Więc tak. Przed wami 1 część balu. Dziś też wstawię drugą. Właściwie to za chwilę ją wstawię. Mogłam wstawić cały bal do jednego rozdziału, ale ta nieoficjalna część bali(czyli ta pod spodem) wyszła mi dłuższa niż się spodziewałam. Od razu mówię. Nie musicie komentować tego rozdziału. Wystarczy że go przeczytacie.:) Jak już opublikuję 38 rozdział to robię sobie wolne od pisania bloga na jakiś maximum tydzień. Wiem że ostatnio dużo piszę tych notek i nie wyrabiacie z czytaniem ich(że już nie wspomnę z komentowaniem)ale wiecie ja po wakacjach idę do 3 gimnazjum i nie będę miała tyle czasu- test, bierzmowanie. Tak więc zapraszam na 37 rozdział!:) Mam nadzieję że się wam spodoba.
Usiadłam na łóżku. W rękach mięłam fioletowy materiał sukni którą miałam nas sobie. Zaraz mieliśmy lecieć do Anglii na bal. Brzuch mnie bolał z nerwów. Strasznie się denerwuję. Co będzie jeśli przez przypadek się tam wywalę? Zaliczę "piękną" glebę przed najbardziej znanymi osobistościami Anglii. Że już nie wspomnę że narobię wstydu rodzicom Marucho. Poza tym ja nigdy w życiu na balu nie byłam! Nie wiem jak się zachować. Wprawdzie Ruch Oporu też nie wie jak się zachowują ludzie na ziemskich balach, ale im to można wybaczyć. W końcu oni nie są stąd!
-Elz nie denerwuj się.-szepną Centurion.
-Denerwuję się. Nie wiem jak należy się na takim balu zachowywać. Boję się że zrobię tam z siebie pośmiewisko.
-Ty Elizabeth Brettley boisz się pójść na bal?!
Pokiwałam głową twierdząco.
-Nie bałaś się Wymiaru Zagłady, a boisz się balu?!
Czy mi się wydaje czy jego ta sytuacja śmieszy?
-Tak, ale w Wymiarze Zagłady nie było angielskich sztywniaków patrzących na ciebie z góry.
-A myślisz że na tym balu tacy będą?
-Mhm.
-Nie przesadzaj. Która jest właściwie godzina?
-Jest 20:29. Bal zaczyna się o 21.
-Naprawdę nie musisz się stresować. To tylko zwykły bal.
-Zwykły bal...taa...
Drzwi do mojego pokoju otworzyły się i weszła przez nie Elajza. Była już ubrana w białą suknię.
-Elz, czemu tu siedzisz? Zaraz ruszamy!
-Chyba nie polecę z wami.
-Dlaczego?!
-Denerwuje się. Boi się kompromitacji.-wyjaśnił za mnie Centurion.
-Centurionie ja też umiem mówić!
-Owszem, ale ty byś się do tego nie przyznała. Więc postanowiłem powiedzieć do za ciebie.
-I z takiego powodu odmówisz sobie balu? A ty w ogóle wiesz gdzie będzie ten bal?-spytała a w jej głosie wyczuć można było podniecenie.
-Nie.
-Bal ten odbędzie się na zamku królewskim w Windsor w hrabstwie Berkshire!
Oczy rozszerzyły mi się ze zdumienia.
-No?-na twarzy Elajzy pojawił się triumfalny uśmiech.-Widzę że cię zaciekawiłam. To jak będzie?
-Nie. Stres jest zbyt silny.-upierałam się przy swoim.
Elajza zamyśliła się na moment po czym pstryknęła palcami. Pojawiła się przed nią sporej wielkości księga obita fioletową skórą i złotymi zdobieniami. Na okładce widniał złoty sierp księżyca i gwiazdy. Cała emanowała jasnofioletową magią.
-Wow...udało mi się...robię postępy. Braciszek będzie ze mnie dumny.-powiedziała. Uśmiechnęłam się.
-Dobra gdzie było to zaklęcie...hmm...-Elajza ostrożnie przewracała strony księgi nie chcąc jej poniszczyć.-O jest!
-Co "jest"?
-Zaklęcie.
-Jakie?
-To zaklęcie uspokajające. Dzięki niemu rozluźnisz się nieco i będziesz mogła logicznie myśleć.
Na mojej twarzy pojawił się grymas. Nie jestem przekonana co do jakości czarów Elajzy. Po tym jej eliksirze jeszcze trochę mnie mdli.
-Sama nie wiem.-zawahałam się.
-Oj Elz nie daj się prosić.
-Ale czy to na pewno bezpieczne?
-No pewnie że tak. Wątpisz w moje zdolności?
-Wczoraj najpierw wyczarowałaś wiadro z wodą, a dopiero za drugim podejściem udało ci się wyczarować lustro.
-Oj raz mi się taka wpadka zdarzyła. Tym razem będzie inaczej. No prrrrrroooooooszę.-zaszczebiotała robiąc przy tym słodką minkę.
