy coś wypadło z kieszeni owej bluzy.
Melinda schyliła się po to. Była to mała czarna kulka z fioletowymi szlaczkami. 
Piwne oczy kobiety przyglądały się przedmiotowi. Ciocia przeniosła spojrzenie z kulki na nastolatkę.
"O co w tym wszystkim chodzi Elz? W co nie chcesz grać?" - to pytanie kobieta zadała sobie uważnie przyglądając się twarzy Elizabeth która naznaczona była ścieżkami stworzonymi przez łzy.
Postanowiła jednak że poczeka. Niech jej siostrzenica odpocznie i się nieco uspokoi.
"Tak. To będzie najlepsze wyjście." - z tą myślą powędrowała w kierunku drzwi. Nim jednak wyszła omiotła jeszcze spojrzeniem całą sypialnię. Zmarszczyła brwi spoglądając na biurku. Zbliżyła się do mebla. Coś przykuło jej uwagę. Tym "czymś" była rozsypana talia kart. Ale nie takich zwykłych kart. Były to czarne karty, na których z jednej strony widniały kolorowe koła układające się w okrąg. Już wcześniej je widziała, jednak dopiero teraz się nimi zainteresowała. To samo tyczyło się tej małej kulki. Wzięła jedną z nich do ręki i zaczęła uważnie lustrować ją wzrokiem.
"Nigdy wcześniej nie widziałam takich kart...czyżby...one i ta kulka były ze sobą powiązane?"- zadała sobie samej pytanie. Popatrzyła na łóżko w którym spała dziewczyna.
"Czyżby to było to o czym mówiła Elz? To w TO nie chce grać?" - kolejne pytanie pojawiło się w jej głowie kiedy kciukiem pocierała kartę.
"Tylko pytanie...czym dokładniej jest to TO i jak się ono nazywa..."
Tym razem jednak opuściła pokój na dobre.
Stwierdziła że posiedzi sobie w kuchni.
I tak siedziała przy stole, niemo wgapiając się w kartę i kulkę które leżały przed nią na meblu.
"O co w tym wszystkim chodzi? O co?"
Późnym wieczorem kiedy wszyscy domownicy byli już w domu, Elz zeszła na dół.
-Hej Elz, popatrz, popatrz! - jej kuzyn Max latał dookoła niej, wymachując jej przed twarzą jakimś zeszytem. - To moje zadanie domowe! Dostałem piątkę!
-Nie dręcz jej dręczycielu! - zawołała do brata Susan.
-Sama jesteś dręczycielem! - wrzasną chłopiec. Jego siostra zaczęła go gonić.
-Gdzie reszta ciotek? - zapytała Elz kiedy wśliznęła się do kuchni unikając poduszki którą zapewne miał oberwać Max.
-Ciocia Sophie jest jeszcze w pracy. Dziś musiała zostać w biurze nieco dłużej. A Clara jest na zakupach. Napijesz się herbaty?
-Chętnie.
Elizabeth zabrała się do pomagania cioci. Wyjęła dwa kubki, a Melinda włożyła do nich dwie torebeczki.
-Jak się czujesz? - zapytała kobieta nastawiając wodę w czajniku.
-Dobrze. - odpowiedź nie padła od razu.
Kuzyni białowłosej postanowili kontynuować swoją kłótnię na górze więc na parterze zrobiło się prawie cicho. Jedynym dźwiękiem był odgłos wydawany przez czajnik.
Melinda usiadła przy stole. Młoda Brettley poszła w jej ślady. Siedziały teraz dokładnie na przeciwko siebie.
-Na pewno wszystko w porządku? - zagadnęła brunetka.
Dostała odpowiedź w postaci kiwnięcia głową.
-Jesteś pewna? Wciąż wyglądasz na smutną. Powiesz mi o co chodzi?
Ta odpowiedź jednak nie nadeszła tak szybko. Kilka minut upłynęło nim Elz się odezwała.
Dziewczyna wbiła wzrok w posadzkę. Nadal była przygnębiona po wczorajszych zajściach. W obecnej chwili nie wiedziała co ma zrobić. Było coraz ciężej. Nawet się nie spostrzegła kiedy słowa same "wyszły" z jej ust.
