Jasność. Widzę jasność. Zapewne jest dzień, albo to moja wyobraźnia. Otworzyłam lekko oczy. Tak. Jest dzień. Podniosłam się. Jestem...u Marucho. Jakim cudem?
-Witaj Elz. Dobrze się czujesz?-Centurion podleciał do mnie.
-Tak. Dobrze się czuję. A...co się w ogóle stało? Ostatnie co pamiętam to twarz Spectry...a potem ciemność.
-Ty i Keith walczyliście przeciwko Shadow'owi i Mylene. Kiedy Prove i Farrow aktywowali super moce ty i ja rzuciliśmy się żeby zasłonić Helisa i Keitha przed atakiem. Siła wybuchu odrzuciła nas do tyłu. Ja zmieniłem się w formę kulistą, a ty spadałaś w dół. Złapał cię Helios, a mnie Spectra. Potem odpłynęłaś.
-Aha...A ile czasu upłynęło od tej bitwy?
-Dwa dni.
-DWA DNI?!
-Tak.-odparł spokojnie.
-Jak się znalazłam w pokoju?
-Spectra cię tu przyniósł. Alice zmieniła ci opatrunek, a Runo sprawdziła czy nic ci nie jest.
Przyjrzałam się świeżemu opatrunkowi na nadgarstku.
-Więc nasi przyjaciele już o tym wiedzą...
-Głupiutkie pytanie. Spectra nie mógł przecież zataić przed nimi tej walki jak i nieprzytomną ciebie. Z resztą wróciliście, a raczej Spectra wrócił gdzieś tak o trzeciej albo drugiej w nocy. Nie wiem dokładnie o której, straciłem rachubę czasu.
-Rozumiem.
***
(narracja trzecio osobowa)
-Jak myślicie obudziła się już?-spytał ściszonym głosem Dan.
On jak i inni Młodzi Wojownicy szedł właśnie do pokoju Brettley aby zobaczyć jak się ona czuje.
-Na pewno. Przecież nie mogłaby tyle spać.-powiedziała Runo.
-No wiesz...znam wiele osób które długo śpią, ale Elz bije już wszelkie rekordy.-odezwała się Elajza.
-Więc powiadasz że dwa dni snu to dla niektórych ludzi za dużo?-spytał Marucho.
-Na pewno. No chyba że znasz kogoś kto potrafi dłużej spać.
Marucho nie musiał się długo zastanawiać nad odpowiedzią.
-Nie.
-To kto chce wejść do niej pierwszy?-zadał pytanie Kuso.
-Ty wejdź.-zdecydowała Elajza.
Dan otworzył powoli drzwi. Wszedł jako pierwszy, a za nim reszta.
-Witaj Elz.-powiedziała na przywitanie Runo.
Białowłosa uśmiechnęła się do niej.
***
(z perspektywy Elz)
-Cześć wam. Miło że mnie odwiedziliście.
-Wszystko jest już dobrze?-spytała Mira z troską.
-Tak. Czuję się wyjątkowo wypoczęta.-przeciągnęłam się, aby rozprostować kości.
Elajza zaśmiała się.
-Nie dziwię się. Dwa dni w końcu leżałaś w łóżku.
Również się zaśmiałam.
-Która jest właściwie godzina?-spytałam.
-Jeszcze jest wcześnie. Jest dopiero siódma bodajże.-odpowiedział mi Dan.
-Więc jeszcze załapiesz się na śniadanie.-dodała Julie.
-Aaaa...gdzie reszta?-spytałam patrząc na przyjaciół. Z Młodych Wojowników nie było tylko Shuna i Alice. Natomiast z Ruchu Oporu nie było nikogo.
-Spectra, Gus i Mira są w Vestali. A Ace i Baron łażą gdzieś po mieście.-odpowiedział mi Marucho.
-Co? Spectra, Mira i Gus w Vestali?
-Tak. Toczą tam bitwę z Lync'em i Voltem.