Westchnęłam cicho.
-No dobrze.
-Jest! Dobra nie ruszaj się. Oddychaj spokojnie.
-Dobra.
Elajza uniosła księgę jedną ręką, a drugą trzymała w powietrzu i zaczęła wypowiadać zaklęcie.
-Dehedritus morfinus apsorkcjum confidus!
Z jej dłoni wystrzeliła fioletowa poświata która trafiła prosto we mnie. Po chwili poświata zniknęła, a ja poczułam swędzenie...na całym ciele. Zaczęłam się drapać po brzuchu i po twarzy.
-Elajza!
-Oj tak nie powinno być.-zaczęła.-Nie rozumiem co się stało. Przecież wypowiedziałam dobre zaklęcie.
-Tu coś jest napisane.-Legroid wskoczył na księgę.
-Zaklęcie to może zostać użyte tylko przez czarodzieja z...licencją.-przeczytała Elajza.
-Co to znaczy?-spytałam drapiąc się po szyi niczym pies z mnóstwem pcheł.
-To znaczy że to zaklęcie zadziała tylko jeśli osoba jest prawdziwym czarodziejem. Ja jeszcze nie jestem prawdziwą czarownicą. Ja dopiero dążę do tego by się nią stać.
-Czyli to zaklęcie nie zadziałało?
-Najwyraźniej nie.
-To dlaczego wszystko mnie swędzi?
-To pewnie skutek uboczny użycia zaklęcia przez nieprawdziwą czarownicę.
W jednej chwili przestało mnie wszystko swędzieć. Od tak.
-Już mnie nic nie swędzi.
Elajza popatrzyła na mnie zdumionym wzrokiem.
-Nie?
-Nie. Swędzenie ustało.
-I nie czujesz nic?
-Nic. Ale jakoś tak mi się lepiej oddycha.
-Czyli moje zaklęcie zadziałało!-zawołała rozradowana Elajza.
-Najwyraźniej tak.-ucieszyłam się razem z nią.
-Tylko wiesz...ja nie bardzo wiem kiedy to zaklęcie przestanie działać. A dość trudno to wykryć.
-Jak to?
-Zazwyczaj w księdze pod danym zaklęciem pisze czas jego trwania. W tym wypadku nic nie pisze. Zazwyczaj też kiedy czas trwania zaklęcia się kończy to się to w jakiś sposób objawia. No wiesz na przykład jeśli zaklęcie będzie działać jeszcze przez dwie minuty to wtedy osoba zaklęta mdleje, albo rozlega się nagle jakiś wybuch. To takie oznajmienie które ma na celu uprzedzić zaczarowaną osobę że zaklęcie zaraz przestanie działać. Ale jak jest w przypadku tego zaklęcie...tego nie wiem...
O dziwo się nie wystraszyłam. To zaklęcie naprawdę działa.
-No dobrze dziewczęta chodźcie już.-ponaglił nas Centurion.-Nie pozwólcie reszcie czekać. Wyszłyśmy z Elajzą z mojego pokoju i skierowałyśmy się do salonu. Kiedy weszłyśmy do pomieszczenia wszyscy już tam czekali. O mało co nie wybuchnełam śmiechem kiedy zobaczyłam Dana i chłopców w białych koszulach i czarnych spodniach...jak elegancko.
-Jeny...kiedy ja ciebie Danny ostatni raz w koszuli widziałam.-zaśmiałam się.
-Na zakończeniu roku. A kiedy ja ciebie ostatni raz w kiecce widziałem? Hmmm...
-Nigdy.
-Bo nigdy nie byłaś na żadnym balu.
-Odezwał się ten co na balach często bywa.
-Nie mam czasu na takie głupoty.
-No dobra przestańcie już.-uspokoiła nas Mira.
-No okej...ale i tak wyglądasz komicznie.-stwierdziłam patrząc na Dana. Przeniosłam swoje spojrzenie na innych. Reszta chłopaków też była ubrana podobnie jak Dan. Tylko Gus i Spectra ubrani byli jak zwykle. I to mnie zastanowiło.
-Więc skoro już wszyscy jesteśmy to możemy iść.-powiedział Marucho odkładając Preyasa i Elfin na stół.
-Jak to nie bierzemy bakuganów?-zdziwiłam się.
-Wierz mi też mi się to nie podoba, ale musimy.-powiedział Dan.
-Nie możemy zabrać ich na bal. W tym zamieszaniu mogłyby się zgubić.-odezwała się Mira. Bakugany pozostałych także były na stole.
Spojrzałam na Centuriona. Nie lubię się z nim rozstawać.
-No okej.-odłożyłam go na stolik. Elajza zrobiła to samo z Legroidem.
Ruszyliśmy wszyscy do wyjścia. Keith i Gus się nie ruszyli.
-Spectra co jest?-zapytał Dan blondyna.
-Ja i Gus nie możemy polecieć z wami. Mamy zamiar udać się do Vestali na spotkanie z naszym informatorem.-powiedział Keith.