-Chodzi o to że...jest taka gra...i...ja w tą grę gram.
Nadal tępo wpatrując się w podłogę, ożywiła się dopiero kiedy usłyszała pytanie:
-Jaka gra?
-...Co?
-Pytam: Jaka gra?
"Czy ja naprawdę właśnie wypaplałam ciotce coś czego mówić nie powinnam? Naprawdę? Aż tak się zamyśliłam że nawet nie zauważyłam co mówię?"
-Żadna. - odpowiedziała.
-Elz wiesz że mi możesz powiedzieć.
"Nie mogę."
-No? - nalegała ciocia.
-Już nic, nieważne.
"Musze bardziej uważać."
Dziewczyna wstała od stołu z zamiarem powrotu do swojego pokoju.
-Te rzeczy są związane z tą grą, prawda? - rozległo się pytanie za jej plecami. Odwróciła się z powrotem do stołu. Jej ciotka trzymała w dłoniach kartę i bakugana.
"Cholera."
-Ciociu czemu zabrałaś to z mojego pokoju? - zapytała Elz.
-Wczoraj mówiłaś... - Melinda nie zareagowała. - ...że nie chcesz już dalej w to grać. O czym wtedy mówiłaś?
-O niczym. Naprawdę. Nie przejmuj się. - fiołkowo-oka ponownie odwróciła się.
-Coś ukrywasz Elz. - stwierdzenie to szybko dobiegło do uszu nastolatki.
-Nic nie ukrywam. Wczoraj po prostu byłam wystraszona i gadałam głupoty. - dopiero po wypowiedzeniu tych słów Młoda Wojowniczka zorientowała się co właśnie powiedziała.
-Co cię wystraszyło?
-Nic. Serio. - zabrawszy swoje rzeczy ze stołu i oddaliła się szybko do przedpokoju. Zdjęła długą czerwoną bluzę z wieszaka i wyszła z domu.
Dziewczyna szybko stawiała kroki.
Musiała ochłonąć.
-Elz. Elz. - Centurion wczołgał się na jej ramie. - Znowu znikniesz na całą noc i nic nie powiesz ciotkom?
-Odetchnę trochę i wrócę. Obiecuję. To tylko chwilowe zwątpienie we własne siły. Uspokoję się i wszystko będzie w porządku.
-No dobrze. Ile ich zostało? - zapytał Centurion. Miał oczywiście na myśli bakugany dziewczyny.
-Nie wiem. Nie liczyłam, ale wiem że niewiele.
-To niedobrze.
"Niedobrze..." - powtórzyła w myślach Elz. Raptem przystanęła przypomniawszy sobie słowa Maskarada:
"Im mniej masz bakuganów, tym mniejsze masz pole do manewrów. Nie odpowiada ci taka sytuacja, co?"
Zacisnęła mocno pięść na wspomnienie kpiącego uśmieszku który pojawił się na ustach Maskarada gdy tylko skończył wypowiadać te słowa.
-Wybacz mi Centurionie, ale chyba przedłużę nieco ten spacer. Muszę bardziej uważać na to co mówię. Prawie im wygadałam o Bakugan!
Tymczasem w domu dziewczyny...Ciocia Melinda weszła do pokoju córki swojej siostry. Martwiła się o nią. Nie wspominała nic, ani Max'owi, ani Susan ani też pozostałym swoim siostrom, dlatego że nie chciała ich martwić.
Siadła przy biurku i już sięgała ręką w stronę komputera dziewczyny kiedy cofnęła dłoń. Poczuła wstyd. Przecież w ten sposób narusza jej prywatność. A to nie jest, ani dobre, ani potrzebne. No bo może Elz sama jej wszystko wyjaśni. Kiedyś. Z drugiej strony, jednak Melinda chce jej pomóc prawda? Kobieta pamiętała przecież w jakim stanie była jej siostrzenica przed kilkoma godzinami. Jeśli nie naruszy jej prywatności to jej nie pomoże. Robiła to przecież bądź co bądź w dobrej wierze. Otworzyła laptop. Czekając, aż sprzęt się włączy zastanawiała się czy uda jej się rozwiązać tą przedziwną sprawę. Kiedy