-Czyżby jakiś nowy plan Zenohelda?
-Najprawdopodobniej.-wtrącił się Dan.-Ale doprawdy nie wiem dlaczego ten łajdak kazał Vexosom zaatakować Vestalie.
Nie pytałam gdzie są Shun i Alice.
-Co? Spectra, Mira i Gus w Vestali?
-Tak. Toczą tam bitwę z Lync'em i Voltem.
-Czyżby jakiś nowy plan Zenohelda?
-Najprawdopodobniej.-wtrącił się Dan.-Ale doprawdy nie wiem dlaczego ten łajdak kazał Vexosom zaatakować Vestalie.
Nie pytałam gdzie są Shun i Alice.
-Aha.
Więc ich nie ma. Szkoda. Miałam nadzieję że uda mi się porozmawiać ze Spectrą. Chciałam mu podziękować. Po raz drugi ocalił mi życie. Gdyby nie on byłabym teraz martwa.
-Wiecie co...mam dosyć już siedzenia w tym łóżku. Czas coś zrobić. Obmyślić plan. W końcu Zenoheld na pewno coś teraz planuje.
Wyskoczyłam z ciepłego łóżka.
Podeszłam do drzwi prowadzących do łazienki.
-Dobra, tylko się pośpiesz.-powiedział Dan.
-Człowieku DWA dni nie brałam prysznica! Śmierdzę jak skunks, a ty mi tu mówisz pośpiesz się?!
-Dobra chodźmy już.-powiedziała Runo i wypchnęła szatyna za drzwi.
-Będziemy w jadalni jakby co.-zwróciła się do mnie Julie.
-Dobrze.-weszłam do łazienki. Jeny naprawdę spałam dwa dni? Tak długo?! To straszne! Straciłam dwa dni życia! Spojrzałam na wannę, a potem na prysznic. Wanna. Napuściłam wody po czym rozebrałam się i weszłam do wanny. I w ten rozległ się jakiś dziwny stukot. Hmmm...to pewnie Runo za coś przywaliła Danowi. Taa...szkoda że nie ma reszty naszych przyjaciół. I dlaczego Zenoheld kazał Vexosom zaatakować Vestalię?!
-Pośpiesz się!-usłyszałam stłumiony głos Daniela.
O ile się nie mylę to mieli czekać w jadalni. No chyba że Julie mnie okłamała co jest mało prawdopodobne.
-Ech...Daj mi spokój Dan!
Szybko się umyłam. Nawet w łazience nie mogę mieć świętego spokoju?! Kiedy z niej wyszłam od razu podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej czarną spódniczkę w fioletową kratę, czarną bluzkę i rękawiczki w czarno-fioletowe paski. Do tego czyste fioletowe skarpetki sięgające powyżej kolan. Czegoś tu brakuje...A racja! Butów. Otworzyłam drzwiczki małej szafeczki w której trzymałam swoje obuwie. Czarne czy fioletowe trampki? Hmm...oto dylemat każdej nastolatki! Które wybrać jeśli obie pary są cudne i do tego wygodne? Czarne!
-Elz kończysz już?-zapytał Dan.
-Jaki żal.-szepnęłam do siebie.-Tak Dan!
-Nie zapomnij o Darksnajderze.-przypomniał mi Centurion.
Spojrzałam na niego oczyma pełnymi zdziwienia.
-Jeśli ktoś go znajdzie...Zaczną się pytania...
-Ach! No tak.
Wróciłam do łazienki i wyjęłam z kieszeni spódniczki ów bakugana.
-Tylko gdzie by go tu schować...
-ELZ!
-Oj zamknij się!-wrzasnęłam i pośpiesznie schowałam bakugana pułapkę do kieszeni. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je z takim impetem że Dan aż podskoczył ze strachu.
-Jezu...mogłabyś delikatniej otwierać te drzwi?
-A mógłbyś się na chwilę zamknąć?