-Informatorem?-zaciekawił się Marucho.
Keith skiną głową w milczeniu.
-Istnieje prawdopodobieństwo że nie tylko my otrzymaliśmy te dane widmowe.-wyjaśnił Spectra.
-Keith myślisz że nasz tata też otrzymał te dane?-zapytała Mira.
Clay skiną głową.
-I myślicie że ten informator będzie w stanie wam powiedzieć czy rzeczywiście profesor Clay odebrał te dane?-zapytał Dan.
-Tak.
-I jesteście pewni że nie zdążycie na bal?-spytała Mira.-Może jednak się pojawicie?
-Wątpię.-odpowiedział jej brat.
-No dobrze, skoro tak.
Wszyscy poszliśmy w stronę wind. Kiedy już znaleźliśmy się na dachu wsiedliśmy do czekającego już tam samolotu. Rodzice Marucho już tam byli. Mama Marucho miała na sobie delikatną kremową suknię i biżuterię z białego złota wzbogaconą pięknymi perłami. Jego tata zaś miał na sobie elegancki czarny garnitur.
-Jeny nie mogę uwierzyć w to że zobaczę Anglię. Wielka Brytanio nadchodzimy!-zapiszczała radośnie Elajza.
-Co to jest ta Wielka Brytania Mistrzyni Elajzo?-zapytał Baron.
-Wielka Brytania to takie ziemskie państwo. Obejmuje ona wyspę o tej samej nazwie. Na tej wyspie położone są trzy kraje: Anglia, Szkocja i Walia.-wyjaśniła różowowłosemu Elajza.
-Dziękujemy że zechcieli państwo zabrać nas ze sobą.-Runo zwróciła się do rodziców Marucho.
-Ależ proszę. Nie chcieliśmy żeby nasz syn czuł się tam samotny.-pani Marukura uśmiechnęła delikatnie.
Ciekawe jak tam będzie. Z tego co mi wiadomo zamek Windsor jest najstarszym zamieszkałym zamkiem. Ci znajomi rodziców Marucho muszą być przyjaciółmi, albo krewnymi rodziny królewskiej. W sumie to może...nawet fajnie tam będzie? W końcu nie codziennie ma się okazję pójść na bal do zamku należącego do rodziny królewskiej. Mam tylko nadzieję że kiedy my będziemy się tutaj bawić Spectra i Gus dowiedzą się czy dane widmowe są też w rękach Vexosów. Oby nie. Kto wie co Zenoheld by z nimi zrobił. Aż się nawet boję myśleć. Posiadając tak cenne informacje(co z tego że nawet tych danych widmowych na oczy nie widziałam, na pewno są cenne)Zenoheld mógłby zawładnąć całym naszym światem...Zaraz...przecież on chce ten świat zniszczyć, a nie nim władać. Nie. Na tę jedną noc muszę zapomnieć o Zenohledzie. Muszę problemy z nim odstawić na później. Podeszłam do okna. Jesteśmy teraz nad oceanem Atlantyckim. Wow tak szybko? Ej no dziewczyno obudź się! Nie lecisz jakimś taniej jakości samolotem tylko odrzutowcem rodziny Marukura. W tak szybkim tempie dolecimy na miejsce jeszcze przed wyznaczonym czasem. Nie ma to jak być punktualnym.
-Pragnę poinformować państwa że zbliżamy się do wysp Wielkiej Brytanii.-Kato pojawił się na ekranie telewizora.
-Dziękujemy Kato.-odpowiedział mężczyźnie ojciec Marucho.
-Dziewczyny czy wy też złapałyście stresa?-zapytała szeptem Elajza. Wróciłam na swoje miejsce.
-Trochę.-odpowiedziała Mira.
-Użyłaś zaklęcia uspokajającego na mnie, a zapomniałaś użyć go na sobie?-zapytałam.
-Myślałam że nie będzie to konieczne. Kiedy byliśmy jeszcze u Marucho nie odczuwałam żadnego stresu, ale teraz to normalnie uspokoić się nie mogę.
-Będziecie mieli okazję jako jedni z nielicznych zobaczyć ten wspaniały pałac po małym remoncie. Dobudowano tam wielki tras tuż przy sali balowej, a także wybudowano dodatkową wieżę i odmienli salę balową*. -powiedział pan Marukura.
-Naprawdę?-zaciekawiła się Julie.
-Tak.
-Teraz czuję się jeszcze bardziej zaszczycona.-ucieszyła się Julie.
Kilka minut wszyscy siedzieliśmy w milczeniu, czekając aż Kato poinformuje nas że zbliżamy się do zamku.
-Zbliżamy się do celu. Przed państwem zamek Windsore.
Kiedy samolot wylądował na idealnie skoszonym polu niedaleko zamku wszyscy wybiegliśmy podekscytowani(oczywiście poza rodzicami Marucho którzy wyszli z samolotu spokojnie zachowując przy tym spokój i maniery).