tylko urządzenie było gotowe do pracy, zaczęła sprawdzać historię. Nic niezwykłego. Wszędzie tylko linki do stron związanych z kulturą renesansu, ze wzorami matematycznymi, oraz materiałami potrzebnymi na historię. Kobieta przewijając stronę do dołu dokładnie przyglądała się wszystkim linkom. Im niżej schodziła, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu że chyba jednak laptop Elz jej nie pomoże. I kiedy już miała zamknąć historię zobaczyła to czego chciała. Link nie związany z żadnymi stronkami pomocnymi w nauce. Od razu w niego weszła. Ekran przybrał morską barwę. Kobiecie nie dane było przyjrzeć się mu dokładniej, bo już po chwili wyskoczyło jakieś okienko. Czarne z białymi napisami po środku: ZALOGUJ SIĘ/ ZAREJESTRUJ SIĘ. Kliknęła kursorem w to pierwsze. Pojawił się komunikat o wpisanie maila i hasła. Kurwa. Brunetka westchnęła ciężko i sięgnęła po telefon do kieszeni spodni. Szybko wybrała numer podpisany jako "Ethan". Odebrano już po pierwszym sygnale.
-Słucham? - rozległ się głos.
-Ethan? Z tej strony Melinda. Melinda Alvord. Studiowaliśmy na jednej uczelni w Seattle.
-Aaaach to ty Melinda. Dawno się nie widzieliśmy. Co u ciebie słychać. Mam nadzieję że nadal jesteś "Wystrzałową Mel". - zaśmiał się serdecznie głos w słuchawce.
Kobieta parsknęła śmiechem słysząc swoje przezwisko z czasów studiów. Musiała pamiętać jednak po co tak naprawdę zadzwoniła do Ethan'a.
-Ethan chciałabym cię prosić o małą przysługę.
-Dla ciebie wszystko, mów o co biega.
-Chodzi o to że ostatnio mam mały problem z Elz...
-Elz? Kto to? Twoja córka? Nie chwaliłaś się że wyszłaś za mąż.
-Nie to nie jest moja córka. To moja siostrzenica. I nie, nie wyszłam za mąż. Gdybym wyszła to nie przedstawiłabym ci się jako "Alvord", tylko użyłabym nazwiska męża.
-Szkoda. Taka piękna, inteligentna kobieta jak ty powinna już wieki temu znaleźć sobie kogoś. Podeślij mi listę swoich oczekiwań wobec przyszłego męża, a na pewno kogoś ci znajdę. Wiesz tak po starej znajomości.
Alvord roześmiała się.
-Nie wiedziałam że robisz za biuro matrymonialne.
-Bo nie robię, ale dla starej znajomej mogę. - zaśmiał się.
Melinda uśmiechnęła się. Miło było pogadać ze starym przyjacielem.
-Dobra... - zaczęła. Musiała czym prędzej przejść do właściwej sprawy. Elz może wrócić w każdej chwili. - ...wracając do powodu dla którego do ciebie dzwonię. Jak już wcześniej wspomniałam mam mały problem z moją siostrzenicą. Może podaruję sobie zagłębianie się w temat. W każdym razie na jej laptopie w jej historii znalazłam link do jakiejś strony. Nie wiem niestety co to za strona bo wymaga ona logowania.
-Rozumiem.
-A zmierzając do sedna. Z pewnych źródeł wiem że robisz teraz jako informatyk więc...czy mógłbyś złamać hasło dostępu do profilu Elz na tej stronie? Zaraz wyślę ci link.
-Jasne.
Melinda szybko przepisała link do nowej wiadomości i wysłała sms'a do mężczyzny.
-Dobra już dostałem twoją wiadomość. - poinformował ją Ethan. -Poczekaj chwilkę.
-Okej.
Kobieta czekała, co jakiś czas zerkając na godzinę w laptopie.
"Przecież ona lada moment może wrócić, ale...dochodzi dwudziesta trzecia...pewnie znów zniknie na całą noc."