-Nie! Nie mógłbym na chwilę się zamknąć!
-Przestań okej?
-Przestań okej?-papugował mnie Dan.
-Nie powtarzaj po mnie!
-Nie powtarzaj po mnie!
***
Wrzaski dochodzące dwa pietra wyżej wzbudziły w reszcie Wojowników nieposkromioną ciekawość.
-Ciekawe o co im tym razem poszło.-zastanawiała się na głos Runo.
-Nie wiem. Zapewne znów o jakąś błahostkę się kłócą.
-No to niech przestaną bo głowa zaczyna mnie boleć.-Elajza potarła bolące skronie.
-Popieram.-zgodził się Marucho.
Weszli na piętro. Dostrzegli kłócących się Dana i Elz.
-Powiedziałam ci coś!
-Powiedziałam ci coś!-nadal powtarzał po mnie Dan.
Jeszcze chwila, a mu przywalę!
-Czemu się tak kłócicie?-zapytała Elajza podbiegając do nas wraz z resztą Wojowników.
-Nie daje mi spokoju odkąd tylko poszliście!
-Dan! Nauczyłbyś się kultury w końcu!-Runo przywaliła brunetowi z pięści prosto w twarz.
Ha, ha! Punkt dla mnie!
Kuso zmrużył oczy i wystawił mi język jak małe dziecko na placu zabaw. Odpowiedziałam mu tym samym. Zaczęliśmy się ponownie kłócić.
-Jak dzieci.-załamała ręce Julie.
-W pełni się z tobą zgadzam Julie.-przyznała Elajza.
-Przestańcie. Przyjaciele nie powinni się kłócić.-uspokoił nas Centurion wraz z Drago staną pomiędzy nami.
-To prawda.-zgodził się Drago.
-To on zaczął.-oboje z Danny'm odwróciliśmy się do siebie plecami.
-No, a teraz proszę mi się pogodzić.-do akcji wkroczyła Elajza.
-NIE!-wrzasnęliśmy oboje z Danem w tym samym czasie. Spojrzeliśmy na siebie i znów krzyknęliśmy jednocześnie:
-ZAMKNIJ SIĘ!
-Teraz to ty po mnie powtarzasz!-wrzasną Kuso.
-Ha!-wskazałam na niego palcem oskarżycielsko.-Czyli przyznajesz że uprzednio to ty po mnie powtarzałeś?
-Nic takiego nie powiedziałem.
-Ale nie zaprzeczyłeś!
-Oj zamknij się Brettley!
-To ty się zamknij Kuso!
-OBOJE SIĘ ZAMKNIJCIE!-wrzasnęła Elajza.
Oboje z Danem przerwaliśmy kłótnie.
-A teraz proszę mi się przytulić i pogodzić!-rozkazała Karo.
-W życiu!-znowu powiedzieliśmy jednocześnie.
Zaczyna mnie to powoli irytować...
-No? Czekam.
Przytuliłam się do Dana jak pięciolatka.
-Przepraszam.-szepnęłam.
-Ja również.-on również szepną.
-Jeny trzeba poszukać dla was niańki. Was nie można zostawiać bez opieki bo zaraz się pozabijacie.-powiedziała Julie.
Oboje z Danem wybuchliśmy śmiechem. Ponownie przytuliłam się do Dana.
-Oj bo zaraz Runo będzie zazdrosna.-zaśmiała się Julie.
-Nie będzie.-powiedział Dan.-W końcu Elz to moja mała "siostrzyczka".
-Ej! To że jesteś starszy o miesiąc nie oznacza że możesz mówić na mnie mała. To tylko miesiąc różnicy. Też cię tak będę nazywać mały!-fuknęłam.
-A tylko spróbuj!
-I znowu się zaczyna...-westchnęła Julie.
-Tak. Ale pomyśl Julie jak nasze życie wyglądałoby bez tej dwójki.-powiedziała Elajza z uśmiechem na ustach.