-Ale odlot! To najprawdziwszy zamek!-zawołał z radości Baron.
-Jest niesamowity.-Mirę aż zatkało z wrażenia. No muszę się z nią zgodzić. Pałac ten robił nie lada wrażenie.
-Więc na co czekamy? Chodźmy.-Dan wziął Runo pod rękę i-o dziwo- ruszył spokojnym krokiem w stronę zamku. Shun także wziął Alice pod rękę i poszli za Danem. To samo zrobili Ace i Mira. Reszta poszła za nimi.
Nie szliśmy długo do zamku. Tuż przy wejściu rodzice Marucho zatrzymali się by porozmawiać z jakimiś osobami. To najprawdopodobniej byli ci znajomi. Niestety nie miałam za dużo czasu żeby się im przyjrzeć.
-O ja. Tu jest wspaniale.-powiedziałam z zachwytem. Bogato urządzony, przestronny hol robił wrażenie.
-Jeśli tak wygląda hol tego pałacu, to jak wygląda sala balowa?-zapytała Elajza.
-Przekonajmy się.-zaproponowała Julie. Elajza, ja i Julie złapałyśmy się pod ręce i ruszyłyśmy za resztą w poszukiwaniu sali balowej.
-To chyba te drzwi.-Marucho wskazał na potężne bogato zdobione otwarte drzwi. Właśnie wchodziła przez nie jakaś para.
-Masz rację Marucho.-powiedziała Runo. Poszliśmy w stronę drzwi.
-Marucho...twoi rodzice zapomnieli nas uprzedzić że...ten bal...to bal maskowy.-powiedziała Elajza.
Wszyscy zgromadzeni mieli na twarzy maski.
-No cóż, przynajmniej mamy pewność że jako jedyni będziemy się wyróżniać w tym tłumie sztywniaków.-powiedział Dan.
-I łatwiej się odnajdziemy.-dodała Alice.
W tym momencie rozdzieliliśmy się.
Zaczęłam iść przez salę. Nie wszyscy tańczyli. Część gości stała przyglądając się tańczącym. Orkiestra grała znane mi dobrze z lekcji muzyki utwory najsłynniejszych wykonawców, renesansu, baroku, romantyzmu.
Przeszłam na sam koniec sali. Tam znajdowały się jeszcze jedne drzwi. Wyjrzałam przez nie. W sali tej znajdowały się stoliki, krzesła i wspaniale zastawione stoły. To musiał być bufet. Już miałam wyjść kiedy przy stoliku z przekąskami dostrzegłam Dan i Runo. Dan właśnie wyjadał wszystkie przystawki jakie znajdowały się na owym stole. Runo spokojnie chciała go przekonać do- jak podejrzewam- zaproszenia jej do tańca. Spojrzałam na Misaki. Ona dostrzegła mój wzrok i rzuciła mi spojrzenie pełne gniewu i bezradności. Wzrokowo przekazałam jej wyrazy współczucia połączone z wiadomością "jeśli Kuso za pięć minut nie odklei się od tego bufetu to ty i ja idziemy szukać kucharza żeby pożyczył nam tasaki."
Runo zaśmiała się delikatnie. Ja mrugnęłam do niej porozumiewawczo po czym wyszłam z sali.
Kiedy wróciłam do sali balowej grała spokojna muzyka. Alice tańczyła z Shunem, a Mira z Ace'em. Duży pozłacany zegar wskazywał godzinę 22:43.
JAKIM CUDEM?!
A no tak. Inna strefa czasowa.
Czyli my jednak się spóźniliśmy. Bal trwał już w najlepsze od prawie dwóch godzin.
Patrzyłam na tańczące pary. Na kobiety w pięknych sukniach i maskach. Wydają się takie szczęśliwe. Beztroskie. Nic dziwnego. Są przecież angielską arystokracją.
Wyszłam na balkon. Cały balkon osłonięty był delikatną, nie aż tak strasznie okrągłą kopułą. Kopułę tę podtrzymywały piękne marmurowe kolumny które moim zdanie niezbyt pasowały do wyglądu tego zamku(zresztą jak i cały ten balkon). Księżyc świecił w pełni. Nie wiem dlaczego, ale wydał mi się piękniejszy niż zazwyczaj. Granatowe niebo też było dziś jakieś inne. Tak samo gwiazdy. Oparłam się o jedną z kolumn.
Przez szklane drzwi było widać tańczących gości.
Też chciałam bym zatańczyć. Nic mi z tego że jestem dziś pięknie ubrana. Nie wiem po co się tak stroiłam. Po to żeby podpierać ściany? Odwróciłam się plecami do drzwi i oparłam się na grubej, pięknie zdobionej marmurowej poręczy. Wiał delikatny wietrzyk. Usłyszałam czyjeś ciche kroki. Zignorowałam to.