Nie warto było wzywać policję. O tym wiedziała nie tylko Melinda, ale także jej siostry. Elz już nie pierwszy raz odstawiła taką akcję jeśli można tak to nazwać. Fakt, za pierwszym razem ciotki dziewczyny zamierzały wezwać policję. Na całe szczęście Elizabeth wróciła wtedy w porę do domu tym samym unikając nieprzyjemnej konfrontacji z władzami. Potem też jej się to zdarzało. Zawsze jednak wracała. Melinda była pewna że i tym razem tak będzie. Ktoś mógłby pomyśleć że opiekunki dziewczyny są nieodpowiedzialne, ale tak nie było. Martwiły się o nią, jednak starały się wierzyć że ich siostrzenica wie co robi. Starały się jej ufać. I choć nie zawsze im to wychodziło (a w szczególności cioci Clarze) to trwały przy swoim i nigdy nie pozwoliły alby Elz straciła do nich zaufanie. Jednak teraz wszystko, cały ten ich ład zaczął podupadać. Elz miała przed nimi jakieś tajemnice, i z całego serca nie chciała, aby wyszły one na jaw.
Ruch na ekranie urządzenia sprawił że Alvord oprzytomniała. Wyskoczyło okienko w którym znajdował się następujący komunikat: "Witaj Elizabeth. Życzę miłej gry."
-Już. Gotowe. - oznajmił Ethan.
-Dziękuję. Nie rozłączę się jeszcze, najpierw sprawdzę o co biega.
-Dobra.
Piwno-oka zaczęła wchodzić w poszczególne karty. W wiadomości, czat, a nawet czat wideo. Zmarszczyła brwi.
-I jak? - "spytał" telefon.
-Nooooo...Elizabeth pisze z jakimiś osobami. Pierwsze konwersacje są jeszcze z ubiegłego roku. Piszą coś o kartach, bitwach i o czymś co nazywają "bakugananmi". A z tego co tu widzę w tę sprawę jest zamieszane szersze grono dzieciaków.
-"Szersze grono" to znaczy ile dokładnie?
-Cały świat.
Zapadło dramatyczne milczenie.
-Doprawdy n
ie rozumiem o co w tym chodzi.
-Opowiedz pokrótce co się stało, może będę w stanie ci pomóc. - poprosił.
-Dzisiaj Elz wróciła do domu cała zapłakana. Mówiła coś o tym że już nie chce dalej w to grać, że już nie może.
-Grać? W co grać?
-No właśnie nie wiem. Sądzę jednak że ma to jakiś związek z tymi kartami i z tymi "bakuganami" oraz z tą stroną. Jak na złość nie wiem nawet jak mam to "coś" o czym ona mówiła, nazwać.
-Daj mi chwilę.
Piwno-oka skinęła głową choć wiedziała że jej rozmówca tego nie zobaczy. Nie musiała zbyt długo czekać. Już po kilku chwilach ekran komputera zrobił się czarny. Z góry na dół zaczęły spadać ciągi cyfr, którymi były zero i jeden. Stopniowo zaczęły formować na czarnym tle napis. Kiedy już cyfry przestały się pojawiać, napis był gotowy.
-Bakugan. - wymamrotała kobieta. Cyfry znajdujące się na ekranie uformowały napis: BAKUGAN. - Czyli tak to się nazywa.
-Co?
-Tak właśnie nazywa się to o czym mówiła Elz. To Bakugan. - odpowiedziała na pytanie przyjaciela Melinda.
-Bakugan? - zdziwił się mężczyzna. - Co za dziwna nazwa.
-Wiem...ym...Dziękuje ci bardzo za pomoc, nie wiem jak mam ci się odwdzięczyć.
-Nie musisz robić nic wielkiego. Po prostu jeśli kiedyś będziesz w Seatle to zajrzyj do mnie. Adres znasz. Ten sam niezmienny od lat.
-Nie ma sprawy. - zaśmiała się Alvord. - Jeszcze raz dziękuję.
-Nie ma za co. To pa, trzymaj się.
-Pa, ty też.
-A więc to jest ta gra. Bakugan. Co to jest i czemu ty w to grasz Elz? - zapytała samą siebie patrząc na nocne niebo za oknem.