-Wyglądałoby o wiele lepiej.-powiedział Marucho.
Wszyscy się zaśmialiśmy.
-No dobra chodźcie na śniadanie.-powiedziała Runo.
-Kto ostatni w jadalni ten frajer!-krzykną Kuso wybiegając przed nas.-Przegrasz Elz!
-Niedoczekanie twoje.-również puściłam się biegiem. Reszta poszła w moje ślady.
Do jadalni dobiegliśmy zdyszani i zmęczeni. Zastaliśmy w niej suto zastawiony stół.
-Elz, a może ty faktycznie jesteś spokrewniona z Danem?-spytała Elajza patrząc jak ja i Dan nakładamy sobie na talerze dokładnie to samo, czyli: gofry z czekoladą i syropem klonowy.
-Może i tak, ale w końcu moja ciocia Melinda i mama Dan znają się od czasów podstawówki.
-A najlepsze w tym jest ot że one się znały, a my nie.-powiedział Dan.
-Tak. I musieliśmy poznać się dopiero na czacie.-dodałam.
-Panienko Elz ma panienka gości.-do jadalni wszedł Kato.
-Jakich?
-Elizabeth Brettley! Mogę wiedzieć dlaczego nie odbierasz od nas telefonów?-spytała wściekła ciocia Clara wchodząc do jadalni.
Zamurowało mnie.
-C-ciociu? Co...-nie dokończyłam. Do jadalni weszły ciocia Melinda i ciocia Sophie.
-Elz czemu nie odbierałaś telefonu?-spytała ciocia Melinda. W jej oczach dostrzegłam smutek i zawód.-Myślałam że potrafisz być odpowiedzialna. Kiedy dzwonimy by dowiedzieć się czy wszystko z tobą w porządku ty nie odbierasz.
-Przepraszam, ale ja nie wiedzia...-urwałam. Co miałam im powiedzieć? Wybaczcie, ale nie mogłam odebrać bo leżałam nieprzytomna przez dwa dni?! Nie ma mowy. W życiu im tego nie powiem.
-Próbowałyśmy się do ciebie dodzwonić, a ty nie odbierałaś. Wiesz jak myśmy się wystraszyły?! Bałyśmy się że coś ci się stało!-w głosie cioci Sophie wyczułam ten sam zawód co w głosie cioci Melindy. Zawiodłam je. Myślały że umiem sobie poradzić. Tak się umówiłyśmy. Zanim wyruszyłyśmy do Nowej Vestroii. Przekonałam je jednak aby dzwoniły do mnie tylko wtedy kiedy coś poważnego się wydarzy. A więc co tak ważnego się wydarzyło?
-Po co dzwoniłyście?-spytałam i spuściłam wzrok żeby na nie, nie patrzeć.
-Najpierw to ty odpowiedz na nasze pytanie. Dlaczego nie odbierałaś?-spytała ciocia Clara.
Spojrzałam na Wojowników. Oni patrzyli na mnie lekko przerażeni. Nie mogę powiedzieć moim ciotkom prawdy.
-Byliśmy w Vestroii, a tam jest słaby zasięg.-wtrącił się do rozmowy Dan. Popatrzyłam na niego.
-Dokładnie.-dołączyła się Elajza.
-Ach...w Vestroii.-powtórzyła ciocia Clara.- No cóż mam nadzieję Elz że miło spędziłaś w niej czas. Bo już więcej tam nie polecisz!
Zbladłam niczym trup.
-C-co?-wykrztusiłam.
-Tak. Umowa była jasna. Nie dotrzymałaś jej więc musisz ponieść karę.
Wszystkie moje ciotki podeszły do mnie.
-Nie błagam...-wyszeptałam. Oczy mi się zaszkliły.
-Obiecałaś nam coś droga panno i...-ciocia Clara złapała mnie za świeżo zabandażowany nadgarstek.-Co to jest?