-Piękna pani?-rozległ się czyjś spokojny i lekko ściszony głos za moimi plecami. Odwróciłam się. Stał przede mną wysoki blondyn w masce ubrany w biały elegancki, lecz nowoczesny garnitur. Do garnituru jako element ozdobny za pomocą złotych klamer przypięta była śnieżnobiała ciągnąca się po ziemi , przetykana gdzie nie gdzie złotymi nićmi peleryna. Chłopak wyciągną ku mnie odzianą w białą rękawiczkę dłoń.-Mógłbym prosić cię do tańca?
Nie wiem dlaczego, ale moje serce przyśpieszyło swe bicie. Zrobiło mi się gorąco. Podałam mu dłoń. I kiwnęłam głową na "tak".
*-tak na serio to w zamku Windsore nie wprowadzono takich zmian. Ja wprowadziłam je na potrzeby rozdziału. Więc proszę tego nie traktować jako informacji wygrzebanej z najgłębszych odmętów Wikipedii.
-Elz nie denerwuj się.-szepną Centurion.
-Denerwuję się. Nie wiem jak należy się na takim balu zachowywać. Boję się że zrobię tam z siebie pośmiewisko.
-Ty Elizabeth Brettley boisz się pójść na bal?!
Pokiwałam głową twierdząco.
-Nie bałaś się Wymiaru Zagłady, a boisz się balu?!
Czy mi się wydaje czy jego ta sytuacja śmieszy?
-Tak, ale w Wymiarze Zagłady nie było angielskich sztywniaków patrzących na ciebie z góry.
-A myślisz że na tym balu tacy będą?
-Mhm.
-Nie przesadzaj. Która jest właściwie godzina?
-Jest 20:29. Bal zaczyna się o 21.
-Naprawdę nie musisz się stresować. To tylko zwykły bal.
-Zwykły bal...taa...
Drzwi do mojego pokoju otworzyły się i weszła przez nie Elajza. Była już ubrana w białą suknię.
-Elz, czemu tu siedzisz? Zaraz ruszamy!
-Chyba nie polecę z wami.
-Dlaczego?!
-Denerwuje się. Boi się kompromitacji.-wyjaśnił za mnie Centurion.
-Centurionie ja też umiem mówić!
-Owszem, ale ty byś się do tego nie przyznała. Więc postanowiłem powiedzieć do za ciebie.
-I z takiego powodu odmówisz sobie balu? A ty w ogóle wiesz gdzie będzie ten bal?-spytała a w jej głosie wyczuć można było podniecenie.
-Nie.
-Bal ten odbędzie się na zamku królewskim w Windsor w hrabstwie Berkshire!
Oczy rozszerzyły mi się ze zdumienia.
-No?-na twarzy Elajzy pojawił się triumfalny uśmiech.-Widzę że cię zaciekawiłam. To jak będzie?
-Nie. Stres jest zbyt silny.-upierałam się przy swoim.
Elajza zamyśliła się na moment po czym pstryknęła palcami. Pojawiła się przed nią sporej wielkości księga obita fioletową skórą i złotymi zdobieniami. Na okładce widniał złoty sierp księżyca i gwiazdy. Cała emanowała jasnofioletową magią.
-Wow...udało mi się...robię postępy. Braciszek będzie ze mnie dumny.-powiedziała. Uśmiechnęłam się.
-Dobra gdzie było to zaklęcie...hmm...-Elajza ostrożnie przewracała strony księgi nie chcąc jej poniszczyć.-O jest!
-Co "jest"?
-Zaklęcie.
-Jakie?
-To zaklęcie uspokajające. Dzięki niemu rozluźnisz się nieco i będziesz mogła logicznie myśleć.
Na mojej twarzy pojawił się grymas. Nie jestem przekonana co do jakości czarów Elajzy. Po tym jej eliksirze jeszcze trochę mnie mdli.
-Sama nie wiem.-zawahałam się.
-Oj Elz nie daj się prosić.
-Ale czy to na pewno bezpieczne?
-No pewnie że tak. Wątpisz w moje zdolności?
-Wczoraj najpierw wyczarowałaś wiadro z wodą, a dopiero za drugim podejściem udało ci się wyczarować lustro.
-Oj raz mi się taka wpadka zdarzyła. Tym razem będzie inaczej. No prrrrrroooooooszę.-zaszczebiotała robiąc przy tym słodką minkę.
Westchnęłam cicho.
-No dobrze.
-Jest! Dobra nie ruszaj się. Oddychaj spokojnie.
-Dobra.
Elajza uniosła księgę jedną ręką, a drugą trzymała w powietrzu i zaczęła wypowiadać zaklęcie.
-Dehedritus morfinus apsorkcjum confidus!
Z jej dłoni wystrzeliła fioletowa poświata która trafiła prosto we mnie. Po chwili poświata zniknęła, a ja poczułam swędzenie...na całym ciele. Zaczęłam się drapać po brzuchu i po twarzy.
-Elajza!
-Oj tak nie powinno być.-zaczęła.-Nie rozumiem co się stało. Przecież wypowiedziałam dobre zaklęcie.
-Tu coś jest napisane.-Legroid wskoczył na księgę.