 ***

 
Elz wróciwszy ze szkoły od razu siadła do biurka i włączyła swój komputer. Od razu też zalogowała się na stronkę dla graczy Bakugan.
-Jedna nowa wiadomość. - wymamrotała sprawdzając skrzynkę na stronie.
W jednej chwili oczy rozszerzyły się z przerażenia, a dłoń zamarła na myszce.
-Elz, co się stało? - Centurion wskoczył na biurko. - Kto do ciebie napisał?
-To wiadomość od...Maskarada. - wyszeptała.
Jej bakugan milczał przez dłuższą chwilę.
-Jak to? - zapytał. - Co ci napisał?
-Napisał że to "koniec gry".
-...Co?
Elz wskazała palcem na ekran.
Wyświetlała się na nim nowo otrzymana przez nią wiadomość o treści: " Koniec gry."
Białowłosa zamknęła ją. Zobaczyła że Runo i Julie są aktywne. Szybko jednak pojawiła się także informacja że użytkownicy Shun, Marucho, Dan i Elajza również są zalogowani.
Weszła w czat wideo.
-Hej słuchajcie. - powiedziała kiedy zobaczyła twarze swoich przyjaciół. - Dostałam wiadomość od Maskarada.
-Nie ty jedna. - powiedziała Elajza.
-Co?
-Ja też dostałam od niego wiadomość. - odparła Elajza.
-I ja też. - przyznała Runo.
-Wy też? - zapytał Dan.
Dziewczyny kiwnęły twierdząco głowami.
-Wygląda na to że wszyscy Wojownicy dostali od niego mail'e. - Marucho poprawił okulary.
-Najwyraźniej. Co wam napisał Maskarad? -spytał Shun.
-Mi napisał: "Koniec gry." - odpowiedziała Runo.
-I mi także. - powiedziała Julie.
-A wy chłopaki? - zapytała Elajza.
-Takie same jak wasze. - odpowiedział Dan.
-Czyli że wszyscy dostaliśmy takie wiadomości? - zapytała Elz.
-To trochę dziwne. - przyznał Drago.
-Jakie dziwne? Co w tym dziwnego? Jeśli ten zamaskowany pajac chce nas przestraszyć to mu nie wychodzi. Niech ja go tylko dorwę. Zaraz mu pokażę gdzie raki zimują. - nadawał Preyas.
-Ktoś z was mu odpisał? - zapytała Elizabeth.
-A po co?! - zwołał Preyas.
-Wiem że to głupie, ale uznałam że zawsze warto spytać. - tłumaczyła się Brettley.
-Nie. - odpowiedziały Runo i Julie jednocześnie.
-Ciekawe o co może mu chodzić. - zastanawiała się na głos Tigrerra.
-Na pewno o nic dobrego. - powiedział Gorem.
-To co robimy? - zapytał Centurion.
-Najlepiej będzie poczekać na rozwój wydarzeń. - podsuną Drago.
-ŻE CO?! Nie możemy czekać! - zawołał Dan.
-A co innego możemy zrobić Danielu?
Kuso zaniemówił.
-Yyyyy...no...można by... - bełkotał.
-Drago ma racje. Najlepiej będzie poczekać na rozwój wydarzeń. - zgodziła się Elajza.
-Tyle że...teraz przyszła chyba pora na nasz ruch. - powiedział Shun.
Wojownicy zamilkli. Nie wiedzieli co mają powiedzieć. Kazami miał racje. Maskarad wykonał ruch. Teraz ich kolej. W przeciwnym wypadku nie dowiedzą się o co chodzi temu graczowi Darkus'a.
I w tej dziwnej sytuacji kłania się pytanie: "Co według Maskarada oznacza: "Koniec gry"?"
Tego nikt z nich nie wiedział. Ale jedno było pewne. To na pewno nie jest koniec gry. To jest dopiero początek. Ona toczy się nieprzerwanie, nawet wtedy kiedy Wojownicy nie są na polu bitwy. Ona trwa, i będzie trwać tak długo jak zechce tego ON.