-Nic.-delikatnie się jej wyrwałam.
-Elz co zrobiłaś w nadgarstek?-zapytała mnie spokojnie ciocia Sophie.
-Nic.-powtórzyłam.
-Elz nie kłam. Zrobiłaś sobie to w Vestroii prawda?
-...Tak.-skłamałam.
-Czyli jednak te wasze misje nie są takie bezpieczne jak mówiłaś.-rzekła ciocia Clara.
-Pożegnaj się z przyjaciółmi. Już więcej ich nie zobaczysz.-ton głosu ciotki Sophie był oschły.
Po moich policzkach popłynęły łzy. Całą falą zalały moja twarz.
Cześć moi drodzy!:))
Oto 28 rozdział!^-^
Dan: On jest taki smutny. :'(
Wiem, następny też niestety taki będzie, ale mam nadzieję że mi to wybaczycie.:)
Pozdrawiam wasza Elz.
Weszli na piętro. Dostrzegli kłócących się Dana i Elz.
-Powiedziałam ci coś!
-Powiedziałam ci coś!-nadal powtarzał po mnie Dan.
Jeszcze chwila, a mu przywalę!
-Czemu się tak kłócicie?-zapytała Elajza podbiegając do nas wraz z resztą Wojowników.
-Nie daje mi spokoju odkąd tylko poszliście!
-Dan! Nauczyłbyś się kultury w końcu!-Runo przywaliła brunetowi z pięści prosto w twarz.
Ha, ha! Punkt dla mnie!
Kuso zmrużył oczy i wystawił mi język jak małe dziecko na placu zabaw. Odpowiedziałam mu tym samym. Zaczęliśmy się ponownie kłócić.
-Jak dzieci.-załamała ręce Julie.
-W pełni się z tobą zgadzam Julie.-przyznała Elajza.
-Przestańcie. Przyjaciele nie powinni się kłócić.-uspokoił nas Centurion wraz z Drago staną pomiędzy nami.
-To prawda.-zgodził się Drago.
-To on zaczął.-oboje z Danny'm odwróciliśmy się do siebie plecami.
-No, a teraz proszę mi się pogodzić.-do akcji wkroczyła Elajza.
-NIE!-wrzasnęliśmy oboje z Danem w tym samym czasie. Spojrzeliśmy na siebie i znów krzyknęliśmy jednocześnie:
-ZAMKNIJ SIĘ!
-Teraz to ty po mnie powtarzasz!-wrzasną Kuso.
-Ha!-wskazałam na niego palcem oskarżycielsko.-Czyli przyznajesz że uprzednio to ty po mnie powtarzałeś?
-Nic takiego nie powiedziałem.
-Ale nie zaprzeczyłeś!
-Oj zamknij się Brettley!
-To ty się zamknij Kuso!
-OBOJE SIĘ ZAMKNIJCIE!-wrzasnęła Elajza.
Oboje z Danem przerwaliśmy kłótnie.
-A teraz proszę mi się przytulić i pogodzić!-rozkazała Karo.
-W życiu!-znowu powiedzieliśmy jednocześnie.
Zaczyna mnie to powoli irytować...
-No? Czekam.
Przytuliłam się do Dana jak pięciolatka.
-Przepraszam.-szepnęłam.
-Ja również.-on również szepną.
-Jeny trzeba poszukać dla was niańki. Was nie można zostawiać bez opieki bo zaraz się pozabijacie.-powiedziała Julie.
Oboje z Danem wybuchliśmy śmiechem. Ponownie przytuliłam się do Dana.
-Oj bo zaraz Runo będzie zazdrosna.-zaśmiała się Julie.
-Nie będzie.-powiedział Dan.-W końcu Elz to moja mała "siostrzyczka".
-Ej! To że jesteś starszy o miesiąc nie oznacza że możesz mówić na mnie mała. To tylko miesiąc różnicy. Też cię tak będę nazywać mały!-fuknęłam.