-Zaklęcie to może zostać użyte tylko przez czarodzieja z...licencją.-przeczytała Elajza.
-Co to znaczy?-spytałam drapiąc się po szyi niczym pies z mnóstwem pcheł.
-To znaczy że to zaklęcie zadziała tylko jeśli osoba jest prawdziwym czarodziejem. Ja jeszcze nie jestem prawdziwą czarownicą. Ja dopiero dążę do tego by się nią stać.
-Czyli to zaklęcie nie zadziałało?
-Najwyraźniej nie.
-To dlaczego wszystko mnie swędzi?
-To pewnie skutek uboczny użycia zaklęcia przez nieprawdziwą czarownicę.
W jednej chwili przestało mnie wszystko swędzieć. Od tak.
-Już mnie nic nie swędzi.
Elajza popatrzyła na mnie zdumionym wzrokiem.
-Nie?
-Nie. Swędzenie ustało.
-I nie czujesz nic?
-Nic. Ale jakoś tak mi się lepiej oddycha.
-Czyli moje zaklęcie zadziałało!-zawołała rozradowana Elajza.
-Najwyraźniej tak.-ucieszyłam się razem z nią.
-Tylko wiesz...ja nie bardzo wiem kiedy to zaklęcie przestanie działać. A dość trudno to wykryć.
-Jak to?
-Zazwyczaj w księdze pod danym zaklęciem pisze czas jego trwania. W tym wypadku nic nie pisze. Zazwyczaj też kiedy czas trwania zaklęcia się kończy to się to w jakiś sposób objawia. No wiesz na przykład jeśli zaklęcie będzie działać jeszcze przez dwie minuty to wtedy osoba zaklęta mdleje, albo rozlega się nagle jakiś wybuch. To takie oznajmienie które ma na celu uprzedzić zaczarowaną osobę że zaklęcie zaraz przestanie działać. Ale jak jest w przypadku tego zaklęcie...tego nie wiem...
O dziwo się nie wystraszyłam. To zaklęcie naprawdę działa.
-No dobrze dziewczęta chodźcie już.-ponaglił nas Centurion.-Nie pozwólcie reszcie czekać. Wyszłyśmy z Elajzą z mojego pokoju i skierowałyśmy się do salonu. Kiedy weszłyśmy do pomieszczenia wszyscy już tam czekali. O mało co nie wybuchnełam śmiechem kiedy zobaczyłam Dana i chłopców w białych koszulach i czarnych spodniach...jak elegancko.
-Jeny...kiedy ja ciebie Danny ostatni raz w koszuli widziałam.-zaśmiałam się.
-Na zakończeniu roku. A kiedy ja ciebie ostatni raz w kiecce widziałem? Hmmm...
-Nigdy.
-Bo nigdy nie byłaś na żadnym balu.
-Odezwał się ten co na balach często bywa.
-Nie mam czasu na takie głupoty.
-No dobra przestańcie już.-uspokoiła nas Mira.
-No okej...ale i tak wyglądasz komicznie.-stwierdziłam patrząc na Dana. Przeniosłam swoje spojrzenie na innych. Reszta chłopaków też była ubrana podobnie jak Dan. Tylko Gus i Spectra ubrani byli jak zwykle. I to mnie zastanowiło.
-Więc skoro już wszyscy jesteśmy to możemy iść.-powiedział Marucho odkładając Preyasa i Elfin na stół.
-Jak to nie bierzemy bakuganów?-zdziwiłam się.
-Wierz mi też mi się to nie podoba, ale musimy.-powiedział Dan.
-Nie możemy zabrać ich na bal. W tym zamieszaniu mogłyby się zgubić.-odezwała się Mira. Bakugany pozostałych także były na stole.
Spojrzałam na Centuriona. Nie lubię się z nim rozstawać.
-No okej.-odłożyłam go na stolik. Elajza zrobiła to samo z Legroidem.
Ruszyliśmy wszyscy do wyjścia. Keith i Gus się nie ruszyli.
-Spectra co jest?-zapytał Dan blondyna.
-Ja i Gus nie możemy polecieć z wami. Mamy zamiar udać się do Vestali na spotkanie z naszym informatorem.-powiedział Keith.
-Informatorem?-zaciekawił się Marucho.
Keith skiną głową w milczeniu.
-Istnieje prawdopodobieństwo że nie tylko my otrzymaliśmy te dane widmowe.-wyjaśnił Spectra.
-Keith myślisz że nasz tata też otrzymał te dane?-zapytała Mira.
Clay skiną głową.
-I myślicie że ten informator będzie w stanie wam powiedzieć czy rzeczywiście profesor Clay odebrał te dane?-zapytał Dan.
-Tak.
-I jesteście pewni że nie zdążycie na bal?-spytała Mira.-Może jednak się pojawicie?
-Wątpię.-odpowiedział jej brat.
-No dobrze, skoro tak.