***

 
Elz podniosła się gwałtownie. Obudziła się nagle. Wzięła kilka wdechów, po czym spokojnie i powoli wypuściła powietrze z płuc.
"Znowu śni mi się przeszłość."
I nie było by może w tym nic dziwnego gdyby nie fakt że śniły jej się także tej nocy rzeczy których ona sama nie był świadkiem. Chociażby to przeszukiwanie jej laptopa przez ciocię Melindę. W prawdzie Elz wiedziała o tym że ciotka grzebała w jej prywatnej własności, nie widziała tego jednak na własne oczy. Fakt że śniły jej się akuratnie te wydarzenia, a nie inne, musiał mieć jakieś znaczenie. Musiał. Pierwsza z nich pokazywała jej rozpacz po straceniu bakugana, w drugiej zaś zawarte były słowa wiadomości od Maskarada: "Koniec gry". Może jej umysł przypomniał sobie akuratnie te dwie sytuacje, bo kryło się w nich coś co pasowało do obecnej sytuacji w której się znaleźli? Straciła bakugana, a jego strata oznaczała zagładę świata czyli...koniec gry. To samo tyczyło się Dana. Strata Pyrus'a Dragonoid'a oznaczała to samo.
"Dlaczego śni mi się przeszłość innych? No dlaczego? Dobra, nie ważne."
Spojrzała na swój telefon który wskazywał godzinę 1:53.
Czas się zbierać.
-To jest dopiero początek gry. - Elz wyszeptała słowa które niegdyś zagościły jej na ustach po przeczytaniu pewnej feralnej wiadomości od pewnego zamaskowanego wojownika Darkus'a.


No i okrągła liczba!
Dan: Osiemdziesiąt.
Shadow: To tak dziwnie brzmi O.O
Dan: Prawda? Kto by się spodziewał
że ten blog dożyje takiej ilości rozdziałów.
Lync:*podnosi rękę do góry*
Jinx:*robi to samo co Lync*
Julie*również podnosi rękę*
Dan: Oj przestańcie. -,-
Może dobijemy do tej setki chłopaki xD
Shadow: Oby! :D
Dan: Na bank. ^^
Tak więc to podsumowanie kończymy
i zapraszamy na 81 rozdział :))



3 komentarze:

  1. Długość rozdziałów jest piękna, długa, ogólnie blog jest świetny, a ja zaczęłam komentować dopiero teraz... Brawo mi za szybkość xD ~Kitty lub jak kto woli autokorekta blogów Angel i dziewczyna od rysowania Kuso z łopatą xD~

    OdpowiedzUsuń
  2. Strata Bakugana to okropne przeżycie dla Wojownika. Zwłaszcza, jak ktoś jest tak bardzo przywiązany, jak właśnie Elz do Centuriona, Dan do Drago, Shun do Skyress (czy tylko mi się wydaje, że Shun nie przywiązał się tak bardzo do żadnego innego Bakugana, jak do Skyress?).
    I strata w walce. Jednym z wielu przykładów jest Marucho, jak stracił Preyasa. Ale go odzyskał.
    Wszyscy mówili "Nie daruję Ci tego, Maskaradzie". Maskarad sam w sobie to naprawdę genialny gracz. Wyjątkowy gracz. Mam wrażenie, że jakby spotkał się z Shadowem (właściwie teoretycznie się spotkał-mówię o walce Alice&Chan vs Shadow) to by go zmiótł, tak samo jak zrobił to Enigma.
    Chociaż...jak tak sobie myślę...ciekawy byłby wynik pojedynku Maskarad vs Spectra. Może najdzie Cię kiedyś ochota na takiego one shota? xD To by dopiero było starcie.
    Ren: Przyznaj, że wcale nie myślałaś o napisaniu przez siebie takie one-shota. I wcale nie myślałaś o tym drugim ze wszystkimi Wojownikami domeny Darkusa. I że...
    CICHO! To trzecie to część mojego niepublikowanego póki co opowiadania! Stul pysk, Ren, bo Cię stąd wywalę!
    Dobra, bo się rozgadałam. Aczkolwiek starcie Spectry jeszcze jako Wojownika Pyrusa kontra Maskarad byłoby wybuchowe!
    Ren: "wybuchowe" A na zewnątrz ktoś już się bawi fajerwerkami. A sprzedaż fajerwerek...
    Ej, faktycznie. Mogę już legalnie kupić fajerwerki. XD Ale ja się tym nie bawię. Mam złe wspomnienia.