-A tylko spróbuj!
-I znowu się zaczyna...-westchnęła Julie.
-Tak. Ale pomyśl Julie jak nasze życie wyglądałoby bez tej dwójki.-powiedziała Elajza z uśmiechem na ustach.
-Wyglądałoby o wiele lepiej.-powiedział Marucho.
Wszyscy się zaśmialiśmy.
-No dobra chodźcie na śniadanie.-powiedziała Runo.
-Kto ostatni w jadalni ten frajer!-krzykną Kuso wybiegając przed nas.-Przegrasz Elz!
-Niedoczekanie twoje.-również puściłam się biegiem. Reszta poszła w moje ślady.
Do jadalni dobiegliśmy zdyszani i zmęczeni. Zastaliśmy w niej suto zastawiony stół.
-Elz, a może ty faktycznie jesteś spokrewniona z Danem?-spytała Elajza patrząc jak ja i Dan nakładamy sobie na talerze dokładnie to samo, czyli: gofry z czekoladą i syropem klonowy.
-Może i tak, ale w końcu moja ciocia Melinda i mama Dan znają się od czasów podstawówki.
-A najlepsze w tym jest ot że one się znały, a my nie.-powiedział Dan.
-Tak. I musieliśmy poznać się dopiero na czacie.-dodałam.
-Panienko Elz ma panienka gości.-do jadalni wszedł Kato.
-Jakich?
-Elizabeth Brettley! Mogę wiedzieć dlaczego nie odbierasz od nas telefonów?-spytała wściekła ciocia Clara wchodząc do jadalni.
Zamurowało mnie.
-C-ciociu? Co...-nie dokończyłam. Do jadalni weszły ciocia Melinda i ciocia Sophie.
-Elz czemu nie odbierałaś telefonu?-spytała ciocia Melinda. W jej oczach dostrzegłam smutek i zawód.-Myślałam że potrafisz być odpowiedzialna. Kiedy dzwonimy by dowiedzieć się czy wszystko z tobą w porządku ty nie odbierasz.
-Przepraszam, ale ja nie wiedzia...-urwałam. Co miałam im powiedzieć? Wybaczcie, ale nie mogłam odebrać bo leżałam nieprzytomna przez dwa dni?! Nie ma mowy. W życiu im tego nie powiem.
-Próbowałyśmy się do ciebie dodzwonić, a ty nie odbierałaś. Wiesz jak myśmy się wystraszyły?! Bałyśmy się że coś ci się stało!-w głosie cioci Sophie wyczułam ten sam zawód co w głosie cioci Melindy. Zawiodłam je. Myślały że umiem sobie poradzić. Tak się umówiłyśmy. Zanim wyruszyłyśmy do Nowej Vestroii. Przekonałam je jednak aby dzwoniły do mnie tylko wtedy kiedy coś poważnego się wydarzy. A więc co tak ważnego się wydarzyło?
-Po co dzwoniłyście?-spytałam i spuściłam wzrok żeby na nie, nie patrzeć.
-Najpierw to ty odpowiedz na nasze pytanie. Dlaczego nie odbierałaś?-spytała ciocia Clara.
Spojrzałam na Wojowników. Oni patrzyli na mnie lekko przerażeni. Nie mogę powiedzieć moim ciotkom prawdy.
-Byliśmy w Vestroii, a tam jest słaby zasięg.-wtrącił się do rozmowy Dan. Popatrzyłam na niego.
-Dokładnie.-dołączyła się Elajza.
-Ach...w Vestroii.-powtórzyła ciocia Clara.- No cóż mam nadzieję Elz że miło spędziłaś w niej czas. Bo już więcej tam nie polecisz!
Zbladłam niczym trup.
-C-co?-wykrztusiłam.
-Tak. Umowa była jasna. Nie dotrzymałaś jej więc musisz ponieść karę.
Wszystkie moje ciotki podeszły do mnie.