Wszyscy poszliśmy w stronę wind. Kiedy już znaleźliśmy się na dachu wsiedliśmy do czekającego już tam samolotu. Rodzice Marucho już tam byli. Mama Marucho miała na sobie delikatną kremową suknię i biżuterię z białego złota wzbogaconą pięknymi perłami. Jego tata zaś miał na sobie elegancki czarny garnitur.
-Jeny nie mogę uwierzyć w to że zobaczę Anglię. Wielka Brytanio nadchodzimy!-zapiszczała radośnie Elajza.
-Co to jest ta Wielka Brytania Mistrzyni Elajzo?-zapytał Baron.
-Wielka Brytania to takie ziemskie państwo. Obejmuje ona wyspę o tej samej nazwie. Na tej wyspie położone są trzy kraje: Anglia, Szkocja i Walia.-wyjaśniła różowowłosemu Elajza.
-Dziękujemy że zechcieli państwo zabrać nas ze sobą.-Runo zwróciła się do rodziców Marucho.
-Ależ proszę. Nie chcieliśmy żeby nasz syn czuł się tam samotny.-pani Marukura uśmiechnęła delikatnie.
Ciekawe jak tam będzie. Z tego co mi wiadomo zamek Windsor jest najstarszym zamieszkałym zamkiem. Ci znajomi rodziców Marucho muszą być przyjaciółmi, albo krewnymi rodziny królewskiej. W sumie to może...nawet fajnie tam będzie? W końcu nie codziennie ma się okazję pójść na bal do zamku należącego do rodziny królewskiej. Mam tylko nadzieję że kiedy my będziemy się tutaj bawić Spectra i Gus dowiedzą się czy dane widmowe są też w rękach Vexosów. Oby nie. Kto wie co Zenoheld by z nimi zrobił. Aż się nawet boję myśleć. Posiadając tak cenne informacje(co z tego że nawet tych danych widmowych na oczy nie widziałam, na pewno są cenne)Zenoheld mógłby zawładnąć całym naszym światem...Zaraz...przecież on chce ten świat zniszczyć, a nie nim władać. Nie. Na tę jedną noc muszę zapomnieć o Zenohledzie. Muszę problemy z nim odstawić na później. Podeszłam do okna. Jesteśmy teraz nad oceanem Atlantyckim. Wow tak szybko? Ej no dziewczyno obudź się! Nie lecisz jakimś taniej jakości samolotem tylko odrzutowcem rodziny Marukura. W tak szybkim tempie dolecimy na miejsce jeszcze przed wyznaczonym czasem. Nie ma to jak być punktualnym.
-Pragnę poinformować państwa że zbliżamy się do wysp Wielkiej Brytanii.-Kato pojawił się na ekranie telewizora.
-Dziękujemy Kato.-odpowiedział mężczyźnie ojciec Marucho.
-Dziewczyny czy wy też złapałyście stresa?-zapytała szeptem Elajza. Wróciłam na swoje miejsce.
-Trochę.-odpowiedziała Mira.
-Użyłaś zaklęcia uspokajającego na mnie, a zapomniałaś użyć go na sobie?-zapytałam.
-Myślałam że nie będzie to konieczne. Kiedy byliśmy jeszcze u Marucho nie odczuwałam żadnego stresu, ale teraz to normalnie uspokoić się nie mogę.
-Będziecie mieli okazję jako jedni z nielicznych zobaczyć ten wspaniały pałac po małym remoncie. Dobudowano tam wielki tras tuż przy sali balowej, a także wybudowano dodatkową wieżę i odmienli salę balową*. -powiedział pan Marukura.
-Naprawdę?-zaciekawiła się Julie.
-Tak.
-Teraz czuję się jeszcze bardziej zaszczycona.-ucieszyła się Julie.
Kilka minut wszyscy siedzieliśmy w milczeniu, czekając aż Kato poinformuje nas że zbliżamy się do zamku.
-Zbliżamy się do celu. Przed państwem zamek Windsore.
Kiedy samolot wylądował na idealnie skoszonym polu niedaleko zamku wszyscy wybiegliśmy podekscytowani(oczywiście poza rodzicami Marucho którzy wyszli z samolotu spokojnie zachowując przy tym spokój i maniery).
-Ale odlot! To najprawdziwszy zamek!-zawołał z radości Baron.
-Jest niesamowity.-Mirę aż zatkało z wrażenia. No muszę się z nią zgodzić. Pałac ten robił nie lada wrażenie.
-Więc na co czekamy? Chodźmy.-Dan wziął Runo pod rękę i-o dziwo- ruszył spokojnym krokiem w stronę zamku. Shun także wziął Alice pod rękę i poszli za Danem. To samo zrobili Ace i Mira. Reszta poszła za nimi.
Nie szliśmy długo do zamku. Tuż przy wejściu rodzice Marucho zatrzymali się by porozmawiać z jakimiś osobami. To najprawdopodobniej byli ci znajomi. Niestety nie miałam za dużo czasu żeby się im przyjrzeć.