    Wracając, bo Ren mnie rozprasza...Gra. Bakugan jako gra. Jak szybko się okazało, że to nie jest tylko gra? I co z tego wynikło...
    Ren: No taaaaak...Ratowanie Vestroi i Ziemi, pokonanie Nagi, ratowanie Vestroi przed Vestalianami, we wszystko wplątani Wojownicy z Ziemii...
    Taa...wojna Neathii z Gundalią...też wplątani Wojownicy, przez niejakiego Rena...
    Ren: ...
    Jesse: Joanne nie lubi serii Mechatinium Surge. Uważa ją za przesadzoną. Widziała jedynie odcinki z Renem, Spectrą i mną i Masonem jako cameo.
    Święta racja. Prawda jest taka...że mimo miłości do Bakugan, nie cierpię serii 4 (Bez obrazy). Jest przesadzona...no i nie podobają mi się nowe Bakugany chłopaków. Ze starej "ekipy Bakuganów" został jedynie Helios i Linehalt, którzy byli przez chwilę, no i Drago.
    Dobra, to opowieść na inną okazję.
    "Zeby uniknąć straty bakugana trzeba wypracować strategię, przewidywać ruchy przeciwnika, wiedzieć jakie są słabe i mocne strony drugiego gracza. Żeby móc grać w tę grę, najpierw musisz umieć grać."- Tak to prawda, w takiej grze jak Bakugan musisz przewidywać ruchy przeciwnika.
    Musisz już umieć w to grać. Tu nie ma innych czarów.
    Elz nie chciała już grać w Bakugan...A jej ciocia zaczęła się zastanawiać, co tak aprawdę się dzieje. To miłe, że ona tak bardzo się tym zainteresowała, chociaż teoretycznie nie powinna. Ale w końcu Elz jest jej siostrzenicą.
    Ale Elz nie chciała się przyznać. I dobrze. Nie wszyscy muszą wiedzieć, ale ciocia Melinda naprawdę chciała jej pomóc.
    "Im mniej masz bakuganów, tym mniejsze masz pole do manewrów. Nie odpowiada ci taka sytuacja, co?"- widać, że Maskarad nie doczekał się zmian. XD Potem wszyscy już walczyli jednym Bakuganem.

    Ale zastanawia mnie jeden fakt. Przecież alter ego Elz, Myrna "grała w jednej drużynie" z Maskaradem. Jaki był sens pokonania swojego sojusznika (chociaż walczyła Elz, nie Myrna)? No chyba że Elz jeszcze nie miała wtedy alter ego.

    Wystrzałowa Mel XD Dobre, hahahahha.
    Hahahah, niezły kolega. :D Może się chciał wrkęcić :D
    Szerze grono-cały świat. Doprawdy grono szerokie na cały świat, hah. XD
    Wszyscy dostali tę samą wiadomość od Maskarada? Ciekawe...ale to właśnie czas na ruch Wojowników. Shun ma rację.
    Tyle że to dopiero początek.

    Akurat to przyśniło się Elz...może to jakiś sen proroczy, informujący o tym, że jak się rozmyśli, to "koniec gry"? Ale ona się nie rozmyśli, to przecież wiemy.
    :D
    To my lecimy do 81!!

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział super;)
    No kto by pomyślał że ciocia Elz ma znajomego który jest hakerem i bez problemu weszli na konto Elz. No nieźle. Przeszłość Elz zawarta w snach. Być może jest pewien powód przez który się śnią.
    To jeszcze nie koniec gry, a dopiero początek.
    *w tle słychać Harry'ego Pottera w telewizji*
    Dobra, to czytam 81!

    OdpowiedzUsuń