-Nie błagam...-wyszeptałam. Oczy mi się zaszkliły.
-Obiecałaś nam coś droga panno i...-ciocia Clara złapała mnie za świeżo zabandażowany nadgarstek.-Co to jest?
-Nic.-delikatnie się jej wyrwałam.
-Elz co zrobiłaś w nadgarstek?-zapytała mnie spokojnie ciocia Sophie.
-Nic.-powtórzyłam.
-Elz nie kłam. Zrobiłaś sobie to w Vestroii prawda?
-...Tak.-skłamałam.
-Czyli jednak te wasze misje nie są takie bezpieczne jak mówiłaś.-rzekła ciocia Clara.
-Pożegnaj się z przyjaciółmi. Już więcej ich nie zobaczysz.-ton głosu ciotki Sophie był oschły.
Po moich policzkach popłynęły łzy. Całą falą zalały moja twarz.
Cześć moi drodzy!:))
Oto 28 rozdział!^-^
Dan: On jest taki smutny. :'(
Wiem, następny też niestety taki będzie, ale mam nadzieję że mi to wybaczycie.:)
Pozdrawiam wasza Elz.
Cudo! *u* Nie wiesz jak ja się cieszę że w końcu mogłam to przeczytać! Elz i Dan to chyba rzeczywiście są spokrewnieni! xD Ehh... Skąd ja znam te sytuacje z nieodbieraniem telefonu. xD No ale to chyba za ostra kara, jak za kilka nieodebranych. ^^' Mam nadzieję że ciotki szybko dadzą spokój! No to pozdrawiam i czekan na next! ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie:))).
UsuńDan: Ja nie jestem z nią spokrewniony!
Oj zamknij się i mnie przytul.
Dan(tuli Elz): Ciekawe co by powiedział Spectra jakby nas teraz zobaczył.
Nic by nie powiedział bo ty jesteś dla mnie jak brat i on dobrze o tym wie.^^
Nom, ja też coś nie coś wiem z tym nieodbieraniem telefonów XD.
Oj one niestety tak łatwo Elz nie odpuszczą.^^
Również pozdrawiam:)))
Mam takie przeczucie że ten rozdział rzezywiście jest smutny :( ale i tak poprawił mi humor :D wróciłam do domu po 3 godzinnym spacerze. Nic mi się nie chciało więc taka myśl że zajrze na twojego bloga. Zajrzałam a tu taka miła niespodzianka. :D jak czytałam jak Dan i Elz się kłucą to po pierwsze odrazu naszła mnie myśl " ej może oni faktycznie są spokrewnieni? O.o" a po drugie to chciało mi się tak śmiać :DD. Humor odrazu się poprawił. Ale pozniej.... no nie! Ciotki nie mogą tego zrobić Elz. Nie! :((((( Dlaczego? Why? To chyba najgorsza kara z możliwych. Chociaz jeszcze gorsza to by było zabranie Centuriona... Oby tylko się tak nie stało! Czekam nn :)))))
OdpowiedzUsuń~Pozdrawiam~ :*
Jeny coś mi się pochrzaniło. Poniższy kom jest odpowiedzią na twojego koma Vanesso;)
UsuńI to jak. Jeden chyba z najsmutniejszych. Ale cieszę się że rozdział się podobał^^
OdpowiedzUsuńDan: Bez przesady będą smutniejsze.
Skąd to wiesz?
Dan(chytry uśmieszek): Bo zakosiłem ci zeszyt.
Ty debilu!
Dan: Kogo nazywasz debilem kretynko?!
Kogo nazywasz kretynką frajerze?!
Dan: Kogo...
Elajza: EJ! Może przestaniecie się kłócić?!
No dobra.
Nom niestety, ale one to zrobią. A ty wiesz że z tym zabraniem Centuriona to miałam podobny pomysł? :D
Nowa notka też pojawi się szybko;))
Pozdrawiam:))))