-O ja. Tu jest wspaniale.-powiedziałam z zachwytem. Bogato urządzony, przestronny hol robił wrażenie.
-Jeśli tak wygląda hol tego pałacu, to jak wygląda sala balowa?-zapytała Elajza.
-Przekonajmy się.-zaproponowała Julie. Elajza, ja i Julie złapałyśmy się pod ręce i ruszyłyśmy za resztą w poszukiwaniu sali balowej.
-To chyba te drzwi.-Marucho wskazał na potężne bogato zdobione otwarte drzwi. Właśnie wchodziła przez nie jakaś para.
-Masz rację Marucho.-powiedziała Runo. Poszliśmy w stronę drzwi.
-Marucho...twoi rodzice zapomnieli nas uprzedzić że...ten bal...to bal maskowy.-powiedziała Elajza.
Wszyscy zgromadzeni mieli na twarzy maski.
-No cóż, przynajmniej mamy pewność że jako jedyni będziemy się wyróżniać w tym tłumie sztywniaków.-powiedział Dan.
-I łatwiej się odnajdziemy.-dodała Alice.
W tym momencie rozdzieliliśmy się.
Zaczęłam iść przez salę. Nie wszyscy tańczyli. Część gości stała przyglądając się tańczącym. Orkiestra grała znane mi dobrze z lekcji muzyki utwory najsłynniejszych wykonawców, renesansu, baroku, romantyzmu.
Przeszłam na sam koniec sali. Tam znajdowały się jeszcze jedne drzwi. Wyjrzałam przez nie. W sali tej znajdowały się stoliki, krzesła i wspaniale zastawione stoły. To musiał być bufet. Już miałam wyjść kiedy przy stoliku z przekąskami dostrzegłam Dan i Runo. Dan właśnie wyjadał wszystkie przystawki jakie znajdowały się na owym stole. Runo spokojnie chciała go przekonać do- jak podejrzewam- zaproszenia jej do tańca. Spojrzałam na Misaki. Ona dostrzegła mój wzrok i rzuciła mi spojrzenie pełne gniewu i bezradności. Wzrokowo przekazałam jej wyrazy współczucia połączone z wiadomością "jeśli Kuso za pięć minut nie odklei się od tego bufetu to ty i ja idziemy szukać kucharza żeby pożyczył nam tasaki."
Runo zaśmiała się delikatnie. Ja mrugnęłam do niej porozumiewawczo po czym wyszłam z sali.
Kiedy wróciłam do sali balowej grała spokojna muzyka. Alice tańczyła z Shunem, a Mira z Ace'em. Duży pozłacany zegar wskazywał godzinę 22:43.
JAKIM CUDEM?!
A no tak. Inna strefa czasowa.
Czyli my jednak się spóźniliśmy. Bal trwał już w najlepsze od prawie dwóch godzin.
Patrzyłam na tańczące pary. Na kobiety w pięknych sukniach i maskach. Wydają się takie szczęśliwe. Beztroskie. Nic dziwnego. Są przecież angielską arystokracją.
Wyszłam na balkon. Cały balkon osłonięty był delikatną, nie aż tak strasznie okrągłą kopułą. Kopułę tę podtrzymywały piękne marmurowe kolumny które moim zdanie niezbyt pasowały do wyglądu tego zamku(zresztą jak i cały ten balkon). Księżyc świecił w pełni. Nie wiem dlaczego, ale wydał mi się piękniejszy niż zazwyczaj. Granatowe niebo też było dziś jakieś inne. Tak samo gwiazdy. Oparłam się o jedną z kolumn.
Przez szklane drzwi było widać tańczących gości.
Też chciałam bym zatańczyć. Nic mi z tego że jestem dziś pięknie ubrana. Nie wiem po co się tak stroiłam. Po to żeby podpierać ściany? Odwróciłam się plecami do drzwi i oparłam się na grubej, pięknie zdobionej marmurowej poręczy. Wiał delikatny wietrzyk. Usłyszałam czyjeś ciche kroki. Zignorowałam to.
-Piękna pani?-rozległ się czyjś spokojny i lekko ściszony głos za moimi plecami. Odwróciłam się. Stał przede mną wysoki blondyn w masce ubrany w biały elegancki, lecz nowoczesny garnitur. Do garnituru jako element ozdobny za pomocą złotych klamer przypięta była śnieżnobiała ciągnąca się po ziemi , przetykana gdzie nie gdzie złotymi nićmi peleryna. Chłopak wyciągną ku mnie odzianą w białą rękawiczkę dłoń.-Mógłbym prosić cię do tańca?
Nie wiem dlaczego, ale moje serce przyśpieszyło swe bicie. Zrobiło mi się gorąco. Podałam mu dłoń. I kiwnęłam głową na "tak".
*-tak na serio to w zamku Windsore nie wprowadzono takich zmian. Ja wprowadziłam je na potrzeby rozdziału. Więc proszę tego nie traktować jako informacji wygrzebanej z najgłębszych odmętów Wikipedii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz